Nowy serial kryminalny naprawia największe problemy Johna Wicka

Continental to coś więcej niż miły dodatek do garnituru Johna Wicka. Nie tylko ozdabia i rozwija ten świat – serial Amazona trochę go naprawia. To historia, o której nie wiedzieliśmy, że jej potrzebowaliśmy. Ani my, ani John.

nasze opinie
Hubert Sosnowski 21 września 2023
6
Źrodło fot. The Continental, twórcy: Greg Coolidge, Kirk Ward i Shawn Simmons, Thunder Road Pictures 2023
i

John Wick przyszedł i ocalił kino. To rozrywkowe. Ocalił je przed monotonią, przed balansowaniem między Marvelem a podróbkami Jasona Bourne’a i Taken, które cierpiały na optyczne drgawki. Oczywiście, to nigdy nie nie było kino ambitne – choć w swojej klasie wybitne. Czyste, dynamiczne ujęcia, brutalność, choreografia, styl i klimat wywindowały pierwsze dwie części do czołówki filmów akcji. Potem jednak zaczął tracić balans między fabułą a rozróbą. Bo tak, historia ładnie w pierwszych dwóch częściach działała, choć oddychała absurdem. To potem John stracił tę delikatną równowagę. A jak wiadomo, równowaga przy kopaninach to podstawa. Dlatego teraz Continental przychodzi Johnowi na pomoc i przypomina, że wokół mordobić można też zbudować całkiem mięsistą i niegłupią historię. Przy tym serial dorzuca kilka nowych elementów, bawi się swoją tożsamością i rodowodem. Popełnia kilka błędów, ale przecież tylko Najwyższa Rada nie wybacza.

Knajpa morderców

Uwielbiam część trzecią i czwartą, ich ekscesy, zabawę demolką, baletem przemocy i barokowym stylem. Bo czego tu nie lubić? Przy okazji oprowadzały nas one po coraz bardziej odjechanych meandrach podziemia zabójców, wyjaśniały bezwzględne zasady, którym podlegają przerysowane zbiry. Tylko że część pierwsza opowiadała całkiem spójną w swoim absurdzie historyjkę o zemście, a druga stanowiła sprawną i całkiem dramatyczną eskalację konceptu, domkniętą niczym grecka tragedia. Taka, po której zastanawialiśmy się, co dalej.

Rozdziały trzeci i czwarty miały niesamowity impet, ale kosztem równowagi między rzezią uskutecznianą na mordercach a fabułą. Opowieść mniej się spinała, choć dla wielu nie miało to znaczenia przy wizualnej wirtuozerii i perfekcyjnym balecie kung-fu. Serii nigdy nie można było odmówić charyzmy i stylu. Tylko trzeba pamiętać, że ten rdzeń, nawet jeśli prosty, był i jest potrzebny.

Wiadomo, to specyficzne środowisko, świat i zasady. Oparte na absurdzie, niedomówieniu, sekretach. To bardziej mit zapakowany we współczesny garnitur niż podmalowana rzeczywistość. Mit, który mógłby pisać Neil Gaiman, gdyby interesowały go głównie spluwy i taktyczne smokingi. Świat Wicka aż się prosił o rozbudowę, o pokazanie go z różnych stron i perspektyw – niekoniecznie od razu odkrywanie wszystkich tajemnic oraz mechanizmów. To uniwersum działa na wyobraźnię, dopóki pozwala jej pracować i nie wprowadza czegoś na miarę midichlorianów ze Star Wars ani innych prób racjonalizowania.

Nowy serial kryminalny naprawia największe problemy Johna Wicka - ilustracja #1
The Continental, twórcy: Greg Coolidge, Kirk Ward i Shawn Simmons, Thunder Road Pictures 2023

Continentalowi udała się zatem trudna sztuka. Prequel Johna Wicka opowiedział mniejszą, bardziej kameralną historię, która częściej zahacza o szarą rzeczywistość i świat jakby bardziej materialny, ale nie rozwiewa ulotnego uroku opowieści o mordercach i ich tajemniczej, luksusowej melinie. A nawet więcej: podbudowuje fundament i ożywia ją w nowy sposób.

