Brakuje mi takich thrillerów jak Polowanie na Czerwony Październik, ten film jest kultowy nie bez powodu

Polowanie na Czerwony Październik to film w starym dobrym stylu. Film, który traktuje widza poważnie i nie boi się przekazywać trudnej, specjalistycznej wiedzy – bowiem oprócz postaci, w które wcieliła się plejada świetnych aktorów, widowisko miało jeszcze zestaw innych bohaterów: nieożywionych.

nasze opinie
Dariusz "DM" Matusiak 8 lipca 2023
8
Źrodło fot. Czerwony Październik, John McTiernan, Paramount Pictures, 1990.
i

Obrzeża Poznania. 15 kilometrów od 31 Bazy Lotnictwa Taktycznego w Krzesinach

Tak, te słowa wyglądałyby o wiele lepiej z jasnozielonym fontem i dźwiękiem komputerowego cykania w tle. Zupełnie jak pojawiający się na chwilę opis aktualnego miejsca akcji w filmie Polowanie na Czerwony Październik. Zdaję sobie oczywiście sprawę, że nie było to pierwsze ani ostatnie widowisko wykorzystujące taki patent, ale w przywołanym filmie pasował on naprawdę świetnie. Pomagał budować pełen napięcia klimat i umiejscawiać wydarzenia, które rzucały nas w różne zakątki globu. Twórca Predatora i Szklanej pułapki, John McTiernan, w 1990 roku świetnie rozumiał, na czym polega kwintesencja specyficznego rodzaju thrillerów – technothrillerów – i oddał wszystkie ich zalety w jednym z najlepszych filmów tamtych czasów.

Pasja zwykłego agenta ubezpieczeń

Same technothrillery dzielą się na różne podgatunki, zależnie od tego, czy koncentrują się na kwestiach nauki, komputerów, science fiction czy militariów. A Polowanie na Czerwony Październik w niezwykle udany sposób łączy tematykę szpiegowską oraz wojskowych technologii (z akcentem na to drugie). Pierwowzór scenariusza o ucieczce radzieckiego okrętu do USA pochodził przecież od samego mistrza technothrillerów – pisarza Toma Clancy’ego. Słynny autor nie wynalazł tego gatunku, nie był jego prekursorem, ale wraz z Michaelem Crichtonem spopularyzował go i pomógł przenieść z niszy do mainstreamu.

Brakuje mi takich thrillerów jak Polowanie na Czerwony Październik, ten film jest kultowy nie bez powodu - ilustracja #1
Czerwony Październik, John McTiernan, Paramount Pictures, 1990.

Pasją Clancy’ego, w odróżnieniu do Crichtona, który zajmował się raczej nowoczesną nauką, był sprzęt wojskowy. Jako zwykły agent ubezpieczeniowy polegał wyłącznie na ogólnie dostępnych informacjach, a i tak jego wiedza w tej dziedzinie była ponadprzeciętna. Ponoć jeden admirał po przeczytaniu Polowania… w latach 80. miał wrzasnąć: „Kto, do cholery, dał pozwolenie na wydanie takiej książki?!”. Mała część tych technicznych detali jest obecna również w ekranizacji.

Ludzkie oblicze bezdusznej maszyny

Do dziś mamy w pamięci świetne role Seana Connery’ego jako kapitana Marko Ramiusa, Scotta Glena wcielającego się w dowódcę USS Dallas i, rzecz jasna, Aleca Baldwina, który w tej historii akurat idealnie pasował do postaci Jacka Ryana – zwykłego analityka pracującego za biurkiem. Ale nie da się ukryć, że głównym bohaterem był tu także sam Czerwony Październik – radziecki okręt podwodny klasy Tajfun. Twórcy pokazywali nam go w pełnej krasie podczas zdjęć pod wodą, całkiem dobrze zresztą odtwarzając na modelu kształt tej jednostki, a także informowali o technicznych szczegółach jego cichego napędu magnetohydrodynamicznego.

