Czuję potencjał w serialu The Last of Us, ale 2. odcinek jeszcze go nie wykorzystuje
Drugi epizod The Last of Us od HBO to nadal obiecujące podchody. Można podziwiać wykonanie postapokaliptycznego świata oraz straszną fizjonomię zainfekowanych, ale jednak bardziej czekam na fabularne atrakcje.

Zdaje się, że świat już wydał osąd w sprawie serialowego The Last of Us. Ekranizacja historii Joela i Ellie stała się hitem i być może stanie się wzorem dla przyszłych adaptacji gier. Spodziewam się, że po finale też będę produkcję zachwalał, a nie ganił, jednak na ten moment – po obejrzeniu drugiego odcinka – muszę stwierdzić, że mnie ona nie porwała. Opowieść jeszcze się rozkręca, a najlepsze chwile prawdopodobnie nadal są przed nami.
Klimat jest, ale fabuła jeszcze musi przekonać
Podobnie jak w pierwszym epizodzie, najlepszym fragmentem jest początek. Tym razem jednak nie chodzi o wydarzenia z przeszłości któregoś bohatera, tylko o dalsze zarysowywanie infekcji, która doprowadziła świat do spustoszenia. Ta cisza przed burzą wybrzmiewa wprost wspaniale – mimo że już wiemy, jak to się potoczy, oglądanie paniki specjalistów (z gwiazdą indonezyjskiego kina, Christine Hakim) buduje nastrój nadchodzącej zagłady. Chętnie pozostałbym dłużej właśnie w tym punkcie historii.

Również pod względem technicznym The Last of Us trudno coś zarzucić. Akcja rozgrywająca w ciemnych pomieszczeniach charakteryzuje się odpowiednim oświetleniem, a zainfekowani wyglądają przerażająco. Nie dziwi unikanie określenia „zombie”, bo rzeczywiście nie są to standardowe, przeżarte przez popkulturę żywe trupy. Reagują szybciej i nie wydają się tak zupełnie martwe, jakby grzyb tylko przejmował kontrolę nad ludźmi, ale wcale ich nie zabijał.
Przedstawiona w recenzowanym odcinku fabuła sprawia wrażenie dalszego prologu. Historia jeszcze się nie rozkręciła, a najlepsze – mam nadzieję – dopiero nadejdzie. Co prawda dochodzi do pewnych istotnych zdarzeń, lecz nie mają one takiej siły oddziaływania, jakiej należałoby oczekiwać po najbardziej znaczących elementach fabuły, co należy zrzucić na karb sposobu ukazania bohaterów. Jest tutaj spora przepaść między tym, jak łatwo można było przyzwyczaić się do postaci w pierwszych minutach wcześniejszego odcinka (Sarah, Joel, Tommy), a tym, jak ten sam aspekt prezentuje się w późniejszej akcji (starszy Joel, Tess, Ellie).
Nie czuję przywiązania do obecnych bohaterów. Ich relacje na razie są zarysowane pobieżnie. Niby w postapokaliptycznym świecie nie ma czasu na pogawędki, lecz ten sam serial udowodnił już, że może wzbudzić zainteresowanie postaciami w krótkim ekranowym czasie. Potencjał na pewno jest, zawiązanie historii wypada solidnie, zwłaszcza pod względem budowania skali pandemii, a technicznie HBO gwarantuje najwyższą jakość.
Tylko tego fabularnego mięsa i prawdziwych emocji jeszcze nie ma. W każdej chwili może się to zmienić – zwłaszcza że oryginał zasłynął właśnie za sprawą opowiadanej historii. Jeśli wiec również nie zostaliście jeszcze porwani przez losy Joela i Ellie, to cierpliwie poczekajcie. The Last of Us wkrótce powinien się rozkręcić.
Ocena: 7/10
Zapraszamy Was na nasz kanał na YouTube – tvfilmy, który jest poświęcony zagadnieniom związanym z filmami i serialami. Znajdziecie tam liczne ciekawostki, fakty, historie z planu i opinie.