Twin Peaks na zawsze zmieniło telewizję, choć głośno ją wyśmiewało

Twin Peaks nieprzerwanie daje się w sobie zakochiwać. Co roku 24 lutego o godzinie 11.30 przypominamy sobie charakterystyczny głos Kyle’a MacLachlana anonsujący przybycie do kultowego miasteczka. Miasteczka, które namieszało w świecie seriali.

nasze opinie
Karol Laska 23 lutego 2023
25
Źrodło fot. Twin Peaks, twórcy: David Lynch i Mark Frost, ABC 1990
i

Jeśli ten serial musi się skończyć, zaakceptuję to. Jeśli jednak nie musi zostać skasowany, byłoby jeszcze lepiej. Proszę więc teraz wszystkich ludzi, by napisali list do Boba Igera, szefa ABC. Mogę nawet podać adres odbiorcy. Bob I-G-E-R. Telewizja ABC. 77 West 66th Street. Nowy Jork 1003. Nie mam jego numeru telefonu. To naprawdę dobry człowiek. Trzyma moją stronę. Ale musi otrzymać jasne komunikaty od większej liczby ludzi.

David Lynch w „Late Show with David Letterman”

David Lynch w latach 90. mógł już pochwalić się ośmioma nominacjami do Oscara za przeszywająco humanistycznego Człowieka słonia, a dzięki Blue Velvet i Głowie do wycierania został obwieszczony królem filmowego surrealizmu, zdążył nawet popełnić wielką – w skali Hollywood – wpadkę wizerunkową, a to za sprawą swojej katastrofalnej adaptacji Diuny. Jego nazwisko było na ustach wszystkich. Kręcił, co chciał, jak chciał i za ile chciał, choć oczywiście po drodze przeżył wiele zawodowych perturbacji, rozczarowań i zaskoczeń.

Dlaczego więc wziął się za serial telewizyjny? I z jakiego powodu tak zależało mu na tym, by to show trwało i trwało – na tyle, by pół żartem, pół serio, wygłosić u Davida Lettermana apel do widzów Twin Peaks? Cóż, Lynch znalazł w tym dziele odbicie swoich fantazji i sennych koszmarów, wykreował własne uniwersum, nawet jeśli musiał w związku ze współpracą z ABC pójść na parę twórczych kompromisów. Kompromisów, które uczyniły z Twin Peaks kiczowatą operę mydlaną z kryminalnym zacięciem. Kompromisów, które przyczyniły się do osiągnięcia przez serial statusu arcydzieła.

Nieszlachetne korzenie telewizji

Serial telewizyjny jako pewne popkulturowe zjawisko długo pracował na to, by stać się pełnoprawną formą sztuki. Kino w swych początkach było zaledwie „nędzną” próbą skopiowania magii teatru, zaś serial przez dekady był postrzegany jako rozwodniona forma X muzy. Przedefiniowanie odcinkowych filmów nastąpiło głównie na przełomie wieków, kiedy to Rodzina Soprano pokazała, że twory w stylu Scorsesego można pokazywać również na małym ekranie, a Prawo ulicy w kilka sezonów zdążyło streścić wszystkie problemy ówczesnej Ameryki. Potem, jak już wiadomo, nadeszła złota era, w której godnie przodowało Breaking Bad. Ale przecież początki były trudne.

Serial u swoich korzeni nie wymagał bowiem od odbiorcy wiele. Bo gdzież rytuał wyjścia do kina w dobrym towarzystwie? Gdzież ten moment zachwytu filmowym obrazem w najwyższej możliwej jakości w najlepszych możliwych warunkach? Gdzież ta „moneta błyszczących drgań” Barthesa? Serial kojarzył się przede wszystkim z pospolitym, ale jakże cenionym przez klasę średnią produktem – telewizorem. Jak telewizor, to i cztery ściany, a jak dom, to i rodzinne grono. Telewizja miała przyciągać ludzi pochłoniętych codziennymi obowiązkami, porywać ich w nurt multimedialnego strumienia.

Twin Peaks na zawsze zmieniło telewizję, choć głośno ją wyśmiewało - ilustracja #1
Twin Peaks, 1990–1991, reż. David Lynch, Mark Frost

Nie powinno więc dziwić, że z czasem największą uwagę widzów zaczęły przyciągać masowo produkowane programy telewizyjne. Czasem zapominamy, że „TV show” w Ameryce to zarówno widowiska publicystyczne, jak i… właśnie seriale. Wszelakie Jamesy Cordeny czy Jakubowie Wojewódzcy tuż obok dramatów pachnących soap operą i nastawionych na wielką tajemnicę kryminałów. Przecież pomiędzy tymi subgatunkami serial się przez lata obracał. Przed Twin Peaks kicz do niebotycznie wyrachowanego poziomu doprowadziła obyczajowa Dynastia. A ten, kto nie zajadał się w latach 80. campowym MacGyverem, niech pierwszy rzuci kamieniem.

