Dusiciel z Bostonu to nie kryminał idealny, ale przywraca wiarę w true crime

Są takie filmy, które lepiej sprawdzają się jako „dzieło z misją” niż obraz do oglądania. Dusiciel z Bostonu próbuje jednak zachować równowagę między angażującym seansem a przekazem. I zazwyczaj mu wychodzi. Zazwyczaj….

nasze opinie
Hubert Sosnowski 27 marca 2023
8
Źrodło fot. Dusiciel z Bostonu, reż. Matt Ruskin, 20th Century Studios 2023
i

W paru miejscach spotkałem się z porównaniami Dusiciela z Bostonu do Zodiaka i Se7en Davida Finchera. Mocne słowa. Naprawdę mocne. Startowanie na pozycje okupowane przez szczytowe osiągnięcia współczesnego thrillera i kryminału neo noir to śmiałe założenie, nawet jeśli dopisane przed odbiorcę. Od razu trzeba to powiedzieć. Dusiciel z Bostonu Matta Ruskina to nie ta liga. Jest on naprawdę porządnym filmidłem z mocnym przekazem, ale nie spina się aż tak dobrze, precyzyjnie i z podobną siłą, co klasyki Finchera. Niemniej, mimo problemów, warto poświęcić dwie godziny na kryminał z Keirą Knightley, zwłaszcza że kilka rzeczy wychodzi tu naprawdę w porządku. Film przywraca też dobre imię true crime.

To zaś, jak wiadomo, zostało ostatnio zszargane fetyszyzującymi morderców powieściami i kryminałami (pamiętacie rozróbę wokół Dahmera?) czy nawet podcastami. Film Ruskina nie ukazuje morderców jako imponujących urokiem czy intelektem potworów, nie flirtuje z ich wizerunkiem. Seryjniak w Dusicielu z Bostonu to ledwie widoczne zwierzę, upudrowane i wylansowane przez opinię publiczną. To trybik napędzający machinę medialnego strachu i biznesu. Taka smutna i zniszczona odmiana celebryty.

Dusiciel z Bostonu pokazuje klasę dzięki temu, że idzie drogą rasowego kryminału, który nie smyra, a wręcz dojeżdża ego seryjnych morderców, pokazuje ich miałkość. Że są swego rodzaju napompowaną bańką medialną. I robi to mimochodem, w toku śledztwa. Więcej mówi o losie ofiar, warunkach, jakie doprowadziły do tego, że zbrodni dokonywano z taką łatwością.

Boston, wcześne lata 60. Kilka kobiet zostaje uduszonych i zgwałconych. Policja bada te sprawy, ale pierwszą osobą, która wiąże moderstwa ze sobą, jest Loretta MacLaughlin (bardzo dobra Knightley), dziennikarka działu lifestyle’owego. Musi rozpychać się łokciami, żeby dostać tę sprawę, zmagać się ze skutkami rozgłosu oraz z byciem traktowaną „z góry” przez wielu facetów. Sprawa odciśnie piętno na bohaterce i na jej rodzinie, a i samo żonglowanie powołaniem oraz zobowiązaniami wobec bliskich do najłatwiejszych należeć nie będzie.

Jako mariaż thrillera i kryminału na fincherowską modłę Dusiciel z Bostonu jest… po prostu w porządku. To sprawnie zrealizowane filmidło. Nastrojowe, z niezłym, budującym napięcie kadrowaniem. Wciąga, a my chcemy wiedzieć, co dalej, mimo że możemy sobie o tym przeczytać na Wikipedii – czyli jako kino gatunkowe się sprawdza. Może trochę za słabo uderza muzyka, ale to jedyne, do czego można się tu przyczepić. Na szczęście wystarczy kadrowanie czy dźwięki.

Aktorzy dają z siebie sporo, przekonująco odgrywając powierzone role. Kostiumografowie i scenografowie spisali się na piątkę, odtwarzając realia i klimat epoki. No, jest to rasowy, soczysty kryminał. Nic wybitnego, nic odkrywczego, ale na wieczorek ze zbrodnią i karą nada się idealnie.

