Nie spodziewałem się, że Top Gun: Maverick będzie tak fenomenalnym filmem

Idąc na nowego Top Guna, nie miałem żadnych oczekiwań. W końcu kontynuacje kultowych produkcji zazwyczaj okazywały się ogromnymi porażkami. Ale nie tym razem.

news
Jan Tracz 27 maja 2022
12

Maverick jest filmowym triumfem, tytułem, który został stworzony przez ludzi rozumiejących biznes filmowy. Nie tylko otrzymaliśmy produkcję „w starym dobrym stylu” (parafrazując jedną z nowszych komedii), ale też taką, która stara się prowadzić pewien dialog albo wręcz świadomą dyskusję z częścią z 1986 roku. Film powiela wiele elementów z klasycznego tytułu, ale część z nich ubiera w bardziej nowoczesny płaszczyk. Dzięki temu mamy tutaj do czynienia ze „świeżą nostalgią”: widz jest świadomy, że tęsknił za tymi obrazami, muzyką Harolda Faltermeyera, i bardzo to wszystko „odczuwa”, jednak zdaje sobie też sprawę z jednej rzeczy: Maverick nie jest kalką.

Nie spodziewałem się, że Top Gun: Maverick będzie tak fenomenalnym filmem - ilustracja #1

Wojna czy pokój

Czysto teoretycznie starego Top Guna możemy klasyfikować jako „film wojenny”. Wszyscy jednak wiemy, że kultowe arcydzieło (tak, nie bójmy się tego słowa) Tony’ego Scotta tak naprawdę nie portretuje jakiegokolwiek konfliktu wojennego per se. Zatem o co chodzi? Filmy wojenne możemy podzielić na trzy kategorie: lądowe, morskie i takie, które dzieją się w przestworzach. Produkcje z tej pierwszej kategorii w pełni pokazują terror wojny – żołnierze zagrożeni są w każdej chwili, mieszkają w prowizorycznych barakach i zdają sobie sprawę, że w każdej chwili ich ścieżka życia może się po prostu skończyć. Te „morskie” są nieco inne: motyw batalii przeplata się z wątkami dotyczącymi warunków życia – często obserwujemy zmiany w psychice postaci oraz to, jaki wpływ na nią ma ciągła klaustrofobiczność.

Produkcja z Tomem Cruise’em należy do kategorii ostatniej. Dlaczego? Bowiem są tu piloci, stopnie wojskowe, zapierające dech maszyny, wyzwania, z jakimi bohaterowie muszą mierzyć się na lądzie, a także pewna oficjalna sfera związana z pracą pilota: szkolenia, treningi, strategie… I tak dalej. Pojawiają się kwestie rodzinne, które nieraz wpływają na te zawodowe, a sam film często kalkuluje, ile miejsca poświęcić lataniu, a ile dialogom w bazie wojskowej. Tutaj pokój jest wtedy, kiedy pilotów znajdziemy na lądzie – wiemy, że wtedy nic im nie grozi. Natomiast niebo nie jest już dla nich „bezpieczną strefą”. Jak pokazały [SPOILER Z PIERWSZEJ CZĘŚCI] losy Nicka Bradshawa, najlepszego przyjaciela Mavericka, każdy lot może okazać się tym ostatnim.

Dlaczego o tym piszę? Ponieważ twórcy – Jerry Bruckheimer i spółka – raz jeszcze podążają bardzo podobnym tropem, dzięki czemu Maverick pozwala doświadczyć nam elektryzujących wrażeń. A emocje odczuwamy zarówno wtedy, kiedy bohaterów widzimy w przestworzach, jak i wtedy, gdy muszą skonfrontować się z własnymi słabościami… właśnie na ziemi. To eklektyczna rzecz: produkcja umiejętnie skacze między dwiema przestrzeniami, pozwalając widzowi skupiać się na scenach przepełnionych aerodynamicznymi popisami, jak i na tych, które nakreślają prywatne relacje pilotów. Efektem jest dwugodzinny film o ich zmaganiach z nowym zagrożeniem, które poniekąd stwarzają sobie sami – w końcu każdy z nich jest na swój sposób „uzależniony” od latania i przestworzy. Aby spełniać się „duchowo”, piloci ryzykują życie: a więc stawka wciąż będzie tutaj naprawdę wysoka.

Starzy bohaterowie, nowe znaczenia

Nie spodziewałem się, że Top Gun: Maverick będzie tak fenomenalnym filmem - ilustracja #2

Akcja Mavericka dzieje się ponad trzydzieści lat po wydarzeniach z pierwszej części i śmiem stwierdzić, że w tym świecie – oprócz technologii i designu myśliwców – zmieniło się całkiem sporo. Bohaterowie dorośli, a także zrozumieli, że życie nie jest prostą przejażdżką bez konsekwencji. Maverick nie ma nikogo, a sam wciąż czuje się winny tego, co zdarzyło się w pierwszej części z jego przyjacielem.