Serial nigdy nie chciał być więc zanadto skomplikowany. Mógł być wielosezonowy, musiał zawierać zwroty akcji, a zdrad małżeńskich i szokujących morderstw nigdy na ekranie nie brakowało. Zawsze jednak skierowany był do odbiorcy, nie obraźcie się, przeciętnego, wręcz stereotypowego. Który chłonie treść dla samego jej chłonięcia, ale swojego zaangażowania w fabułę specjalnie nie analizuje. Twin Peaks w zamyśle ABC miało być przecież kwintesencją potrzeb ówczesnego odbiorcy – zachęcić kryminalną zagadką, zostawić na dłużej dzięki dramatycznym rozterkom przerysowanych postaci. I na papierze właśnie tak to wyglądało. Z jednym „ale” - ojcem tego świata został David, f****g, Lynch.

Diane, 11:30 AM, February 24th. Entering the Town of Twin Peaks

Lynch to uroczy i ciepły dziwak, a Twin Peaks to urokliwa i ciepła dziwność – wierne odwzorowanie jego duszy. Kiedy udało mu się zaprezentować i w Hollywood, i w festiwalowym światku, pozostała mu jeszcze jedna baza odbiorcza do zdobycia. I to ta zdecydowanie najliczniejsza. Przedstawił się więc tym wszystkim rodzinom, telewizyjnym maniakom, gospodyniom domowym, samcom alfa wracającym po ciężkiej orce z pracy. Chciał podzielić się swoją wizją na świat – oniryczną, surrealistyczną, ale i do bólu ludzką – i spróbować przekonać innych do jej wyznawania.

I może nie każdy po seansie, tak jak on, zaczął uprawiać transcendentalną medytację, ale już na pewno wielu zaczęło dostrzegać piękno w rzeczach prozaicznych, takich jak proste wyznanie miłości (ukryte sprytnie w serialu gdzieś pomiędzy pozornie tanimi kwestiami dialogowymi) czy szum otoczonego drzewami wodospadu, „opatulony” sennym utworem przewodnim „Bliźniaczych Wzgórz”.

Jak jednak człowiek znany z łamania konwencji, wydziwiania w kontekście filmowej formy i bardzo autorskiego podejścia do reżyserii miał stworzyć hitowy serial, który nie zrazi do siebie odbiorców po pierwszym odcinku powolnym tempem i niepokojącym, wypalającym wewnętrznie klimatem? To proste, potrzebował nie tyle bata, co głosu rozsądku. Ten zapewniony mu został w osobie Marka Frosta, czyli już wtedy doświadczonego scenarzysty i producenta, który od początku swojej kariery był z serialami związany i tę formułę po prostu rozumiał.

Twin Peaks na zawsze zmieniło telewizję, choć głośno ją wyśmiewało - ilustracja #2
Twin Peaks, 1990–1991, reż. David Lynch, Mark Frost

Gdy ekscentryczny człowiek dostaje do pomocy kogoś mającego ostudzić jego kreatywny zapał, to zwykle dochodzi do nieporozumień, sprzeczek, rozdwojenia wizji. Frost jednak niezwykle szanował Lyncha, więc posłużył mu przede wszystkim za pióro. Lynch podrzucał pomysły, Frost z kolei rozpisywał je na konkretne wątki, lore i całą mitologię świata Twin Peaks. Starał się zamknąć Lynchowską magię w logicznych i spójnych ramach, sam zresztą wspominał w jednym z archiwalnych wywiadów, że bohaterowie stworzeni przez Lyncha byli cząstkami jego psyche. Frost z kolei zauważył, że te same postaci idealnie wpisują się w archetypy małomiasteczkowych mieszkańców, a przede wszystkim wyrazistych serialowych figur, kryjących za sobą historię, dramaturgię i niezbędny dla Twin Peaks symbolizm.

Kto zabił Laurę Palmer?

Lynch i Frost stali się więc zgranym duetem kameleonów. Potrafili oni dostosować ambitną narrację, intrygujące światotwórstwo i wiele metawarstw do wymagań stacji i oczekiwań zwykłych widzów. Bo co otrzymywał odbiorca, kiedy odpalał w telewizji pilotażowy epizod Twin Peaks? No jak to co? Trupa. Trupa w postaci młodej, anielskiej, Bogu ducha winnej dziewczyny. Trupa w jakże spokojnym (tak przynajmniej się wtedy jeszcze wydawało) miasteczku. Trupa, który szokuje lokalną społeczność. A jak trup, to i tajemnica. Czyli podstawy dobrego dramatu kryminalnego.

