Zagłada Domu Usherów Netflixa to adaptacja horroru, która nie rozumie oryginału

Edgar Allan Poe zasłynął z introspektywnych nowel badających nasze granice poznawcze. Z kolei Mike Flanagan ślizga się po ludzkim ego jak łyżwami po lodzie, czyniąc z Zagłady domu Usherów adaptację pozorancką.

nasze opinie
Karol Laska 11 października 2023
2
Źrodło fot. Zagłada Domu Usherów, showrunner; Mike Flanagan, Netflix 2023
i

Osiem odcinków, osiem adaptacji twórczości Edgara Allana Poego, osiem śmierci głównych bohaterów (zapowiedzianych zresztą już na samym początku serialu) – tak wygląda Zagłada domu Usherów w dużym uproszczeniu. Kiedy widz bierze się za seans poszczególnych epizodów, od razu zauważa, że rozmaite motywy z gotyckich nowel mistrza makabry przewijają się tu na każdym kroku, w dodatku w nieoczekiwanych kombinacjach i nietypowo zinterpretowane.

Sam ten koncept wystarczył mi, jako żądnemu oryginalności widzowi, bym wskoczył w serial z niemałym podekscytowaniem. Tym bardziej że pilot naprawdę kusi, zapowiada wielką tajemnicę do odkrycia, serię postaci do poznania i niemało dylematów moralnych współczesnego świata do przedyskutowania. „Murowany materiał na netflixowy hit”, pomyślałem.

A co sądzę na ten temat po obejrzeniu wszystkich ośmiu odcinków? Cóż, nie zdziwię się, jeśli The Fall of the House Usher rzeczywiście podbije świat swoją pomysłowością i konwencją w stylu „mystery of the week”. Jeżeli jednak spojrzeć na produkcje okiem wymagającego widza bądź miłośnika literatury Poego, wniosek nasuwa się jeden – to pustawy miszmasz tropów oraz atrakcji, który ani porządnie nie straszy, ani nie mówi niczego nowego, ani nie porywa intrygą czy psychologiczną warstwą fabuły.

Scenariusz niezbyt książkowy

Mike Flanagan wykorzystuje postaci oraz historie z wielu utworów Poego, aby opowiedzieć historię Rodericka Ushera i jego rodziny, ale w wersji jedynie luźno nawiązującej do książkowej Zagłady domu Usherów. Po głównej linii fabularnej spodziewajcie się raczej przesączonej grozą i groteską Sukcesji z dużo gorszymi dialogami, ale równie skrzywionymi przez pieniądz i władzę ludźmi. Lidera rodu odwiedza w opuszczonej rezydencji znany wszystkim molom książkowym C. Auguste Dupin, jego były przyjaciel i aktualny nemezis. Przeprowadzają ostatnią rozmowę po latach prawnych przepychanek dotyczących negatywnego wpływu autorskiego opioidu Ushera na zdrowie i życie wielu konsumentów na całym świecie. Roderick podczas spotkania chce przyznać się do postawionych mu zarzutów i wytłumaczyć śmierć wszystkich swoich dzieci w nienaturalnie krótkim odstępie czasu.

Odbiorcy przychodzi słuchać tej doprawionej koszmarnymi majakami spowiedzi poprzez znaczne retrospekcje okraszone charakterystycznym zielonkawo-brązowiejącym filtrem znanym chociażby z Mindhuntera, czy też retrospekcje nieco bliższe teraźniejszości, bo obrazujące bezpośrednio tragiczne losy Usherów. Choć na początku narracja ta wydaje się wycyzelowana, mozaikowa, wielowarstwowa i przytłaczająca, po czasie zaczynamy szybko dostrzegać jej klarowny podział na trzy linie czasowe wraz z mało subtelnym podejściem do relacjonowania wydarzeń z przeszłości.

