Pewnie nie znasz tego filmu wyreżyserowanego przez Clinta Eastwooda, a był świetny

W połowie lat siedemdziesiątych Clint Eastwood nie miał może jeszcze statusu legendy. Ale z pewnością był jedną z najjaśniejszych gwiazd fabryki marzeń. Tylko że jako aktor, a nie reżyser. Mściciel miał to zmienić.

nasze opinie
Marek Jura 27 stycznia 2023
30
Źrodło fot. High Plains Drifter, reż. Clint Eastwood, The Malpaso Company, Universal Pictures 1973
i

Mściciel to film, który Eastwood po prostu musiał zrealizować – wywodzący się z jego westernowych korzeni i pokazujący, że aktor ma ambicje, by kręcić coś więcej (choć ostatni film o Dzikim Zachodzie zrobił dopiero w 1992, a licząc współczesne, ale utrzymane w tamtych klimatach Cry Macho, nawet w 2021). Gdyby nie Mściciel, nie powstałby cudownie subtelny Co się wydarzyło w Madison County, kończący erę klasycznych westernów i kompletnie przewartościowujący gatunkowe ideały Bez przebaczenia, wybitne oscarowe Za wszelką cenę, kultowe Gran Torino i kasowy Snajper z Bradleyem Cooperem w roli głównej.

Pewnie nie znasz tego filmu wyreżyserowanego przez Clinta Eastwooda, a był świetny - ilustracja #1
High Plains Drifter, reż. Clint Eastwood, The Malpaso Company, Universal Pictures 1973

W istocie Eastwood zaczął kręcić naprawdę rewelacyjne filmy już w XXI wieku (z kilkoma wyjątkami). Ale nie udałoby się to, gdyby nie możliwość realizacji tak oryginalnego westernu, jakim był Mściciel.

Zaslav wyśle Clinta Eastwooda na przymusową emeryturę?

Swoją drogą wciąż nie mogę się nadziwić, że szef Warnera, David Zaslav, już po jednym nieudanym filmie (bo tak, Cry Macho jest sentymentalnym gniotkiem, i nic dziwnego, że nie zarobił wiele) chce skończyć trwającą 50 lat (!) współpracę. A przecież przed chwilą studio świętowało świetnego Przemytnika, w 2014 roku zaś Snajpera, którego dostrzegła nawet Akademia i który stał się najbardziej kasowym filmem Eastwooda w całej karierze. Mam nadzieję, że ten chwilowy kryzys nie zniechęci legendy kina do realizacji kolejnych filmów – jestem pewien, że i bez Warner Bros. Eastwood ma do pokazania jako reżyser jeszcze bardzo wiele.

O prawie wszystkich filmowych (i nie tylko) dzieciach Eastwooda słów kilka

Ale wróćmy do roku 1973 i Mściciela. To nie były pierwsze reżyserskie szlify Eastwooda. Te bowiem zbierał najpierw pod okiem twórców Rawhide, a potem Sergio Leone (słynna trylogia dolarowa). To jednak wciąż nie był debiut, a mocne wejście w świat kina było mu potrzebne, by Hollywood zaczęło traktować poważnie jego reżyserskie aspiracje i sypać groszem na kolejne produkcje. Na początku nakręcił Zagraj dla mnie Misty – film o psychopatycznej wielbicielce, a potem stalkerce, która przerodziła życie swojego wybranka w piekło. To był dobry obraz w swoim gatunku – wręcz nadspodziewanie dobry na kogoś, kto do czterdziestki zajmował się tylko graniem. Ale przeszedł w zasadzie bez echa. Po prawdzie brakowało w nim też oryginalności – tych kilku cech, które znajdziemy w niemal każdym późniejszym filmie Eastwooda.

Pewnie nie znasz tego filmu wyreżyserowanego przez Clinta Eastwooda, a był świetny - ilustracja #2

W latach 50. Eastwood stał się lokalną gwiazdą dzięki Rawhide – westernowi tak bardzo klasycznemu, że bardziej się nie dało. Jak widać na obrazku, w tamtych czasach zupełnie mu to nie przeszkadzało.