W serialu Amazona cofamy się do lat 80., do czasów młodości Winstona, zanim bohater (grany w filmach przez bezbłędnego Iana McShane’a, a tutaj przez naprawdę dobrego Colina Woodella) przejął pieczę nad tytułowym hotelem, schronieniem płatnych morderców. Winstona poznajemy w niefortunnej sytuacji, gdy zostaje siłą ściągnięty z Londynu do Nowego Jorku, bo starszy brat nabroił. Nabruździł obecnemu właścicielowi, Cormacowi (świetny, bawiący się szaleństwem i agresją Mel Gibson). To wciąga Winstona z powrotem do świata, o którym nie wiedział tyle, ile powinien – i od którego zdystansował się zdecydowanie słusznie.

O ile w Wicku poznawaliśmy świat Continentala od środka, z perspektywy rekinów, „top dogów” tego świata, o tyle serial pozwala nam opłynąć i obwąchać obrzeża, poznać perspektywę szeregowych zabijaków, zwykłych bandziorów i gliniarzy. Opowieść unika pokracznego i dosłownego wyjaśniania, jedynie zaznacza relacje między hotelem i stojącą za nim organizacją a światem zewnętrznym. Zabieg wychodzi zręcznie, nadaje uniwersum grawitacji i faktury, pozwala też zachować aurę tajemnicy. To po prostu miejsce, do którego zwykli ludzie, gliniarze, cywile i bandziory się nie zbliżają, jeśli im życie miłe.

Sama fabuła okazuje się zaskakująco gęsta i emocjonalna. Oryginalna? Otóż nie. Ale nie musi taka być. Opiera się na stosunkowo prostych bohaterach i pomysłach, ale zgrabnie je miesza i wykręca. W końcu wszyscy główni gracze tej historii to osoby amoralne i zdolne (predestynowane!) do przemocy, nawet jeśli są przy okazji sympatyczne i empatyczne. W końcu The Continental szczyci się mianem opowieści noir. A nawet disco noir. Tutaj wszyscy dążą ku zepsuciu, a nawet tryumf niesie ze sobą posmak goryczy.

Historię dobrze wytaktowano, trzyma w napięciu, pozwala przejmować się bohaterami, bandą uroczych, jeszcze nie całkiem skażonych hotelem, drani. Łączy zgrabny i nastrojowy dramat kryminalny, kino strzelane, kopane oraz obowiązkową opowieść o włamie. Ładnie się to wszystko spina, ale muszę uprzedzić. The Continental to właśnie to – nastrojowy dramat kryminalny polany sosem z gun-fu, a nie gun-fu-eksces, jak w przypadku Johnów Wicków, zwłaszcza tych późniejszych.

Sny o walce

Nie musicie się obawiać, dostaniecie potężną porcję łomotu, strzelanin, gonitw, kopanin i szlachtowania. Chwilami są nawet dosadniejsze niż w Wickach. Niby zrealizowano je za nieco mniejszy budżet, a więc i prościej, ale jednak – z finezją i pomysłem. Sycą, są długie, ale nie tak przeciągnięte. Przez to chwilami wybrzmiewają nawet lepiej niż rozbuchane i niezwykle kreatywne sekwencje z rozdziałów 3 i 4 filmu.

Tutaj przestylizowana przemoc służy dopełnieniu opowieści, jest środkiem wyrazu, a nie celem samym w sobie. To ta subtelna różnica – opowieść i rozpiernicz współgrają ze sobą (zupełnie jak w kinie akcji lat 70., 80. i 90.). Ostatni z trzech odcinków, skupiony na konfrontacji, ostrzej idzie w eksces, ale dalej zachowuje pewną równowagę z fabułą. Bardzo mi ten niełatwy do osiągnięcia balans odpowiadał. Nie dość, że świetnie się na to wszystko patrzy, a przemoc nie męczy, lecz jara prymitywne zwierzątko czające się w naszym umyśle, to jeszcze jest po coś.

Bo i sama historia ładnie tu wybrzmiewa. I jest bardziej gorzka, niż może nam się wydawać. Ale hej!, to świat Johna Wicka, świat morderców, wojowników, ludzi wychowanych, by walczyć i brać za to kasę. Nie wiem, czy to intencjonalne, ale dotąd za serią stali bardzo świadomi twórcy, którzy niemal w każdym punkcie (nie licząc może ostatniej części – która wciąż jest świetna na swój sposób) rozumieli, co robią, co i jak chcą pokazać. Zakładam zatem, że i tutaj tak jest. Zatem Continental – chcąc nie chcąc – ładnie opowiada o tym, jak bardzo rewolucje i gwałtowne zmiany potrafią być tylko fasadowe. Bo przecież Winston, który chce tu przewrócić i wykołować system, ostatecznie stanie się częścią tego układu. Bardzo prominentną częścią, jeśli pamiętacie jego rolę w Johnie Wicku. I okazjonalne pokazy niesubordynacji tego raczej nie zmieniały.