Kibicowaliśmy zatem nie tylko Connery’emu i Samowi Neilowi, by ich ucieczka się udała, ale i samemu Czerwonemu Październikowi. Partnerował mu zresztą nie mniej okazały USS Dallas – amerykański okręt podwodny klasy Los Angeles. Mogliśmy podziwiać go podczas gry w chowanego z Październikiem i w chyba najbardziej widowiskowej scenie, w której na pełnej prędkości wynurzył się z wody niczym wyskakujący wieloryb. Ekipa „technicznych” bohaterów miała również swój czarny charakter w postaci okrętu Konowałow, który rzeczywiście polował na Października i któremu chyba każdy z widzów życzył zatonięcia.

Brakuje mi takich thrillerów jak Polowanie na Czerwony Październik, ten film jest kultowy nie bez powodu - ilustracja #2
Czerwony Październik, John McTiernan, Paramount Pictures, 1990.

A w międzyczasie odbyła się wizyta na lotniskowcu z paroma sekwencjami startów i lądowań z pokładu, dramatyczna sekwencja lotu Ryana śmigłowcem na pokład USS Dallas, w której mówiono o specjalnej rezerwie paliwa na czas wojny. Były też dialogi, w których nikt nie tłumaczył nazw klas radzieckich okrętów czy gwary podwodniaków używanej na pokładzie, a także ekrany sonarów z enigmatycznymi paskami, zamiast „idioto-odpornymi” rysunkami zmyślonymi na poczekaniu. Kwintesencją technothrillera było właśnie to, że obok ludzkich losów i dramatów przedstawiał sporo detali o niby-bezdusznych maszynach, pokazywał je autentycznie i w taki sposób, że były ciekawe same w sobie, nabierały pewnego rodzaju osobowości.

Filmy, które traktują widza poważnie

Przywiązanie Toma Clancy’ego do realistycznych detali dotyczących sprzętu wojskowego sprawiało, że jego historie wydawały się szczególnie wiarygodne i autentyczne. Oglądaliśmy hollywoodzką fikcję, która równie dobrze mogła być oparta w całości lub częściowo na faktach. Nie było tam żadnej marvelowsko-torretowej przesady, która obecna jest choćby w niedawnym Top Gun: Maverick. Zamiast uczucia, że filmowcy traktują nas jak idiotów, mieliśmy raczej wrażenie, że próbują nas czegoś nauczyć, przekazać ciekawą wiedzę, pozwalają zajrzeć do tajnych, niedostępnych normalnie zakamarków, jak pokład okrętu podwodnego.

Szkoda więc, że nigdy nie doszło do ekranizacji chyba najbardziej epickiego technothrillera Toma Clancy’ego – książki Czerwony sztorm o starciu Układu Warszawskiego z NATO na terenie Europy. Zamiast tego mieliśmy wcześniejsze podejścia, jak Firefox z Clintem Eastwoodem z 1982 roku, z dość podobną historią o próbie wykradzenia supernowoczesnego, radzieckiego myśliwca, albo późniejsze, którym jednak bliżej było do typowych filmów akcji. Najbardziej w pamięci utkwiły mi tu: Krytyczna decyzja z Kurtem Russelem i Stevenem Seagalem, do której przemycono kosmicznie wyglądający myśliwiec F-117, Tajna broń z Johnem Travoltą o zgubieniu przez amerykański bombowiec głowic nuklearnych i Czarny anioł o podobnej tematyce – ale był to film typu „prosto na VHS”.

Brakuje mi takich thrillerów jak Polowanie na Czerwony Październik, ten film jest kultowy nie bez powodu - ilustracja #3
Czerwony Październik, John McTiernan, Paramount Pictures, 1990.