Pewnie nie znasz tego filmu wyreżyserowanego przez Clinta Eastwooda, a był świetny - ilustracja #3

Od 1964 do 1966 roku Eastwood pracował wraz z Sergio Leone nad trylogią dolarową. Jego ukoronowaniem był Dobry, zły i brzydki, który na lata stał się wyznacznikiem idealnie zrobionego spaghetti westernu – pogrywającego sobie wprawdzie z niektórymi prawidłami gatunku, ale wciąż dużo z niego czerpiącego.

Pewnie nie znasz tego filmu wyreżyserowanego przez Clinta Eastwooda, a był świetny - ilustracja #4

Gdyby nie Mściciel, zapewne to właśnie Niesamowitego jeźdźca uważalibyśmy za najoryginalniejszy western Eastwooda przed 1990 rokiem. Spoglądający na plakatach w prawo główny bohater wykorzystuje dokonania Sergio Leone, Dona Siegela, filmów Johna Wayne’a, wreszcie Kurosawy i samego Mściciela. Jedyne, czego filmowi brak, to powiew świeżości.

Pewnie nie znasz tego filmu wyreżyserowanego przez Clinta Eastwooda, a był świetny - ilustracja #5

Choć w latach 90. Clint kręcił głównie przeciętne filmy, ten bez wątpienia należy do chlubnych wyjątków. Jasne, we współczesnym kinie wciąż pojawiają się westerny, jednak na dobrą sprawę ich popularność zakończył Eastwood, kręcąc Bez przebaczenia. Nie chciałbym doszukiwać się znaczeń na siłę, ale na plakacie z tego właśnie filmu Eastwood spogląda w przeciwną stronę niż inne jego ekranowe wcielenia. Do tej pory z dużym szacunkiem odnosił się bowiem do westernowych tradycji. W tym filmie wyśmiewa je wszystkie, przyodziewa w brutalny koniec, po którym pełnego happy endu być już nie może, i kończy z westernami na dobre. A przynajmniej tak się wydawało…

Pewnie nie znasz tego filmu wyreżyserowanego przez Clinta Eastwooda, a był świetny - ilustracja #6

Eastoood w tym filmie pokazał, że wciąż potrafi grać. I to w zasadzie tyle. Westernowe wątki bardziej nudziły, niż ciekawiły, a ciągnące się w nieskończoność główne założenia fabuły wcale nie dodawały mu uroku. I między innymi dlatego chciałbym, by David Zaslav się zlitował i dał Clintowi szansę rehabilitacji w nowym filmie, najlepiej będącym uwspółcześnionym westernem. Clint, zagraj nam jeszcze tyle razy, ile tylko zechcesz!

W 1968 roku Eastwoodowi urodził się pierwszy syn, Kyle, potem, w 1972 – córka Alison. Nie były to jedyne dzieci Eastwooda, ale pierwsze z jego pierwszą miłością i długoletnią żoną. W międzyczasie, w 1954 roku, Eastwood stał się ojcem Laurie Murray, dziesięć lat później zaś Kimber Lynn Eastwood. Do tamtej pory późniejszy etatowy hollywoodzki łamacz serc zdradzał żonę dyskretnie (jeśli można w ogóle użyć tego sformułowania w tym kontekście), za jej milczącym przyzwoleniem. To właśnie w latach 70. na dobre zaczął korzystać ze swojej pozycji jednego z najbardziej pożądanych przez heteroseksualne kobiety aktorów w branży. Niedługo potem oficjalnie pokazywał się z Sondrą Locke, czyniąc ze swojego małżeństwa jedynie niewiele wartą formalność. Romans z tą aktorką trwał aż 14 lat, co jak na Eastwoodowe standardy jest wynikiem naprawdę imponującym.

Pewnie nie znasz tego filmu wyreżyserowanego przez Clinta Eastwooda, a był świetny - ilustracja #7
Plakat do amerykańskiej wersji filmu w reżyserii Clinta Eastwooda, Malpaso Productions, Universal Pictures 1973

Czy da się rozpatrywać Mściciela jako dzieło samo w sobie, bez odniesień do ówczesnej sytuacji osobistej Eastwooda?