Nowy serial kryminalny naprawia największe problemy Johna Wicka - ilustracja #2
The Continental, twórcy: Greg Coolidge, Kirk Ward i Shawn Simmons, Thunder Road Pictures 2023

Przy okazji opowieść cały czas trzyma łeb blisko ziemi i tylko czasem spogląda na wysokie piętra hotelu. To historia ludzi wybitnych w tym, co robią, ale jednak z nizin. Ludzi związanych z miastem poprzez przeszłość, pochodzenie, emocje czy rodzinę. Bardzo… ludzko to wszystko wychodzi. Ta mniejsza skala wydarzeń zdecydowanie służy opowieści (i budżetowi), a nie traci stylu i klimatu.

Szafa wygrywa rzewne kawałki

Styl i klimat to zresztą kolejne karty przetargowe Winstona i samego The Continental. Dawno nie oglądałem serialu, który wygląda i brzmi tak bardzo nowojorsko (nawet jeśli jest to nasze wyobrażenie tego miasta). To ten stary, brudny i niebezpieczny Nowy Jork znany z klasyków kina akcji i dramatów sensacyjnych. Miasto bezprawia, układów, przemocy i bezradności. Ale szalenie klimatyczne i żywe. Tętniące wieloma językami, głosami i muzyką. Piękne betonowo-drewnianym pięknem i straszne, gdy tylko spoglądamy za siebie lub w dół.

Mniej tu współczesnej elektroniki i industrialnego rocka, więcej klasycznych ostrych brzmień, starego techenka, jazzu i rocka. I mówię tu zarówno o ścieżce dźwiękowej, jak i o charakterze serialu. Ładnie pokazuje, że to ten sam świat, co w kolejnych rozdziałach Johna Wicka, ale podkreśla też, jaki to etap i jak bardzo jest on różny od „współczesności”. Pewne zjawiska charakteryzujące uniwersum tu dopiero raczkują, szukają tej równowagi i wyrazu, są jakby na etapie testowania. Poznajemy też parę ciekawych szczegółów z mitologii świata, o niektóre zresztą toczy się cała draka.

I to wszystko przy akompaniamencie znakomicie dobranej ścieżki dźwiękowej. Utwory pasują do różnych odcieni tego brudnego świata, podkreślają emocje danej sceny, współgrają nawet z barwą. Tak naprawdę mam jedynie zarzut, że wskakują za często i w zbyt przewidywalnym rytmie. Po prostu możecie obstawiać z osiemdziesięcioprocentowym prawdopodobieństwem, kiedy DJ odpali kolejny kawałek. A czasem w tej samej scenie cisza zrobiłaby robotę. To coś jak ostatnia Diuna i przeładowanie chórkami, tylko w mniej pretensjonalnym wydaniu. Cisza to też środek wyrazu.

Scenarzyści w sumie też powinni o tym pamiętać, bo w dwóch czy trzech krótkich dialogach niepotrzebnie pouczają nas, współczesnych widzów, o tym, co w tamtym świecie sprzed czterdziestu lat było złe (a problemów, nierówności i okrucieństwa wobec inności wtedy nie brakowało). To samo pokazują obrazem i wydarzeniami, więc zakładam, że te parę marudnych dialogów to po prostu ofiara złożona na ołtarzu, by uciszyć na wszelki wypadek potencjalne wrzaski z Twittera i okolic. No cóż, idzie to przeboleć. Idzie nawet przeboleć dosyć sztampowy wstęp pierwszego odcinka, bo zaraz potem zaczyna się łotrzykowska ballada o przemocy z wieloma mocnymi partiami.

Dni powrócą godne zazdrości

Skoro o przemocy mowa, to jej absolutnym awatarem w tym serialu jest antagonista, Cormac. Pół biznesmen, pół zwierzę z furią w oczach. I chyba nie było lepszego aktora do tej roboty niż Mel Gibson. Podejrzewam jednak, że ten casting to coś więcej niż kwestia talentu. To hołd wobec korzeni Johna Wicka.