Choć na początku struktura serialu jest czymś świeżym – a ciekawić potrafi nawet taki zwykły element, jak napisy tytułowe pokazujące się dopiero na samym końcu dzieła, tuż po śmierci postaci – to każdy kolejny epizod wygląda niemal identycznie, prowadzi do wiadomego końca, a zainteresowanie widza szybko przeradza się w monotonne wyczekiwanie na ekranowy mord.

Po drodze bowiem twórcy mają naprawdę mało interesujących rzeczy do powiedzenia, choć paradoksalnie dialog pełni tu rolę prominentną. Często jednak widzimy sceny o bliźniaczej treści. Dalsze retrospekcje przedstawiają tak naprawdę, jedna za drugą, rozmowy młodego Ushera ze znienawidzonym szefem bądź żoną, niewprowadzające nic nowego do opowieści, a przypominające tak naprawdę do znudzenia, że kapitalizm, klasizm, korporacjonizm to zło, jakby była to prawda objawiona.

Poza tym, zamiast rozwijać charakterologicznie synów i córki Ushera, czyni się z nich skazane na śmierć ofiary losu o jednej, maksymalnie dwóch przerysowanych cechach charakteru, krzyczące jedynie co chwilę w stronę niżej pozycjonowanych członków społeczeństwa, że mają pieniądze, nie zawahają się ich użyć, a tak w ogóle, plebsie, to nie mów do mnie! Przez to ich zgony, mimo że spektakularne i dziwaczne, mało mnie obchodziły. Traktowałem je jako męczeńskie fatum i klątwę wynikającą z obranej przez Flanagana narracji.

Scenarzyści co prawda potrafią tu kombinować. Tylko że robią to aż za bardzo. Byłem na przykład świadkiem absurdalnych rozmów toczonych kilka dekad temu o wpływie sztucznej inteligencji na autorskość tekstów kultury (potem już nigdy do takowej dyskusji w serialu nie powrócono) czy satyrycznych prób krytyki współczesnych mediów z wykorzystaniem twarzy Zuckerberga (ze strony Netflixa wypada to tak autentycznie jak proteza znaleziona na pchlim targu). Jak to ma pasować do mrocznej opowieści o niespełnionych marzeniach, rodzinnych dramatach i egoistycznych zapędach? No nijak nie pasuje.

Czarny romantyzm? Nie, postmodernizm

Uważam – niezależnie od jakości scenariusza – że uwspółcześnienie intensywnych monologów wewnętrznych z prozy Poego i wzbogacenie ich o motywy bliższe naszej rzeczywistości to pomysł odważny i potrzebny w erze tzw. końca narracji. Dobrze jest czerpać od najlepszych i aktualizować ich nieco już hermetyczny przekaz zamknięty na kartach zakurzonych książek bądź schowanych w przestrzeni ebooków. Zagłada domu Usherów zmotywowała mnie w związku z tym do przeczytania wszystkich nowelek (w tym jednego wiersza), których tytułami reklamuje swoje osiem odcinków. Aby przekonać się, jak Flanagan te treści aktualizuje u siebie na ekranie. I cóż, Poego mocno polubiłem. Serial z kolei mocno stracił w moich oczach.

Cholera, nic w tym dziwnego, bo to przecież zderzenie maestrii pisarskiej z serialem, którego ambicje szybko uginają się pod nieprzyjemnym ciężarem high conceptu. Co prawda uśmiechałem się, kiedy pod koniec epizodu z wiadomych przyczyn pojawiła się małpa, gdy nad bohaterem zawisało wahadło, gdy ktoś szeptał zza ściany do głównych bohaterów i gdy czarny kot siał terror i zniszczenie samą swoją obecnością. W tym wszystkim rzeczywiście schowane są pomysły Poego, ale ograniczające się bardziej do fabularnych gimmicków niż wysublimowanych literackich motywów.

