Echo - recenzja. Przez takie seriale MCU szoruje po dnie

Echo to najnowszy serial wchodzący w skład Kinowego Uniwersum Marvela. Czy jednak ta kilkuodcinkowa produkcja odczaruje zły urok wiszący od pewnego czasu nad MCU? Dowiecie się o tym z naszej recenzji.

nasze opinie
Marcin "Nicek" Nic 10 stycznia 2024
6
Źrodło fot. Źródło fot.: Echo; Sydney Freeland i Catriona McKenzie; Disney+; 2024
i

Kinowe Uniwersum Marvela nie daje o sobie zapomnieć ani na chwilę. W zeszłym roku fani komiksowych adaptacji mieli okazję obejrzeć kilka produkcji o swoich ulubionych bohaterach, a rok 2024 nie będzie się pod tym względem różnił od minionych dwunastu miesięcy. Na pierwszy ogień rzucony zostaje serial Echo, który opowiada dalsze losy wprowadzonej w Hawkeye’u Mai Lopez. Czy produkcja utrzymuje poziom osiągnięty w ostatnim czasie przez drugie sezony Lokiego i What If...?, które de facto przywróciły nadzieję na powrót MCU na dobre tory?

Niestety, ale nie mam dobrych wieści dla osób, które od serialu Echo oczekiwały głębokiej i znaczącej historii. Produkcja opowiadająca losy tytułowej bohaterki nie prezentuje zbyt wysokiego poziomu, jednak nadal jest o klasę lepsza niż na przykład nieszczęsna Mecenas She-Hulk. Ale nie oszukujmy się, poprzeczka nie była w tym przypadku zawieszona zbyt wysoko.

Miłe złego początki

Nie można jednak odmówić twórcom tego serialu, że nie próbowali zachęcić widzów do obejrzenia zaprezentowanej historii. Pierwszy odcinek służy tak naprawdę wprowadzeniu bohaterki granej przez Alaquę Cox. Mamy więc urywki z dzieciństwa młodej Lopez, powtórkę z rozrywki z Hawkeye’a, a także ukazanie, jak główna bohaterka rozpoczyna współpracę z Kingpinem. Prawdę mówiąc, już w pierwszym epizodzie dostaliśmy najlepszą, przynajmniej w udostępnionych do recenzji odcinkach, scenę walki, w której pojawia się nie kto inny, jak Daredevil.

I w tym oto momencie przejdziemy do pierwszej zalety, którą niewątpliwie jest potwierdzenie, że Matt Murdock z serialu Netflixa oficjalnie należy do kanonu Kinowego Uniwersum Marvela. Dla jednych może być to bez znaczenia, jednak osoby czekające na różne smaczki i nawiązania z pewnością docenią takie, a nie inne podejście do granej przez Charliego Coxa postaci.

Echo - recenzja. Przez takie seriale MCU szoruje po dnie - ilustracja #1
Źródło fot.: Echo; Sydney Freeland i Catriona McKenzie; Disney+; 2024

Wszak decydenci MCU mogli postanowić, że aktor faktycznie będzie wcielał się w tego bohatera, jednak w wersji, gdzie pochodzi on z innego świata. Tak się jednak nie stało, a Echo jest potwierdzeniem, że „Diabeł z Hell’s Kitchen” i Kingpin należą do MCU. I chociaż można się było tego spodziewać, to tak czy siak twórcom należą się za to duże brawa.

Krew jest, ale jakby taka mniej czerwona

Czy poza tym serial posiada inne jasne punkty? Jak najbardziej, aczkolwiek potrafią blaknąć w porównaniu z wadami. Do tego jednak przejdę w dalszej części recenzji. W tym momencie skupmy się na zaletach, do których zdecydowanie trzeba zaliczyć sceny walki, które są tak naprawdę najjaśniejszym punktem Echo. Choreografia potyczek stoi na wysokim poziomie, a ich brutalność jest w MCU czymś nowym. Jeśli jednak oczekujecie od najnowszej produkcji trafiającej na platformę Disney+ tego, że pod tym względem dorówna wcześniej wspomnianemu Daredevilowi czy też Punisherowi, to muszę Was zasmucić.

Krew pojawia się podczas walk, a po postaciach biorących w nich udział widać, że zostały „pokiereszowane”, jednak to wszystko. Nie ma tutaj tej brutalności, z której znane były seriale Netflixa. Niewykluczone, że ostatnie odcinki zrekompensują tę stratę.

Bardziej intensywne sceny walki nie są jedynym punktem, który twórcy chcieli zapożyczyć z Daredevila i innych produkcji tego uniwersum. Mamy bowiem do czynienia z bardziej przyziemną historią, w której nie ma miejsca na ratowanie świata. Dzięki temu widzowie dostali serial, który niekoniecznie wpisuje się w ramy rozwijanego cały czas multiwersum.