Dusiciel z Bostonu to nie kryminał idealny, ale przywraca wiarę w true crime - ilustracja #1
Dusiciel z Bostonu, reż. Matt Ruskin, 20th Century Studios 2023

Dusiciel z Bostonu zawodzi jednak tych, którzy spodziewali się czegoś na poziomie Finchera (wśród producentów możemy znaleźć Ridleya Scotta). Tamte filmy wyciskały z konwencji co się dało, przytłaczały, oszałamiały aranżacją każdego kadru. Były duszne, nastrojowe, chropowate i wiarygodne. Kończyły się nieszablonowo, mocnymi, poetyckimi wręcz puentami. Przede wszystkim jednak – już w trakcie seansu przerażały. Nie tylko budowały napięcie, ale poprostu przerażały. Przez dopieszczoną, ostrą jak żyleta realizację, drastyczność, niepewność.

Ruskin w Dusicielu operuje podobnymi środkami, ale z mniejszą precyzją i wyczuciem, przez co nie atakują one naszych zmysłów natychmiastowo. Seans wciąga, ale czujemy raczej napięcie i efekt obcowania z suspensem niż prawdziwy niepokój. Cały terror, jaki możemy odczuć, wynika nie z siły rażenia obrazu i realizacji – płynie z opóźnieniem, z przemyśleń, jakie nam podsuwa film. Przemyśleń, które raczej dotrą do nas po seansie.

Ruskin najwięcej miejsca oddaje dwóm problemom. Pierwszy to rozprawienie się z romantyzowaniem seryjnych zabójców, jak pisałem wyżej. Są tutaj tylko elementem układanki, nawet jeśli przy okazji stanowią przyczynę tragedii. Generalnie tacy mordercy – mówi film – to po prostu chore patałachy. Trzeba ich badać, żeby zrozumieć i odławiać, ale podnoszenie statusu takich jednostek to przesada, z której najpewniej chcielibyśmy czerpać te czy inne korzyści. Emocjonalne, majątkowe – wybierzcie sobie.

Dużo więcej empatii w Dusicielu z Bostonu skierowano – i bardzo dobrze – na ofiary, kobiety i ich środowisko. Na warunki społeczne, w jakich panie muszą się odnaleźć. Lata 60. to ten czas, kiedy traktowano je z góry nawet w miejscu pracy (nie żeby ten problem zniknął dziś, ale jakieś postępy poczyniono… przynajmniej na niektórych polach), kiedy same siebie oceniały negatywnie, jeśli któraś za bardzo wyskoczyła przed szereg (film to bardzo sprawnie akcentuje kilkoma scenami). Kiedy ich krzywdę, przemoc wobec nich bagatelizowano. Kiedy świat jeszcze nie potrafił zdecydować (bo wiecie, za kobiety trzeba decydować, hłe hłe hłe hłe hrhrhr), czy mają siedzieć w kuchni, czy w sumie mogą robić to, co druga połowa ludzkości – czyli to, co chcą.

W sumie dylemat jakby wisi w powietrzu do dziś, tylko powoli okienko Overtona przesuwa się w stronę normalności. Wtedy jednak jeszcze było przerąbane. I Dusiciel z Bostonu bardzo zgrabnie splata problematykę z fabułą, z ofiarą, z motywami przestępstw. Pokazuje, że społeczeństwo podchodziło wtedy do sprawy jakoś tak… obleśnie lżej. Film zręcznie pokazuje ten moment przejściowy.

Film nie wpada przy tym w typowe pułapki opowieści o trudnym losie kobiet. Tak, to beznadziejny świat sprawia, że panie tak żyją. Owszem, za krzywdę w znakomitej większości odpowiadali faceci i sprzyjający drapieżnikom porządek społeczny. Ruskin zręcznymi zagrywkami unika jednak kaznodziejstwa i wrzucania wszystkich mężczyzn do jednego wora. W świecie, który uchwycił kamerą, nie ma ideałów, kobiety mają zwyczajnie pod górkę, muszą też radzić sobie z tym, że dopiero wykształcają narzędzia do niektórych sytuacji, a chłopy rzucają kłody pod nogi i traktują główną bohaterkę oraz kilka innych ważnych dla fabuły pań przedmiotowo.