Myślicie, że to wszystko? Nie, okazuje się bowiem, że po martwej Laurze Palmer przychodzi czas na zarysowanie naprawdę masy postaci. Są to i buntowniczy, podkochujący się w sobie nastolatkowie, i rygorystyczni rodzice, i przystojni, opanowani policjanci, są też typy spod ciemnej gwiazdy. No i są przede wszystkim dynamiczne interakcje między nimi, problemy znamienne dla „serialideł” tamtego okresu. Czyli podstawy dobrej opery mydlanej.

Dwa oblicza Twin Peaks stanowi więc klasyka gatunkowa. Zadowolone jest ABC, zadowolony jest odbiorca, wszystko na swoim miejscu. Istnieje jednak coś, co sprawia, że Twin Peaks nie tylko się dobrze ogląda (po dziś dzień!), ale też nazywamy je arcydziełem i serialem przełomowym. Bo jeśli spojrzy się pomiędzy wiersze, dogłębnie posłucha ścieżki dźwiękowej, spróbuje bliżej poznać magnetyzującego protagonistę Dale’a Coopera, spojrzeć w oczy Killer Bobowi – innymi słowy: jeśli Twin Peaks się poczuje – to zostanie się porwanym i zahipnotyzowanym. Widz jednocześnie może czerpać wcale niewinną przyjemność z prezentowanego w serialu urokliwego kiczu, a przy okazji być częścią sennego koszmaru i sennej ekstazy zarazem.

Nie każdy oczywiście musi wchodzi w ten świat głębiej. Można bez problemu zostać na jego powierzchni. Bawić się tak, jak się ma na to ochotę. Lynch i Frost nie bali się jednak przełamać skostniałości serialowej formuły, przy okazji z niej nie rezygnując. I to chyba najważniejszy punkt popierający tezę, że Twin Peaks na zawsze zmieniło telewizję. Pokazało bowiem, jak wykorzystać jej wszystkie tandetne oblicza, a przy okazji uczynić z nich sztandarowe elementy jednego z najbardziej awangardowych seriali, które przedostały się do kultury głównego nurtu. Jak wejść w strefę sacrum, taplając się w błotku profanum.

Karol Laska

Karol Laska

Swoją żurnalistyczną przygodę rozpoczął na osobistym blogu, którego nazwy już nie warto przytaczać. Następnie interpretował irańskie dramaty i Jokera, pisząc dla świętej pamięci Fali Kina. Dziennikarskie kompetencje uzasadnia ukończeniem filmoznawstwa na UJ, ale pracę dyplomową napisał stricte groznawczą. W GOL-u działa od marca 2020 roku, na początku skrobał na potęgę o kinematografii, następnie wbił do newsroomu, a w pewnym momencie stał się człowiekiem od wszystkiego. Aktualnie redaguje i tworzy treści w dziale publicystyki. Od lat męczy najdziwniejsze „indyki” i ogląda arthouse’owe filmy – ubóstwia surrealizm i postmodernizm. Docenia siłę absurdu. Pewnie dlatego zdecydował się przez 2 lata biegać na B-klasowych boiskach jako sędzia piłkarski (z marnym skutkiem). Przesadnie filozofuje, więc uważajcie na jego teksty.

„To nie był mój wybór”. Alan Rickman był zmuszony do zagrania tej roli w filmie z 2014 roku

„To nie był mój wybór”. Alan Rickman był zmuszony do zagrania tej roli w filmie z 2014 roku

„Byli wściekli”. Ikoniczna scena z Top Gun niemal doprowadziła do zwolnienia reżysera Tony’ego Scotta

„Byli wściekli”. Ikoniczna scena z Top Gun niemal doprowadziła do zwolnienia reżysera Tony’ego Scotta

25 lat temu Bruce Willis otrzymał tak absurdalnie wysokie wynagrodzenie za Szósty zmysł, że do dziś niemal nikomu nie udało się tego przebić

25 lat temu Bruce Willis otrzymał tak absurdalnie wysokie wynagrodzenie za Szósty zmysł, że do dziś niemal nikomu nie udało się tego przebić

Raz Mariska Hargitay wstrzymała prace na planie Law & Order: SVU, aby pomóc dziewczynce, która pomyliła ją z prawdziwą policjantką

Raz Mariska Hargitay wstrzymała prace na planie Law & Order: SVU, aby pomóc dziewczynce, która pomyliła ją z prawdziwą policjantką

Yellowstone - czy 6. sezon powstanie? Oto co wiadomo o przyszłości serialu

Yellowstone - czy 6. sezon powstanie? Oto co wiadomo o przyszłości serialu