Zmierzch jest tak zły, że aż dobry. I po latach wraca się do niego jeszcze lepiej

O Zmierzchu słów kilka. Co łączy go z The Room? Obie produkcje są tak złe, że aż dobre. Jedna z nich dodatkowo była olbrzymim światowym fenomenem, który czasami trudno było zrozumieć. A jeszcze ciężej – zapomnieć.

nasze opinie
Edyta Jastrzębska 31 sierpnia 2023
6
Źrodło fot. Zmierzch, reż. Catherine Hardwicke, Summit Entertainment 2008
i

Kto nie słyszał o Zmierzchu? Przed kilkunastoma laty był to fenomen na skalę światową, o którym pisało się i mówiło wiele. Napotkać zaś go można było wszędzie, nawet w osiedlowym markecie, gdzie wystawione były zeszyty, notatniki czy piórniki z fotografiami obsady filmów. Dzieło Stephenie Meyer o miłosnych perypetiach ludzi, wampirów i wilkołaków, a także jego kinowa adaptacja, opanowały świat, przede wszystkim trafiając do nastolatek, które szalały na punkcie tej serii. Jednak seria tak samo, jak była kochana, była również nienawidzona.

Był to dziwaczny fenomen, który prawdopodobnie w innych czasach nie osiągnąłby aż tak wielkiego sukcesu. Tamte czasy zaś były idealne, jeśli weźmie się pod uwagę to, że Zmierzch wpasował się jako wypełnienie luki po dobiegającym końca Harrym Potterze. Młodzieżowe fantasy, które tym razem głównie skupiało się na wątku miłosnym, wpasowało się w potrzeby dorastających nastolatków, przeżywających swoje pierwsze miłości. Czy jednak sam ten fakt wystarczył, żeby osiągnąć aż taki sukces? Romantycznych opowieści dla nastolatków nie brakowało, nawet tych fantastycznych. Dlaczego więc Zmierzch, który nie jest historią wysokich lotów, aż tak dobrze sobie poradził?

Dlaczego Zmierzch odniósł tak wielki sukces?

Bo sprzedaje fantazję. To opowieść o Pięknej i Bestii, w której szara myszka przyciąga uwagę nie jednego, a dwóch atrakcyjnych, niedostępnych i niebezpiecznych chłopaków. Bo właśnie, są niebezpiecznymi, szczególnie dla ludzi, istotami, a jednak samej Belli zapewniają bezpieczeństwo. Mamy więc do czynienia z dziewczyną, która jest w stanie przebić się przez skorupę „niegrzecznego chłopca”, który dla niej staje się dobry. Nie ma w tej historii niczego odkrywczego, ale realizuje ona dziewczęce fantazje, wywołuje emocje i prowadzi do satysfakcjonującego zakończenia, a to czasem wystarczy, żeby zatrzymać czytelników i widzów. Tym bardziej że w obsadzie znaleźli się sami atrakcyjni aktorzy młodego pokolenia, na punkcie których oszalano.

Zmierzch jest tak zły, że aż dobry. I po latach wraca się do niego jeszcze lepiej - ilustracja #1
Zmierzch, Catherine Hardwicke, Summit Entertainment, 2008

W dodatku zarówno słabą, jak i mocną stroną Zmierzchu jest jego główna bohaterka – Bella Swan. Jest wręcz do bólu zwyczajna. Nie wyróżnia się niczym szczególnym, nie jest „wybraną”, która ma ocalić świat (i których na pęczki w młodzieżowym kinie). Bella to prosta dziewczyna, bez silnie zarysowanej osobowości, przez co sprawia wrażenie nudnej. Z jednej strony brak wyróżniających cech można postrzegać jako jej wadę, ale to jednocześnie jedna z jej najsilniejszych stron. Dlaczego? Bo czyni ją postacią, z którą każdemu łatwo się utożsamić. Zmierzch sprzedaje fantazję, a przez to, że główna bohaterka jest tak prosta i nie jest nieosiągalnym ideałem, zbawicielką świata, bardzo łatwo jest postawić się na jej miejscu i wyobrazić sobie, że każdy może doświadczyć czegoś podobnego.

