Wiedźmin: Rodowód krwi narobił książkom smrodu. Recenzja serialu

Budżetowy Wiedźmin mógł wyjść gorzej, ale i tak nie jest wybitnie. Ciężko uwierzyć, że za produkcję odpowiadają fani książek, bo klimatu sagi po prostu nie czuć. Ale chyba nikt nie oczekiwał niczego innego.

nasze opinie
Zbigniew Woźnicki 13 grudnia 2022
53
Źrodło fot. Wiedźmin: Rodowód krwi, showrunner: Declan de Barra, Netflix 2022
i

Od pierwszych zapowiedzi Wiedźmina: Rodowodu krwi coś śmierdziało – i nie chodzi tu o nieumytego Zoltana. Udostępniane informacje były szczątkowe, zwiastuny nijakie, a wieści o skróceniu produkcji o całe dwa odcinki, po wycięciu gorszych scen, mówiły same za siebie. Produkcja straciła nawet miano serialu i zaczęto Rodowód krwi nazywać „czteroodcinkowym wydarzeniem specjalnym”. Brzmi wybitnie zachęcająco…

No cóż, co tu dużo mówić. Raczej nikt nie spodziewał się wybitnego dzieła, które zrewolucjonizuje gatunek fantasy i przywróci wiarę fanów Wiedźmina w Netflixa, że firma jednak umie udźwignąć wagę coraz popularniejszej marki. Jeśli ktoś tak myślał, to składam moje najszczersze kondolencje. Ale może przejdźmy do historii, dlatego rozsiądźcie się wygodnie.

Karty podarunkowe do Netflixa kupisz tutaj

Dawno, dawno temu…

… za górami, za lasami żył król elfów. Dopiero zaczynał rządy i chciał zakończyć wojnę, która od tysiąca lat trwała pomiędzy skłóconymi królestwami. Władcy udało się porozumieć z innymi przywódcami, a jednemu z nich obiecał rękę swojej siostry. Księżniczka jednak nie chciała wychodzić za starego króla, ponieważ sama chciała decydować o swoim losie. Jej kochanek został wygnany z dworu, ponieważ nie był godny królewskiej krwi i łącząca ich miłość nie miała znaczenia. W międzyczasie zły nadworny czarodziej planował, w jaki sposób mógłby przejąć władzę w elfim królestwie.

Ukochany będący banitą na swojej drodze spotyka kolejne postacie. Niektóre są wobec niego wrogo nastawione, a innym zdaje się być wszystko jedno, kim elf był w przeszłości. Różni ich wiele, a łączy cel ocalenia królestwa. Ruszają więc w podróż, a na swojej drodze napotykają przeciwności losu. Na szczęście mają swoją przyjaźń, która wykiełkowała po drodze, oraz niesamowity spryt. Dzięki temu szczęśliwe zakończenie wydaje się nieuniknione i w zasięgu ręki. Koniec.

Wiedźmin: Rodowód krwi narobił książkom smrodu. Recenzja serialu - ilustracja #1
Wiedźmin: Rodowód krwi; Declan De Barra; Netflix; 2022

Jeśli powyższe akapity brzmiały jak bajka, to dokładnie tak miało być. Przez cały seans odnosiłem wrażenie, że przed oczami mam jakąś dobranockę, do której dla niepoznaki dodano bardziej dojrzałe elementy. Wiedźmin: Rodowód Krwi jest całkowicie wyciśnięty z atmosfery książek Andrzeja Sapkowskiego. Mogły być odcienie szarości, a dostaliśmy czarno-białe tanie ksero z lekcji angielskiego. W sumie od samego początku widać, kto jest dobry, a kto jest zły. Wiemy, że ci drudzy po prostu muszą zostać pokonani, ponieważ dobro, moc przyjaźni i prawdziwa miłość zawsze zwyciężają.

Jest po prostu tandetnie i bajkowo. Łobuz zmienia swoje nastawienie, ponieważ pewna kobieta zobaczyła w nim dobro. Otrzymaliśmy także wiedźminową relację w stylu Legolasa i Gimliego, ale zrobioną po kosztach. Opowieść jest niestety do bólu przewidywalna, a tego, jak skończą dani bohaterowie, nie sposób się nie domyślić. Całości dopełniają radosne przepychanki słowne oraz ociekające słodyczą okrzyki podczas walki o wolność, które jakoś kompletnie nie pasują do dziejącej się akcji. Po takim Wiedźminie to po prostu kąpiel, w pajacyka i do spania.

W Rodowodzie krwi tanim plastikiem zalatuje z daleka

Po prostu widać, że budżet na serial nie był duży. Prawdopodobnie dyrektor generalny Netflixa wyjął drobne ze skarbonki swojego dziecka, dał twórcom i życzył powodzenia. Przez cały czas rzuca się w oczy fakt, że Wiedźmin: Rodowód krwi nie otrzymał dużego wsparcia finansowego. Wszystkie sceny podróży na pewno były kręcone w tym samym miejscu, przez co zielone równiny widzimy wyjątkowo często. Niby produkcja miała pokazać, w jaki sposób twórcy wyobrażali sobie schyłek potężnej elfickiej cywilizacji.

