Thriller z innego wymiaru, który nakręcono w Ukrainie. Ten film wypala emocjonalnie

Z jednej strony naturalistyczny dramat rodzinny, z drugiej – dreszczowiec o gangsterskich inklinacjach. Pamfir to ukraiński film zaskakujący gatunkowo i potrafiący przybić podczas seansu swym sugestywnym tonem.

nasze opinie
Karol Laska 30 czerwca 2023
1
Źrodło fot. Pamfir, reż. Dmytro Sukholytkyy-Sobchuk, BosonFilm, 2023.
i

Gutek Film dystrybuuje same oryginalne i emocjonalne dzieła, jeszcze chyba nigdy nie zawiodłem się na żadnym z nich. Kiedy więc zobaczyłem, że lada moment pokaże polskim widzom produkcję ukraińską, to nie ukrywam – moja uwaga została jeszcze mocniej przykuta. Obiecałem sobie bowiem udany arthouse’owy film, a przy okazji cieszyłem się, że kultura ukraińska otrzyma swoje pięć minut na lokalnym rynku podczas wszczętej przez rosyjskich zbrodniarzy wojny.

Trailer obiecywał coś naprawdę dzikiego i niepokojącego. Wydobywały się z niego męskie, agresywne, rytualne wręcz okrzyki, przedstawione zostały pokryte sianem pogańskie stroje z demonicznymi twarzami, a zaprezentowane w urywkach miejsce akcji pokrywały albo płomienne języki, albo śnieżnobiała mgła. Ostatecznie otrzymałem jednak coś zupełnie innego – dzieło stonowane, oziębłe, szczere do bólu, wyprane z metafizyki na rzecz twardego, ponurego realizmu. Czy się zawiodłem? Ani trochę. Po prostu nie byłem przygotowany na tak pacyfikujący emocje seans.

Pamfir znaczy Skała

Tytułowy Pamfir to zarazem główny bohater filmu. Zwie się tak naprawdę Leonid, ale enigmatyczny przydomek otrzymał od mieszkańców rodzinnej wioski ze względu na to, jakim człowiekiem niegdyś był. A jest o czym opowiadać. Dysponował największą siłą ze wszystkich mężczyzn, do tego dorabiał na czarno jako samowystarczalny przemytnik, a podczas jednej z nieudanych akcji utracił dwa przednie zęby wskutek nałożonej kary. W międzyczasie założył jednak kochającą rodzinę z żoną Oleną i synem Nazarem, którą starał się utrzymywać już w pełni legalnie, na emigracji w Polsce. Pewnego dnia powraca jednak na Ukrainę, ale jego tymczasowe odwiedziny okazują się już pełnoetatowym pobytem, z którym wiąże się walka z demonami przeszłości, odbudowanie relacji z pierworodnym, a przede wszystkim spojrzenie w oczy fatum. I chyba nie muszę mówić, kto w takim pojedynku mrugnie pierwszy.

Dmytro Sukholytkyy-Sobchuk w swoim pełnometrażowym fabularnym debiucie pokazuje Ukrainę przedwojenną, czyli taką, która nie buduje jeszcze własnego założycielskiego mitu i nie musi zmagać się z wrogiem zewnętrznym, bo jak na razie jej największym problemem jest ona sama. Nie w sensie narodowo-patriotycznym, a systemowym. Mowa bowiem o małowiejskich obszarach tkwiących w ekonomicznym dołku i emigranckim kryzysie. A wspomniane problemy rodzą przestrzeń, którą gotowy jest zagospodarować raczkujący, skorumpowany, gangsterski półświatek.

Mówimy tu o filmie niebojącym się ewoluować gatunkowo na przestrzeni całej fabuły. Zaczynamy bowiem seans, śledząc naturalistyczny (choć wizualnie nadprzyrodzony – o czym za chwilę) dramat rodzinny, w którym Leonid pomaga lokalsom, kopiąc doły na studnie, rozmawia z żoną o przyszłości syna, przy okazji zaciągając go na próby chóru cerkiewnego, czy wraz z bratem kultywuje relację z matką, jednocześnie stroniąc od spotkań ze znienawidzonym ojcem. Da się z łatwością dostrzec, że w tym miasteczku każdy się dobrze zna, interesy ustala nie papierologią, a przyjacielskim podaniem ręki, a przy okazji wspiera się wzajemnie w trudnych finansowo realiach.