To jednak nie wszystko, co pomogło Zmierzchowi w osiągnięciu sukcesu. Należy również pochylić się nad marketingowcami, którzy wykonali kawał dobrej roboty, promując tę serię. W czasach, gdy wychodziła, była wręcz wszechobecna, trudno więc było o niej nie słyszeć. Pamiętam, że wtedy, gdzie się nie obróciło, można było zobaczyć coś – gazetkę, plecak, zeszyt, cokolwiek – na czym znajdowały się twarze aktorów. To zaś sprawiało, że niekojarzenie tytułu było wręcz niewykonalne. To niekoniecznie sprawiało, że ktoś, widząc kolejny chlebak z Edwardem, od razu biegł do kina, ale mógł za to sprawdzić z ciekawości, co to jest, a słysząc reklamę w telewizji, mógł włączyć wieczorem film, bo tytuł wydawał mu się znajomy. Zmierzch stawał się zatem czymś znanym dla osób, które nie miały z nim nic do czynienia, zachęcając je do dalszego zainteresowania się i zaangażowania w mniejszy lub większy sposób.

Zmierzch jest tak zły, że aż dobry. I po latach wraca się do niego jeszcze lepiej - ilustracja #2
Saga „Zmierzch”: Księżyc w nowiu, Chris Weitz, Summit Entertainment, 2009

I tak też rósł ten szalony fandom Zmierzchu. A dlaczego szalony? Trudno nie pamiętać żywych i pełnych emocji dyskusji prowadzonych przez miłośników tej serii. Walka o obronę ukochanego tytułu przed krytykami, a także wiecznie żywa dyskusja na temat tego, czy lepszy jest „Team Edward” czy „Team Jacob”, należały do głośnych przedsięwzięć, które docierały nawet do osób postronnych. Mam wrażenie, że w tamtych czasach to mógł być najgłośniejszy i najbardziej zaangażowany fandom, a posiadanie takiego także pomogło serii, ponieważ sprawiło, że czy się tego chciało, czy nie, usłyszało się o niej, gdy obok trwała kolejna rozmowa o tym, kogo powinna wybrać Bella – Edwarda czy Jacoba.

Zmierzch po latach

Jako nastolatka, przyznaję, że filmy oglądałam i lubiłam. Co prawda nie kolekcjonowałam gadżetów i nie wieszałam w pokoju plakatów z Edwardem, ale chętnie oglądałam kolejne odsłony serii. Teraz jednak nie byłabym w stanie oglądać tego nieironicznie. Trzeba to powiedzieć, Zmierzch nie zestarzał się najlepiej. Obecni nastolatkowie raczej nie są zainteresowani trójkątem miłosnym stworzonym przez Stephenie Meyer, a starzy fani dorośli i mogą wyraźniej dostrzegać problemy tej serii. A trochę ich jest. Kiepskie CGI (córka Belli i Edwarda chyba nigdy nie przestanie mnie bawić), dziury fabularne, nielogiczne decyzje bohaterów i niepokojące pomysły, przez które nie dziwię się, że Zmierzch uznawany jest za szkodliwy.

Mimo to nie zastanawiałam się dwa razy, gdy kilka tygodni temu dowiedziałam się, że w telewizji będą powtórki wszystkich części Zmierzchu. Nie nastawiałam się jednak na to, że zostanę zachwycona i po raz kolejny zapałam miłością do tej serii. Podeszłam do tego raczej z nastawieniem, z jakim ogląda się The Room Tommy’ego Wiseau, ponieważ Zmierzch również jest serią tak złą, że aż dobrą. I podczas seansu można się naprawdę dobrze bawić, jeśli ogląda się to z przymrużeniem oka i z humorem podchodząc do licznych bolączek tych filmów. Ja z takim podejściem, przyznaję, bawiłam się świetnie, oglądając ostatnio wszystkie filmy razem z koleżanką. Zwracanie uwagi na pewne „głupotki” w tych produkcjach było genialną zabawą, a samo oglądanie było też na swój sposób nostalgiczną podróżą do czasów nastoletnich, podczas której mogłam przypomnieć sobie coś, do czego wciąż czuję pewien sentyment.

Zmierzch jest tak zły, że aż dobry. I po latach wraca się do niego jeszcze lepiej - ilustracja #3
Saga „Zmierzch”: Zaćmienie, David Slade, Summit Entertainment, 2010

Przyznam się nawet z odrobiną wstydu, że z ekscytacją wyczekiwałam tych niedzielnych seansów, podczas których tak dobrze się bawiłam. Może to nie są filmy wysokich lotów, ale mi zarówno kiedyś, jak i teraz dostarczyły sporo frajdy. I po latach miałam możliwość poznania tej serii od nieco innej strony, może i jako coś złego, ale dalej dostarczającego masy rozrywki, a finalnie właśnie tego oczekuję od każdego obejrzanego filmu – mam się dobrze bawić.