Zdarzają się jednak panowie, którzy podchodzą do Loretty i jej śledztwa poważnie, którzy ją wspierają i rozumieją, a przynajmniej próbują. Bardzo fajnie, niejednoznacznie wypada tu np. relacja z mężem (facet wspiera, choć zaczyna mieć dość – walczą w nim konserwatywne i nowoczesne przekonania, troska, tęsknota i wsparcie oraz klasyczne uzależnienie od „pani domu”) czy ze zwierzchnikiem w redakcji (gość niechętnie, ale zaczyna wspierać Lorettę i stać za nią murem). Znaczy można. Można pokazywać odcienie szarości i problemy z perspektywy ludzi, a nie chochołów. Netflixie, Marvelu uczcie się.

I mimo tego zniuansowania (a może właśnie dzięki niemu) – przekaz jest silny, wyrazisty, zostaje z nami. Niestety dłużej niż sam film, ale i ten jako kryminał po prostu dał radę. Czasem to jednak wystarczy.

OCENA: 7/10

Hubert Sosnowski

Hubert Sosnowski

Do GRYOnline.pl dołączył w 2017 roku, jako autor tekstów o grach i filmach. Do 2023 roku szef działu filmowego i portalu Filmomaniak.pl. Pisania artykułów uczył się, pracując dla portalu Dzika Banda. Jego teksty publikowano na kawerna.pl, film.onet.pl, zwierciadlo.pl oraz w polskim Playboyu. Opublikował opowiadania w miesięczniku Science Fiction Fantasy i Horror oraz pierwszym tomie Antologii Wolsung. Żyje „kinem środka” i mięsistą rozrywką, ale nie pogardzi ani eksperymentami, ani Szybkimi i wściekłymi. W grach szuka przede wszystkim dobrej historii. Uwielbia Baldur's Gate 2, ale na widok Unreal Tournament, Dooma, czy dobrych wyścigów budzi się w nim dziecko. Rozmiłowany w szopach i thrash-metalu. Od 2012 roku gra i tworzy larpy, zarówno w ramach Białostockiego Klubu Larpowego Żywia, jak i komercyjne przedsięwzięcia w stylu Witcher School.

Raz Mariska Hargitay wstrzymała prace na planie Law & Order: SVU, aby pomóc dziewczynce, która pomyliła ją z prawdziwą policjantką

Raz Mariska Hargitay wstrzymała prace na planie Law & Order: SVU, aby pomóc dziewczynce, która pomyliła ją z prawdziwą policjantką

Yellowstone - czy 6. sezon powstanie? Oto co wiadomo o przyszłości serialu

Yellowstone - czy 6. sezon powstanie? Oto co wiadomo o przyszłości serialu

Ocet jabłkowy Netflixa na pierwszym zwiastunie. Serial o imperium wellness zbudowanym na kłamstwie może być nowym hitem giganta streamingu

Ocet jabłkowy Netflixa na pierwszym zwiastunie. Serial o imperium wellness zbudowanym na kłamstwie może być nowym hitem giganta streamingu

„Muszę tego słuchać od tego gnojka”. Marlon Brando nie mógł znieść krytyki na planie filmu Francisa Forda Coppoli, przez co obraził innego aktora

„Muszę tego słuchać od tego gnojka”. Marlon Brando nie mógł znieść krytyki na planie filmu Francisa Forda Coppoli, przez co obraził innego aktora

Diuna: Proroctwo - ile odcinków ma serial sci-fi i kiedy nowy pojawi się na Max? Harmonogram premier wszystkich epizodów

Diuna: Proroctwo - ile odcinków ma serial sci-fi i kiedy nowy pojawi się na Max? Harmonogram premier wszystkich epizodów