Tylko – no właśnie – to szarobure szkiełko na ukraińską rzeczywistość po jakimś czasie przeobraża się w deformujące ludzkie odbicia zwierciadło. Okazuje się, że po powrocie protagonisty na wsi zmienił się status quo, straż graniczna zaostrzyła sposoby radzenia sobie z przemytnikami, a za sznurki w postaci tutejszych władz i potrzebujących pieniądza przedstawicieli klasy niższej pociąga oślizgła, antagonistyczna, przerażająca persona, której tożsamości nie zdradzę. A tak się akurat składa, że Leonid zostaje zmuszony do wdrożenia awaryjnego planu na utrzymanie swojej rodziny, zakładającego powrót do szmuglowania. Dramat przemienia się w mrożący krew w żyłach dreszczowiec, choć z dramatem nadal Pamfira łączy pojęcie tragedii, znanej w Grecji jako tragos. I chyba nie muszę mówić o naturze tego gatunku.

Na tej Skale Kościół nie zostanie zbudowany

Niezależnie jednak od gatunku, jakim w danej chwili operuje film, trudno nie odnieść wrażenia, że cały czas trwa on w tej samej, specyficznej atmosferze. Muzyka nie narzuca się uszom, poza dialogami i dźwiękami otoczenia panują raczej cisza i pustka. Wszystko to zasługa realizacji – zwłaszcza pracy operatorskiej i reżyserskiej. Produkcja miała miejsce w Karpatach, co rzucało mi się w oczy na każdym kroku. Dominuje plener, raz na jakiś czas zajrzymy pod strzechę leciwej chaty. Zwykle obserwujmy zabłocone drogi i płodne w chude, wysokie drzewka lasy na granicy z Rumunią, a bohaterowie nie raz, nie dwa są pokryci ziemią, sadzą czy odorem. Wszystko dzieje się z kolei pod osłoną nocy albo za obłokami mgły.

Thriller z innego wymiaru, który nakręcono w Ukrainie. Ten film wypala emocjonalnie - ilustracja #1
Pamfir, reż. Dmytro Sukholytkyy-Sobchuk, BosonFilm, 2023

Cały ten turpistyczny obraz dopełnia cierpliwa, powolna, konsekwentna praca kamery. Montaż został dość mocno ograniczony, przeważają długie, ruchome ujęcia, części z nich nie boję się nazwać masterszotami. Na przestrzeni jednej sceny przedstawiającej dialog dwóch postaci, te potrafią okrążyć całą stodołę, bawiąc się po drodze różnymi narzędziami i wykonując mniej lub bardziej dynamiczne czynności, a obiektyw cały czas je śledzi. Protagonista potrafi w ciągu kilkudziesięciu sekund wyjść ubabrany z głębokiego grzęzawiska, by następnie już w pełni czysty przespacerować się wokół wiejskiego monopolowego, wsiąść na snujący się ciągnik, odebrać towar do przemytu od swojego kontaktu, przenieść go na przyczepę, a następnie odjechać w siną dal. Wszystko w ramach jednego ujęcia, a takich ujęć znalazłem tu wiele.

Taki, a nie inny styl wizualny Pamfira dodaje tyle subtelności i świeżości tej całej przyziemnej historii, że śledzi się ją z zapartym tchem nie tylko ze względu na sensowną, wiarygodną treść, ale i charakterystyczną, hipnotyzującą formę. Realizm magiczny w pełnej krasie.