Echo - recenzja. Przez takie seriale MCU szoruje po dnie - ilustracja #2
Źródło fot.: Echo; Sydney Freeland i Catriona McKenzie; Disney+; 2024

Pochwalić muszę sposób prowadzenia narracji. Maya Lopez to bohaterka niesłysząca, i widać, a przede wszystkim słychać to na każdym kroku. Zdecydowana część dialogów prowadzona jest w języku migowym, a twórcy nie zapomnieli również o korzeniach heroiny, która jest potomkinią rdzennych mieszkańców Ameryki.

Na samym początku trochę zaspoilerowałem recenzję, pisząc, że Echo nie należy do najlepszych seriali MCU dostępnych na Disney+. Niestety, ale po wypisaniu zalet tej produkcji nadal podtrzymuję to zdanie. Najnowszy przedstawiciel Kinowego Uniwersum Marvela cierpi z powodu bardzo wolno rozkręcającej się fabuły. Główna bohaterka przemieszcza się z miejsca na miejsce, rozmawia z napotkanymi postaciami i czasami dojdzie do walki, jednak na przestrzeni trzech odcinków miałem wrażenie, że do niczego to nie prowadzi.

Emocje jak u Zenka na koncercie

Na palcach jednej ręki mogę także policzyć momenty, w których wydarzenia pokazywane na ekranie mnie zainteresowały. Zamiast tego Echo wywoływało u mnie ciągłe napady ziewania. Maya Lopez – z całą sympatią do tej postaci – nie jest bohaterką, która potrafi swoją charyzmą przyciągnąć do ekranu. Świadczą o tym również komentarze, jakie można spotkać pod zwiastunami do tej produkcji, w których fani zastanawiają się, skąd ta postać w ogóle się wzięła, i nie dowierzają, że została ona wprowadzona w przeszłości.

To tylko potwierdza, jak bardzo niepotrzebnym serialem wydaje się Echo. Doceniam starania Marvela, żeby pokazać przyziemną historię, jednak jej wykonanie nie stoi na wysokim poziomie i kompletnie nie daje satysfakcji z oglądania. Po obejrzeniu udostępnionych do recenzji odcinków nie mam kompletnie ochoty, żeby wrócić do tej produkcji i przekonać się, jak koniec końców Maya Lopez rozprawi się z pewnym ogromnym problemem.

Echo - recenzja. Przez takie seriale MCU szoruje po dnie - ilustracja #3
Źródło fot.: Echo; Sydney Freeland i Catriona McKenzie; Disney+; 2024

Wydaje się jednak, że nie dotyczy to tylko samego Echo, a bardziej MCU jako tworu, który w ostatnim czasie nie wie, w którym kierunku tak naprawdę zmierzać. Ostatnie produkcje należące do tego uniwersum, z niewielką liczbą wyjątków, były – lekko mówiąc – średnie, i ciężko mieć nadzieję, że święcące do pewnego momentu triumfy MCU powróci na dawne tory.

Coś się musi zmienić w kierownictwie Kinowego Uniwersum Marvela. Jeśli w dalszym ciągu fani będą dostawać produkcje jakościowo przeciętne, takie jak właśnie recenzowane Echo, to nic się w tej kwestii nie poprawi. A szkoda, ponieważ MCU nie zasługuje, żeby tkwić w marazmie.

NASZA OCENA: 4,5/10

Marcin "Nicek" Nic

Marcin "Nicek" Nic

Przygodę z pisaniem zaczął na nieistniejącym już Mobilnym Świecie. Następnie tułał się po różnych serwisach technologicznych. Chociaż nie jest typowym graczem, a na jego komputerze znajduje się tylko Football Manager, w końcu wylądował w GRYOnline.pl. Nie ma dnia, w którym nie oglądałby recenzji nowych smartfonów, dlatego początkowo pisał o wszelkiego rodzaju technologii. Z czasem jednak przeniósł swoje zainteresowania bardziej w kierunku kinematografii. Miłośnik NBA, który uważa, że Michael Jordan jest lepszy od LeBrona Jamesa, a koszykówka z lat 90-tych była przyjemniejsza dla oka.

City Hunter od Netflixa zbiera pozytywne oceny, ale recenzenci zwracają uwagę na przestarzały humor tej ekranizacji mangi

City Hunter od Netflixa zbiera pozytywne oceny, ale recenzenci zwracają uwagę na przestarzały humor tej ekranizacji mangi

Wyjaśniamy, co oznacza OZT z X-Men ’97

Wyjaśniamy, co oznacza OZT z X-Men ’97

Czy powstanie 2. sezon Shoguna?

Czy powstanie 2. sezon Shoguna?

Kto jest złoczyńcą w Deadpool and Wolverine? Wyjaśniamy, jakie powiązania z X-Menami, genezę i moce ma Cassandra Nova

Kto jest złoczyńcą w Deadpool and Wolverine? Wyjaśniamy, jakie powiązania z X-Menami, genezę i moce ma Cassandra Nova

James Gunn przyznał, że zmęczenie superbohaterami istnieje po Avengers: Koniec gry i wyjaśnił dlaczego: „Jeśli film zamieni się w stek bzdur..."

James Gunn przyznał, że zmęczenie superbohaterami istnieje po Avengers: Koniec gry i wyjaśnił dlaczego: „Jeśli film zamieni się w stek bzdur..."