Nowy serial kryminalny naprawia największe problemy Johna Wicka - ilustracja #3
The Continental, twórcy: Greg Coolidge, Kirk Ward i Shawn Simmons, Thunder Road Pictures 2023

Widzicie, John Wick – zwłaszcza na początku – kłaniał się w pas filmowi Payback z Gibsonem (opowieść o zemście gangstera na wspólnikach, którzy go wystawili – mocna, mroczna, amoralna tak jak John Wick, choć bez tego baletu i rozwałki). Film zaś stanowił adaptację – nie pierwszą zresztą – pulpowego The Hunter Richarda Starka, ojca noirowych łotrów, bez których nie byłoby przeboju z Keanu Reevesem. Wick i świat wokół antybohatera to w ogóle konstrukcja bardzo misternie utkana z nawiązań do mniej popularnych, choć ważnych dzieł, doprawionych tą dziwaczną matrixową mitologią.

I w The Continental też to widać – Cormac w wykonaniu Gibsona to taka spotworniała wersja Portera z Payback, tak jak Nowy Jork z tego uniwersum to spotworniała – ale nieznacznie – wariacja wokół prawdziwego miasta. Wariacja pełna karateków, strzelców, morderczych gotów, eleganckiego czarnego humoru i przemocy. Miks nieidealny, z paroma fałszywymi nutami, ale jednak przyciągający i sycący. Cieszy uszy i oczy, a przy tym okazuje się sprytniejszy, niż się wielu wydawało.

NASZA OCENA: 8/10

Hubert Sosnowski

Hubert Sosnowski

Do GRYOnline.pl dołączył w 2017 roku, jako autor tekstów o grach i filmach. Obecnie jest szefem działu filmowego i portalu Filmomaniak.pl. Pisania artykułów uczył się, pracując dla portalu Dzika Banda. Jego teksty publikowano na kawerna.pl, film.onet.pl, zwierciadlo.pl oraz w polskim Playboyu. Opublikował opowiadania w miesięczniku Science Fiction Fantasy i Horror oraz pierwszym tomie Antologii Wolsung. Żyje „kinem środka” i mięsistą rozrywką, ale nie pogardzi ani eksperymentami, ani Szybkimi i wściekłymi. W grach szuka przede wszystkim dobrej historii. Uwielbia Baldur's Gate 2, ale na widok Unreal Tournament, Dooma, czy dobrych wyścigów budzi się w nim dziecko. Rozmiłowany w szopach i thrash-metalu. Od 2012 roku gra i tworzy larpy, zarówno w ramach Białostockiego Klubu Larpowego Żywia, jak i komercyjne przedsięwzięcia w stylu Witcher School.

W serialu Fallout znajdziesz easter egg nawiązujący do kontrowersyjnej sceny z Indiany Jonesa sprzed 16 lat

W serialu Fallout znajdziesz easter egg nawiązujący do kontrowersyjnej sceny z Indiany Jonesa sprzed 16 lat

City Hunter od Netflixa zbiera pozytywne oceny, ale recenzenci zwracają uwagę na przestarzały humor tej ekranizacji mangi

City Hunter od Netflixa zbiera pozytywne oceny, ale recenzenci zwracają uwagę na przestarzały humor tej ekranizacji mangi

„Największa głupota wszech czasów”. Producent z Netflixa nie jest fanem sposobu, w jaki wydano Fallouta

„Największa głupota wszech czasów”. Producent z Netflixa nie jest fanem sposobu, w jaki wydano Fallouta

Gwiazdor Fallouta nie miał pojęcia, że kultowa kwestia wypowiadana przez Ghoula w finale serialu ma tak wielkie znaczenie. „Gdybym wiedział, byłbym onieśmielony”

Gwiazdor Fallouta nie miał pojęcia, że kultowa kwestia wypowiadana przez Ghoula w finale serialu ma tak wielkie znaczenie. „Gdybym wiedział, byłbym onieśmielony”

Gdzie obejrzeć The Ministry of Ungentlemanly Warfare? Czy film z Henrym Cavillem będzie w polskich kinach?

Gdzie obejrzeć The Ministry of Ungentlemanly Warfare? Czy film z Henrym Cavillem będzie w polskich kinach?