Mało kto pamięta już o sukcesach Mavericka, a jego dawni znajomi albo nie żyją, albo ciężko chorują (co nawet będzie w filmie ukazane). Natomiast sama szkoła lotnicza dalej działa na bardzo podobnych zasadach: młodzi przybywają, są tak samo pewni siebie, rywalizują między sobą i wierzą, tak jak poloniści w Dniu Świra, że złapali pana Boga za nogi (pewne standardy zmieniły się w amerykańskim wojsku na przestrzeni lat – jednym z pilotów jest kobieta). Maverick – jako przyszły nauczyciel pilotów wybranych do specjalnej misji – udowodni im, jak wiele jeszcze przed nimi. W końcu widzi, że ma do czynienia z lustrzanymi odbiciami samego siebie sprzed lat – a te muszą zostać ustawione do pionu.

Film w pewien sposób redefiniuje wątki i poszczególne sceny z pierwszej części, a robi to na tyle sensownie, że widz nie ma poczucia, że cała ta kontynuacja jest jedynie zręcznym skokiem na jego portfel. Przykładowo, Maverick pokazuje, że [LEKKIE SPOILERY] romans z pierwszej części był jedynie młodzieńczą zabawą. Nie ma już Charlotte Blackwood – dotychczas nic w życiu Mavericka nie było trwałe, a on wciąż musi brnąć do przodu. To już przeszłość, a ona musi zostać jak najszybciej zapomniana. Przez przypadek spotyka swoją dawną miłość, Penny (Jennifer Connelly), która w produkcji nie będzie niepotrzebną postacią, a pewnym „aniołem stróżem”, który prowadzi bohatera, daje mu porady, a także staje się integralną częścią jego życia, dzięki czemu Maverick po raz pierwszy „ma do kogo wracać” z przestworzy.

Sporo w tym romansie ognia i ludzkiego uczucia, dzięki czemu Cruise z Connelly wypadają cholernie wiarygodnie, a widz prędko zapomina o samej Blackwood. Swoją drogą… kim jest Penny? W pierwszej części bohaterowie wspominają ją jako „poprzednią” miłość Mavericka. Ale kto powiedział, że stare uczucie nie rdzewieje? Nie jest to wcale tak bezsensowne założenie fabularne, jak się na początku filmu wydaje. A sama bohaterka nie okazuje się wcale „losową” postacią wprowadzoną na potrzeby wymuszonego wątku romantycznego.

W Mavericku jest też sekwencja, podczas której piloci grają w piłkę plażową, co bardzo przypomina scenę z pierwszego Top Guna. Scena, która wiele lat temu służyła filmowi tylko po to, by wyeksponować ciała przystojnych aktorów, dziś otrzymała nowe znaczenie. Kiedy przełożony Mavericka (grany przez Johna Hamma, wojskowego „z krwi i kości”) pyta go, dlaczego jego piloci to robią, ten odpowiada, że przecież muszą stać się zespołem. Czy wówczas ktoś kojarzył siatkówkę z „grą zespołową”? Wątpliwe, chodziło głównie o aspekt erotyczny! Do tego film w interesujący sposób poszerza wątek syna Bradshawa, w którego wciela się – bardzo przypominający filmowego ojca – Miles Teller, znany choćby z rewelacyjnego Whiplasha (2014). Nie tylko widzi się, że jest on fizycznie podobny do Anthony’ego Edwardsa, ale także to, że zaczerpnął od niego wiele nawyków. Teller gra na pianinie, śpiewa te same piosenki, czasem jest wyciszony, czasem w nim buzuje, ale zrobi wszystko – tak jak jego ojciec – by bez zawahania uratować tych, którym ufa i w których sam wierzy.

Duch serii został zachowany

Nie spodziewałem się, że Top Gun: Maverick będzie tak fenomenalnym filmem - ilustracja #3

W Mavericku dopieszczono nawet detale. Te natomiast zostaną docenione przez starych wyjadaczy, którzy sami doświadczyli magii filmu w kinach kilkadziesiąt lat wcześniej. A co my ty mamy? Ujęcia rozpoczynające film, które są bardzo podobne do tych z pierwowzoru i od początku budują klimat. Do tego raz jeszcze usłyszymy motyw przewodni czy piosenki Kenny’ego Logginsa, a Mavericka rozpoczną też te same napisy początkowe i zakończą ujęcia z aktorami przewodnimi (tak jak to miało miejsce w poprzedniej części). Maverick wciąż jest posiadaczem tej samej kurtki i tego samego stylowego motocykla Kawasaki. Co więcej, nawet zachowania w szkole pilotów pozostały bardzo podobne. Kadeci lawirują gdzieś między rywalizacją a przyjaźnią, co doprowadza do wielu sprzeczek, które intensywnością przypominają te między Maverickiem a Icemanem. A co najważniejsze – to działa!