I albo mają kiepską wyobraźnię, albo zaskórniaki zaczęły się kończyć, ponieważ nie da się określić scenografii jako „na bogato”. Niesamowite imperium to jedno duże miasto będące stolicą, portowa wiocha, która miała niby być stolicą innego elfickiego królestwa, oraz wiocha pośrodku nie wiadomo czego. Temu wszystkiemu było bliżej do starożytnej cywilizacji, która nawet nie zaczęła się rozwijać. Do schyłku było jeszcze bardzo daleko.

Muszę jednak przyznać, że mimo tanizny i wystających wszędzie metek z podpisem „Made in China” serial nie wygląda jak najgorsza abominacja. Stroje postaci oraz efekty specjalne są znośne i nie zostałem odrzucony. Sceny walki, zwłaszcza te na początku, były całkiem dobre, a na pewno lepsze od tych z Władcy Pierścieni: Pierścieni Władzy. Spodziewałem się czegoś gorszego, a wyszło znośnie. Z większymi pieniędzmi może udałoby się zrealizować wizję starożytnej cywilizacji.

Wiedźmin: Rodowód krwi narobił książkom smrodu. Recenzja serialu - ilustracja #2
Wiedźmin: Rodowód krwi; Declan De Barra; Netflix; 2022

Ciężko jest mi to wyznać, ale pomimo wymienionych wad Wiedźmina: Rodowód krwi oglądało mi się całkiem dobrze, nie licząc końcówki, która była sporym zjazdem. Przy opisywanym niedawno Dragon Age: Rozgrzeszenie męczyłem się bardziej, a obie produkcje zrobiły z materiałem źródłowym to, co Geralt robi z czarodziejkami. A propos Geralta. W serialu mieliśmy zobaczyć, jak powstał pierwszy wiedźmin, i faktycznie zostało to przedstawione. Tyle że to indywidualna wizja twórców. Całość została niesamowicie skrócona do tylko jednej próby, którą mogliśmy poznać z sagi. Oprócz tego miałem wrażenie, że twórcy kompletnie nie zrozumieli, o co chodzi z wiedźmińskimi mutacjami, bo ich pomysł kompletnie mija się z oryginalną koncepcją.

Przed chwilą wspomniałem, że Wiedźmina: Rodowód krwi oglądało się znośnie. Ale wady produkcji po prostu uderzają po twarzy i nie da się ich zignorować. Mamy do czynienia z kolejnym dziełem, którego twórcy książki Sapkowskiego mają w postaci tapety na ścianie, a nie jako faktyczny materiał na półce czy regale. Historia jest słaba, scenografia biedna, a obcięte odcinki mówią same za siebie. To, że miałem jakąś przyjemność z oglądania Rodowodu krwi, sprawia, iż czuję się jak ten zawodnik z „1 z 10”, którego zainteresowaniami były słaby film i słaba książka. Czyli nie polecam, ale może w trakcie przerwy świątecznej włączycie, żeby po prostu przy byle czym strawić sałatkę.

Ocena: 4/10

Zbigniew Woźnicki

Zbigniew Woźnicki

Przygodę z publicystyką i pisaniem zaczął w serwisie Allegro, gdzie publikował newsy związane z grami, technologią oraz mediami społecznościowymi. Wkrótce zawitał na GRYOnline.pl i Filmomaniaka, pisząc o nowościach związanych z branżą filmową. Mimo związku z serialami, jego serce należy do gier wszelakiego typu. Żaden gatunek mu nie straszny, a przygoda z Tibią nauczyła go, że niebo i muzyka w grach są całkowicie zbędne. Przed laty dzielił się swoimi doświadczeniami, moderując forum mmorpg.org.pl. Uwielbia ponarzekać, ale oczywiście konstruktywnie i z umiarem. Na forum pisze pod ksywką Canaton.

City Hunter od Netflixa zbiera pozytywne oceny, ale recenzenci zwracają uwagę na przestarzały humor tej ekranizacji mangi

City Hunter od Netflixa zbiera pozytywne oceny, ale recenzenci zwracają uwagę na przestarzały humor tej ekranizacji mangi

Kiedy 3. sezon serialu Bridgertonowie będzie na Netflixie?

Kiedy 3. sezon serialu Bridgertonowie będzie na Netflixie?

Czy Rebel Moon - część 3 powstanie?

Czy Rebel Moon - część 3 powstanie?

„Największa głupota wszech czasów”. Producent z Netflixa nie jest fanem sposobu, w jaki wydano Fallouta

„Największa głupota wszech czasów”. Producent z Netflixa nie jest fanem sposobu, w jaki wydano Fallouta

Kiedy One Hundred Years of Solitude będzie na Netfliksie?

Kiedy One Hundred Years of Solitude będzie na Netfliksie?