Zostaną tylko demony

Multigatunkowość w komplecie z wizualiami i scenariuszem budują więc wspólnie widowisko emocjonalnie wypalające. Uderzające smutkami codzienności i dobijające niecodziennością mafijnych porachunków. Pamfir miał być dziki, okazał się jednak „zaledwie” surowy. Ten ukraiński dramat rodzinny naturalnie przeradza się w gangsterski thriller i nie brakuje mu dosadności – w tej bywa jednak niezwykle różnorodny. Raz przedstawia bitwę na pięści jednego z kilkunastoma, której nie powstydziłby się Tom Cruise, innym razem prezentuje bałwochwalcze obrzędy pogrążonej w chaosie ludności, a na dokładkę serwuje cierpienie w postaci niedosłyszanych szeptów czy donośnych krzyków rozpaczy. Intymność bez kozery przełamuje brutalnością, a szczerość relacji postawiona zostaje systemowym wypaczeniom i nieuczciwościom.

Jak trwoga, to do Boga, dlatego po drodze uzasadniony antyklerykalizm spiera się z równie dobrze uzasadnioną wiarą, a ci wszyscy proletariusze z Leonidem na czele okazują się o wiele inteligentniejszymi i mądrzejszymi życiowo ludźmi, niż sugerowałoby to ich wykształcenie. Wiedzą, jak powinna wyglądać przyszłość ich dzieci, wiedzą, jak powinna wyglądać przyszłość ich samych, wiedzą, jak powinna wyglądać przyszłość ich kraju. Problem w tym, że nie do końca wiemy, czy uda się im te wszystkie cele osiągnąć. I chyba nie muszę dodawać dlaczego…

NASZA OCENA: 7,5/10

Karol Laska

Karol Laska

Swoją żurnalistyczną przygodę rozpoczął na osobistym blogu, którego nazwy już nie warto przytaczać. Następnie interpretował irańskie dramaty i Jokera, pisząc dla świętej pamięci Fali Kina. Dziennikarskie kompetencje uzasadnia ukończeniem filmoznawstwa na UJ, ale pracę dyplomową napisał stricte groznawczą. W GOL-u działa od marca 2020 roku, na początku skrobał na potęgę o kinematografii, następnie wbił do newsroomu, a w pewnym momencie stał się człowiekiem od wszystkiego. Aktualnie redaguje i tworzy treści w dziale publicystyki. Od lat męczy najdziwniejsze „indyki” i ogląda arthouse’owe filmy – ubóstwia surrealizm i postmodernizm. Docenia siłę absurdu. Pewnie dlatego zdecydował się przez 2 lata biegać na B-klasowych boiskach jako sędzia piłkarski (z marnym skutkiem). Przesadnie filozofuje, więc uważajcie na jego teksty.

„To nie był mój wybór”. Alan Rickman był zmuszony do zagrania tej roli w filmie z 2014 roku

„To nie był mój wybór”. Alan Rickman był zmuszony do zagrania tej roli w filmie z 2014 roku

„Byli wściekli”. Ikoniczna scena z Top Gun niemal doprowadziła do zwolnienia reżysera Tony’ego Scotta

„Byli wściekli”. Ikoniczna scena z Top Gun niemal doprowadziła do zwolnienia reżysera Tony’ego Scotta

25 lat temu Bruce Willis otrzymał tak absurdalnie wysokie wynagrodzenie za Szósty zmysł, że do dziś niemal nikomu nie udało się tego przebić

25 lat temu Bruce Willis otrzymał tak absurdalnie wysokie wynagrodzenie za Szósty zmysł, że do dziś niemal nikomu nie udało się tego przebić

Yellowstone - czy 6. sezon powstanie? Oto co wiadomo o przyszłości serialu

Yellowstone - czy 6. sezon powstanie? Oto co wiadomo o przyszłości serialu

Ocet jabłkowy Netflixa na pierwszym zwiastunie. Serial o imperium wellness zbudowanym na kłamstwie może być nowym hitem giganta streamingu

Ocet jabłkowy Netflixa na pierwszym zwiastunie. Serial o imperium wellness zbudowanym na kłamstwie może być nowym hitem giganta streamingu