Ale nie sądzę, żeby historia Belli i Edwarda miała jeszcze raz podbić świat. Zresztą udowodniły to kolejne książki napisane przez panią Meyer, które przeszły bez echa. I o ile jeszcze o powieści napisanej z perspektywy Edwarda co nieco słyszałam wcześniej, tak o książce, w której zamieniono płeć bohaterów, dowiedziałam się w ostatnią niedzielę podczas rozmowy o filmach. Książka została wydana w 2016 roku z okazji 10-lecia Zmierzchu i przedstawiała historię Beauforta Swana i Edythe Cullen, poważnie. Może to być niezła gratka dla dawnych fanów serii, ale to tyle, Zmierzch raczej jest bardziej martwy niż Cullenowie.

Zmierzch jest tak zły, że aż dobry. I po latach wraca się do niego jeszcze lepiej - ilustracja #4
Saga „Zmierzch”: Przed świtem. Część 2, Bill Condon, Summit Entertainment, 2012

Przyszłość Zmierzchu

Ale kto wie, może mimo mojego czarnowidzenia to się zmieni, ponieważ w kwietniu tego roku pojawiły się doniesienia, że otrzymamy serial Zmierzch. Informacji na temat tego projektu nie ma wiele, nie został on nawet oficjalnie potwierdzony. Nie wiemy więc, czy rzeczywiście powstanie i czy zostanie w nim jeszcze raz opowiedziana historia Belli i Edwarda, czy może twórcy zdecydują się na inną opowieść z tego świata. Wiemy za to, że za scenariusz tego serialu ma odpowiadać Sinead Daly, która pracowała przy Wychowanych przez wilki oraz Holistycznej agencji detektywistycznej Dirka Gently'ego. I jeśli ten serial powstanie, pewnie z ciekawości go sprawdzę właśnie ze względu na sentyment do tej serii.

Edyta Jastrzębska

Edyta Jastrzębska

Absolwentka dziennikarstwa i komunikacji społecznej oraz kulturoznawstwa. W GRYOnline.pl zaczynała jako jeden z newsmanów w dziale filmowym, obecnie dogląda newsroomu filmowego, gdzie zajmuje się również korektą. Świetnie odnajduje się w tematyce filmowo-serialowej zarówno tej osadzonej w rzeczywistości, jak i w fantastyce. Na bieżąco śledzi branżowe trendy, jednak w wolnym czasie najchętniej sięga po tytuły mniej znane. Z popularnymi zaś ma skomplikowaną relację, przez co do wielu przekonuje się dopiero, gdy szum wokół nich ucichnie. Wieczory uwielbia spędzać nie tylko przy filmach, serialach, książkach oraz grach wideo, ale też przy RPG-ach tekstowych, w których siedzi od kilkunastu lat.

Yellowstone - czy 6. sezon powstanie? Oto co wiadomo o przyszłości serialu

Yellowstone - czy 6. sezon powstanie? Oto co wiadomo o przyszłości serialu

Ocet jabłkowy Netflixa na pierwszym zwiastunie. Serial o imperium wellness zbudowanym na kłamstwie może być nowym hitem giganta streamingu

Ocet jabłkowy Netflixa na pierwszym zwiastunie. Serial o imperium wellness zbudowanym na kłamstwie może być nowym hitem giganta streamingu

„Muszę tego słuchać od tego gnojka”. Marlon Brando nie mógł znieść krytyki na planie filmu Francisa Forda Coppoli, przez co obraził innego aktora

„Muszę tego słuchać od tego gnojka”. Marlon Brando nie mógł znieść krytyki na planie filmu Francisa Forda Coppoli, przez co obraził innego aktora

„Mówiąc tak, stanąłbym mu na drodze”. Russell Crowe nie czuł się mile widziany, gdy zaproponowano mu rolę we Władcy Pierścieni

„Mówiąc tak, stanąłbym mu na drodze”. Russell Crowe nie czuł się mile widziany, gdy zaproponowano mu rolę we Władcy Pierścieni

„Ja z kolei byłem jego klaunem”. James Caan był przerażony na planie Ojca chrzestnego, gdy myślał, że wkurzył Marlona Brando

„Ja z kolei byłem jego klaunem”. James Caan był przerażony na planie Ojca chrzestnego, gdy myślał, że wkurzył Marlona Brando