Czy wszystko to wpłynęło na Mściciela? Według mnie tak. Szczególnie w początkowych scenach widać, jakby aktor poprzez odgrywaną postać manifestował samego siebie podróżnika, lekkoducha, fana ciekawych historii, bezwzględnego łowcę nagród i zatwardziałego singla podrywacza. Zresztą Eastwood na początku bardzo często grał po prostu siebie. I za to pokochały go miliony. Zarówno Brudny Harry, jak i tajemniczy Mściciel byli bezwzględnymi ludźmi, realizującymi swój plan na życie i przestrzegający dziwacznego kodeksu sprawiedliwości. Ale przy tym tak samo charyzmatyczni, porywczy i niepozbawieni wad. I taki sam był i jest w życiu codziennym Eastwood, tylko niekoniecznie w tej kolejności.

Mściciel zaczyna się niezwykle sztampowo – oto bezimienny mężczyzna wjeżdża do małego kowbojskiego miasteczka. Tam bierze najlepszy alkohol, uprawia seks z najładniejszą dziewczyną w okolicy, rezerwuje sobie golenie i spokojnie eliminuje trzech opryszków, którzy naprzykrzali mu się od samego przyjazdu. Dzięki dynamicznemu montażowi ciężko tam się nudzić, nawet kiedy akcja nie przybiera jeszcze tak szybkiego tempa. Oniryczna atmosfera pozwala zaś dłużej zastanawiać się nad sensem poszczególnych scen. Aż do chwili, gdy nieznajomy brutalnie morduje zabójców poprzedniego szeryfa, a czyni to w ten sam sposób, w jaki zrobili to oni.

Pewnie nie znasz tego filmu wyreżyserowanego przez Clinta Eastwooda, a był świetny - ilustracja #8
High Plains Drifter, reż. Clint Eastwood, The Malpaso Company, Universal Pictures 1973

Nazwa filmu to po angielsku High Plains Drifter, czyli Wysoki równinny włóczęga. Jeśli jednak wziąć pod uwagę staroangielskie znaczenie plains, równie dobrze można uznać, że to Wysoki mężczyzna lamentujący nad tułaczem. Niejednoznaczność jest tu raczej celowa, a polski Mściciel oddaje jedynie część jego warstwy znaczeniowej. Przede wszystkim wyróżnić należy trzy wyraźne interpretacje filmu, rzadko spotykane w westernach, rzadko również w późniejszych filmach Eastwooda.

Pierwsza interpretacja

Zgodnie z pierwszą z nich tytułowy bohater to stworzenie nadnaturalne – diabeł lub anioł zemsty, który przybył do miasteczka w ciele niby-obcego mężczyzny, który jednak okazał się zastanawiająco szybko orientować, o co chodzi ze stosunkami pomiędzy mieszkańcami. Kiedy ma już wystarczające dowody, bezlitośnie morduje wszystkich winnych dokonanych zbrodni. Moralność znana z klasycznych westernów, takich jak Rawhide czy nawet późniejsze filmy z Johnem Waynem, jest tu tylko punktem wyjścia do zabawy z konwencją, dalece nawet odważniejszej niż to, co robił w trylogii dolarowej Leone, z której zresztą Eastwood obficie czerpał. Musiały go też intrygować nieraz wypełnione oniryzmem produkcje Kurosawy. Wszystko to skutkuje wieloma sugestiami w filmie, że Mściciel wcale nie jest prawdziwym człowiekiem, a nadnaturalnym bytem.