Kolejne ekranizacje przygód Jacka Ryana były dobrymi thrillerami szpiegowskimi i filmami akcji, jednak brakowało w nich już tego pierwiastka „techno”. Zapewne trochę jest w tym winy źródłowych powieści, które „popłynęły” w innym kierunku, ale – o ile dobrze pamiętam – książka Suma wszystkich strachów nadal zawierała trochę militarnych detali, których w filmie z Benem Affleckiem już zabrakło. Najlepszym duchowym spadkobiercą Polowania na Czerwony Październik i technothrillerów w tym stylu został chyba Karmazynowy przypływ z 1995 roku w reżyserii Tony’ego Scotta i ze świetnym Gene’em Hackmanem – również w roli dowódcy okrętu podwodnego – oraz całą plejadą innych gwiazd.

Ten okręt już odpłynął

Dziś wydaje się, że Czerwony Październik odpłynął wieki temu i zniknął w morskiej mgle, a wraz z nim technothrillery, choć, paradoksalnie, Jack Ryan ma się świetnie. W kolejnych sezonach serialu Amazon bawi się jednak w miks Jamesa Bonda i Ethana Hunta, mimo że John Krasinski ciągle kojarzy mi się z anemicznym Jimem z The Office i dobrze pasowałby właśnie do nieprzyzwyczajonego do pracy w terenie Ryana z Czerwonego Października.

Popularności technothrillerów zapewne sprzyjał okres zimnej wojny i operacji „Pustynna burza”, kiedy to wiadomości pękały od obrazów i fachowych nazw militarnego sprzętu. Podobne trendy było wtedy zresztą widać również w mainstreamowych grach komputerowych, które nie bały się zasypywać gracza techniczną terminologią, enigmatycznymi skrótami i wykorzystywaniem całej klawiatury do obowiązkowej podczas rozgrywki klawiszologii. O ile jednak gry tego rodzaju przetrwały gdzieś w swojej niszy i ciągle wracają w nowej postaci, to czuję, że w świecie filmów tak się nie stanie. Technothrillery zostaną, ale w tematyce science fiction, futurystycznych technologii, szpiegów. Takie jak Polowanie na Czerwony Październik, takie w stylu Toma Clancy’ego – raczej już niestety nie wrócą.

Dariusz "DM" Matusiak

Dariusz "DM" Matusiak

Absolwent Wydziału Nauk Społecznych i Dziennikarstwa. Pisanie o grach rozpoczął w 2013 roku od swojego bloga na gameplay.pl, skąd szybko trafił do działu Recenzji i Publicystki GRYOnline.pl. Czasem pisze też o filmach i technologii. Gracz od czasów świetności Amigi. Od zawsze fan wyścigów, realistycznych symulatorów i strzelanin militarnych oraz gier z wciągającą fabułą lub wyjątkowym stylem artystycznym. W wolnych chwilach uczy latać w symulatorach nowoczesnych myśliwców bojowych na prowadzonej przez siebie stronie Szkoła Latania. Poza tym wielki miłośnik urządzania swojego stanowiska w stylu „minimal desk setup”, sprzętowych nowinek i kotów.

Najlepsze komedie na Netflixie 2024, nasz ranking TOP 10

Najlepsze komedie na Netflixie 2024, nasz ranking TOP 10

Najlepsze komedie 2024, nasze top 10

Najlepsze komedie 2024, nasze top 10

Sand Land - recenzja filmu. Anime twórcy Dragon Balla przypomniało mi o dzieciństwie

Sand Land - recenzja filmu. Anime twórcy Dragon Balla przypomniało mi o dzieciństwie

Gwiazda Johna Wicka 4 krytykuje akcję w Road House - i ma rację!

Gwiazda Johna Wicka 4 krytykuje akcję w Road House - i ma rację!

Henry Cavill uratował kolegę z planu przed utonięciem podczas zdjęć do The Ministry of Ungentlemanly Warfare

Henry Cavill uratował kolegę z planu przed utonięciem podczas zdjęć do The Ministry of Ungentlemanly Warfare