Na uwagę zasługuje też ręka fachowca, czyli reżysera, Josepha Kosinskiego. A jest to twórca, który ma na koncie niedocenione, estetyczne Tron: Dziedzictwo (2010) czy całkiem niezłą Niepamięć z 2013 roku (też z Cruise’em). Widać, że „czuje” on tematykę, z jaką mierzy się film – każda sekwencja jest tutaj na wagę złota. Do tego Maverick zmontowany jest tak dobrze, że widz nie gubi się, kiedy film ukazuje pilotów w przestworzach. Śmiem twierdzić, że to dzieło wybitne, jeśli spojrzymy na nie z perspektywy „drugiej części, która nie miała prawa się udać”. Maverick jest praktycznie tak absorbujący jak pierwszy Top Gun, a jest to fakt godny uwzględnienia. Od lat nie otrzymaliśmy tak udanego i inteligentnie skonstruowanego blockbustera.

Ocena: 10/10

Od autora

Top Gun jest fenomenalnym filmem: to nie tylko świetnie zrealizowany feel-good movie z elementami dramatu, ale i świeża, porywająca próba ukazania rywalizacji amerykańskich pilotów. No i nie wspominając już o różnych kluczach interpretacyjnych, które można aplikować do jego teoretycznie prostej fabuły. Dlatego cieszy mnie, że świadomi ludzie zabrali się za kontynuację, dzięki czemu otrzymaliśmy produkcję, która praktycznie nie odstaje od oryginału! To godny sequel, który trzeba jak najszybciej nadrobić w kinie. Na wielkim ekranie z porządnym audio te podniebne, brawurowe manewry myśliwców okażą się cholernie ekscytujące. Jeśli za dzieciaka uwiodła was pierwsza część, tak gwarantuję: doznacie kinowego climaxu.

Jan Tracz

Jan Tracz

Absolwent Film Studies (BA i MA) na uczelni King's College London w Wielkiej Brytanii, aktualnie pisuje dla portalu Collider, WhyNow, The Upcoming, Ayo News, Interii Film, Przeglądu, Film.org.pl i GRYOnline.pl. Publikował na łamach FIPRESCI, Eye For Film, British Thoughts Magazine, Miesięcznika KINO, Magazynu PANI, WP Film, NOIZZ, Papaya Rocks, Tygodnika Solidarność oraz Filmawki, a także współpracował z Rock Radiem i Movies Roomem. Przeprowadził wywiady m.in. z Alejandro Gonzálezem Ińárritu, Lasse Hallströmem, Michelem Franco, Matthew Lewisem i Davidem Thomsonem. Publikacje książkowe: esej w antologii "Nikt Nikomu Nie Tłumaczy: Świat według Kiepskich w kulturze" (Wydawnictwo Brak Przypisu, 2023). Laureat Stypendium im. Leopolda Ungera w 2023 roku. Członek Young FIPRESCI Jury podczas WFF 2023.

Reniferek to nowy hit Netflixa. Thriller psychologiczny o stalkerce ma 100% pozytywnych recenzji na Rotten Tomatoes i opowiada wstrząsającą historię

Reniferek to nowy hit Netflixa. Thriller psychologiczny o stalkerce ma 100% pozytywnych recenzji na Rotten Tomatoes i opowiada wstrząsającą historię

Najlepsze komedie 2024, nasze top 10

Najlepsze komedie 2024, nasze top 10

Sand Land - recenzja filmu. Anime twórcy Dragon Balla przypomniało mi o dzieciństwie

Sand Land - recenzja filmu. Anime twórcy Dragon Balla przypomniało mi o dzieciństwie

Problem trzech ciał - recenzja. Serial Netflixa to niezła adaptacja trudnego do przełożenia SF

Problem trzech ciał - recenzja. Serial Netflixa to niezła adaptacja trudnego do przełożenia SF

Rozmawiamy z Marią Dębską, Maciejem Musiałem oraz twórcami serialu Kiedy ślub?

Rozmawiamy z Marią Dębską, Maciejem Musiałem oraz twórcami serialu Kiedy ślub?