Pewnie nie znasz tego filmu wyreżyserowanego przez Clinta Eastwooda, a był świetny - ilustracja #9
High Plains Drifter, reż. Clint Eastwood, The Malpaso Company, Universal Pictures 1973

Dowodem na to ma być m.in. pierwsza scena, w której bohater nie tyle wjeżdża do miasteczka, co raczej nagle materializuje się na drodze do niej przy dźwiękach niepokojącej muzyki. Potem śnią mu się razy wymierzane skatowanemu szeryfowi. Z dużą dozą prawdopodobieństwa można stwierdzić, że nie był on pierwszą ofiarą rzezimieszków. Eastwood niezwykle brutalnie ich morduje, a po skończonej robocie wyjeżdża z miasteczka przy wtórze niepokojącej muzyki, po czym dosłownie znika.

Druga interpretacja

Druga teoria, również nadnaturalna, to ta, zgodnie z którą jest szeryfem Duncanem mszczącym się zza grobu. Potwierdza to sen, w którym na nowo przeżywa śmiertelne biczowanie, fakt, że mimo zaprzeczeń zdaje się niezwykle dobrze orientować w stosunkach miejscowych, i wreszcie końcowa scena, w której Mortdecai żali się odchodzącemu, że nigdy nie poznał jego imienia. Ten natomiast mu odpowiada – „ależ znasz”, po czym otrzymujemy nieco zbyt oczywisty rzut na nagrobek Duncana. Ta interpretacja została zresztą zasugerowana przez Eastwooda w jednym z wywiadów.

Trzecia interpretacja

Trzecia opcja brzmi dużo bardziej przyjemnie – samotny rewolwerowiec znajduje się w odpowiednim miejscu o odpowiednim czasie i zaspokaja wszystkie swoje najniższe instynkty, w tym żądzę mordowania. A że trafił akurat na wyjątkowo zdegenerowanych wrogów miasteczka, tym lepiej. Wszystkie inne fragmenty można wyjaśnić chęcią wpasowania się w rolę – skoro mieszkańcy chcą diabła, będą mieli diabła, skoro chcą ducha, będą mieli ducha, a skoro chcą mściciela, mściciela będą mieli. A reszta to tylko teatr.

Mściciel to świeży western, ale film już ciut archaiczny

Nie da się jednak ukryć, że film jest dziś już mocno archaiczny. W jednej ze scen pojawia się kobieta ewidentnie zainteresowana głównym bohaterem, ale też początkowo się wyrywająca, gdy zaciągnął ją na siano. Wprawdzie później próbowała na nim dokonać zamachu, kiedy ten nie zainicjował kolejnego zbliżenia, ale to wciąż scena, która jedzie na oklepanym stereotypie toksycznej męskości i utrudnia odróżnienie prawdziwych ofiar gwałtu i molestowania, zamazując problem w postaci gagowej w gruncie rzeczy sytuacji. Mam wrażenie, że dziś takie coś (i słusznie) by nie przeszło.

Pewnie nie znasz tego filmu wyreżyserowanego przez Clinta Eastwooda, a był świetny - ilustracja #10
High Plains Drifter, reż. Clint Eastwood, The Malpaso Company, Universal Pictures 1973

Wracając do interpretacji – tych istnieje znacznie więcej. Według jednej z nich Bezimienny jest bratem szeryfa, według innych – włóczęgą skatowanym niegdyś w podobny sposób, ale cudem ocalałym, a nawet dawnym mieszkańcem miasteczka bądź duchem równin.

Eastwood jak Polański w Dziecku Rosemary

Nie zmienia to jednak faktu, że otwierając się na różne zakończenia, Eastwood dokonał rzeczy wielkiej – każda z teorii, nawet tych najbardziej nieprawdopodobnych, znajduje swoje oparcie w materiale filmowym. Dzięki temu Mściciel, w którym nie zabrakło wad żółtodzioba na polu reżyserii i przynajmniej jednej sceny niefortunnej z punktu widzenia XXI wieku, wciąż jest filmem wybitnym. Jedynym onirycznym westernem w dorobku Eastwooda i jednym z nielicznych tak dobrych na świecie. Jest tu trochę Lyncha (a może to w Lynchu jest trochę Eastwooda?), Kurosawy, Siegela i oczywiście Leone. Oglądając Mściciela, nie mamy wrażenia, że kiedyś gdzieś powstało coś podobnego. To dobry film, znacznie wyprzedzający swoje czasy i torujący drogę Eastwoodowi do wielkiej kariery reżyserskiej. Z tą trochę się wstrzymał na etapie pierwszych przygód Harry’ego Callahana (czyli Brudnego Harry’ego), później jednak dostał reżyserską szansę i w tej serii.

Pewnie nie znasz tego filmu wyreżyserowanego przez Clinta Eastwooda, a był świetny - ilustracja #11
High Plains Drifter, reż. Clint Eastwood, The Malpaso Company, Universal Pictures 1973

Streaming nie przepada za Eastwoodem

Niestety, filmu kluczowego dla rozwoju reżyserskiej kariery największej bodaj żyjącej gwiazdy Hollywood nie znajdziemy na niemal żadnej platformie VOD. Nie ma go HBO MAX, nie ma Amazon Prime Video ani Apple TV. Nawet tak obfitujące w klasyki CANAL+ czy Chili tym razem nie zdobyły praw do wyświetlania kultowego onirycznego westernu Eastwooda. Ale wciąż możemy obejrzeć go na Netflixie, iTunes Store i Rakuten. A to jak na obraz z 1973 roku i tak niezły wynik.

Fabuła filmu nie zestarzała się za bardzo. A nadnaturalny wątek tylko dodał Mścicielowi uniwersalności, czyniąc z niego western wychodzący daleko poza ramy gatunku. Oczywiście, wciąż jest tu trochę sztampy i kilka scen, które Eastwood mógł sobie darować, ale warto obejrzeć Mściciela choćby tylko po to, by zobaczyć, jak rodziła się reżyserska gwiazda Hollywood, laureata czterech Oscarów i człowieka, który, jak zapowiedział, nie przestanie kręcić filmów aż do śmierci. A nam pozostaje tylko mieć nadzieję, że ta nastąpi jak najpóźniej.

OD AUTORA

Nie ukrywam, że Eastwood jest moim ulubionym twórcą z Hollywood. Doceniam jego wielką reżyserską przemianę i determinację aktorską. Najbardziej cenię go za utwory kompozytorskie, potem za reżyserię, aktorstwo, działalność producencką i wreszcie – za świetne operowanie kamerą w Sztandarze chwały.

Marek Jura

Marek Jura

W 2016 ukończył filologię na UAM-ie. Od tamtej pory recenzuje dla GRYOnline.pl prozę, poezję, filmy, seriale oraz gry wideo. Pierwsze kroki w branży dziennikarskiej stawiał zaś jako newsman w lokalnym brukowcu. Prowadził własną firmę – projektował, składał, testował i sprzedawał planszówki. Opublikował kilka opowiadań, a także przygotowuje swój debiutancki tom wierszy. Trenuje sporty walki. Feminista, weganin, fan ananasa na pizzy, kociarz, nie lubi Bethesdy i Amazona, lubi Lovecrafta, Agentów TARCZY, P:T, Beksińskiego, Hollow Knigt, performance, sztukę abstrakcyjną, mody do gier i pierogi.

Najlepsze komedie 2024, nasze top 10

Najlepsze komedie 2024, nasze top 10

Sand Land - recenzja filmu. Anime twórcy Dragon Balla przypomniało mi o dzieciństwie

Sand Land - recenzja filmu. Anime twórcy Dragon Balla przypomniało mi o dzieciństwie

Problem trzech ciał - recenzja. Serial Netflixa to niezła adaptacja trudnego do przełożenia SF

Problem trzech ciał - recenzja. Serial Netflixa to niezła adaptacja trudnego do przełożenia SF

Rozmawiamy z Marią Dębską, Maciejem Musiałem oraz twórcami serialu Kiedy ślub?

Rozmawiamy z Marią Dębską, Maciejem Musiałem oraz twórcami serialu Kiedy ślub?

Rojst Millenium - recenzja. To świetne zakończenie, które rozwiązuje problemy serialu

Rojst Millenium - recenzja. To świetne zakończenie, które rozwiązuje problemy serialu