Zagłada Domu Usherów Netflixa to adaptacja horroru, która nie rozumie oryginału - ilustracja #1
Zagłada domu Usherów, reż. Mike Flanagan, 2023

Poe stawiał przede wszystkim na kilkunastostronicowe historie, w których największy horror dzieje się w głowach bohaterów. Ci mierzyli się z wyrzutami sumienia, schorzeniami psychicznymi, ograniczeniami percepcyjnymi. Wszystkie te mentalne przeszkody były przedstawiane w formie kwiecistych zdań (głównie w przekładzie Bolesława Leśmiana) i zajmujących moralnych rozterek. Czytając, wiedzieliśmy, co myśli i czuje dana postać, jej stan psychiczny budował dyskomfort podczas lektury, odbiorca szybko stawał się osaczony przez opisy miejsc i wydarzeń.

W serialu z kolei, tak jak wspominałem, problemy bohaterów zawarte zostają w dwóch zdaniach, pojedynczych cechach charakteru, jednym banalnym kompleksie. Miejscami Flanagan potrafi ładnie wizualnie pokazać, że dane dziecko czuje się niedoceniane czy niekochane przez ojca, ale nie są to mroczne, introspekcyjne, zniuansowane rozkminy na poziomie Studni i wahadła, gdzie książkowy bohater przez cały czas próbuje wytłumaczyć, jak czuje się przywiązany łańcuchami w spowitej ciemnością, klaustrofobicznej celi. Zagłada domu Usherów Flanagana prześlizguje się zaledwie po powierzchni ludzkich myśli i problemów, podczas gdy Zagłada domu Usherów Poego to istny gwiazdozbiór odczuć, impulsów, motywów i przemyśleń. I faktem jest, że Flanagan ucieka w dydaktyzm, którym Poe osobiście gardził.

Nigdy już

Telewizja przegrywa więc w bezpośrednim starciu z literaturą – mowa o adaptacji nie tylko luźnej, ale i dość nietrafionej. Gorzej, że The Fall of the House Usher ma też problemy z przykuciem uwagi odbiorcy jako autonomiczne dzieło. Kusi oryginalnym pomysłem, by szybko znudzić wtórnością i jałowością struktury oraz scenariusza. Jest jednak na tyle „serialowym” doświadczeniem, że powinna okupować pierwsze pozycje na tygodniowych zestawieniach hitów Netflixa przez następne tygodnie.

Mnie Zagłada domu Usherów pokazała jednak, że współczesne narracje bywają coraz bardziej ograniczone, a dzisiejsi twórcy nie do końca rozumieją fenomen i złożoność sztandarowych gatunkowych arcydzieł minionych wieków. Choć odwołań do Poego w serialu Flanagana jest cała masa, to zabrakło najważniejszego, najtrudniejszego do uchwycenia elementu – istoty twórczości wspomnianego nowelisty, głębokiego i bezceremonialnego wgryzienia się w ludzką duszę i psychikę. Flanagan tychże nawet nie liznął.

NASZA OCENA: 5,5/10

Karol Laska

Karol Laska

Swoją żurnalistyczną przygodę rozpoczął na osobistym blogu, którego nazwy już nie warto przytaczać. Następnie interpretował irańskie dramaty i Jokera, pisząc dla świętej pamięci Fali Kina. Dziennikarskie kompetencje uzasadnia ukończeniem filmoznawstwa na UJ, ale pracę dyplomową napisał stricte groznawczą. W GOL-u działa od marca 2020 roku, na początku skrobał na potęgę o kinematografii, następnie wbił do newsroomu, a w pewnym momencie stał się człowiekiem od wszystkiego. Aktualnie redaguje i tworzy treści w dziale publicystyki. Od lat męczy najdziwniejsze „indyki” i ogląda arthouse’owe filmy – ubóstwia surrealizm i postmodernizm. Docenia siłę absurdu. Pewnie dlatego zdecydował się przez 2 lata biegać na B-klasowych boiskach jako sędzia piłkarski (z marnym skutkiem). Przesadnie filozofuje, więc uważajcie na jego teksty.

Terrifier 3 - kiedy horror trafi do streamingu?

Terrifier 3 - kiedy horror trafi do streamingu?

Tomb Raider: Legenda Lary Croft - czy będzie 2. sezon? Netflix zdecydował

Tomb Raider: Legenda Lary Croft - czy będzie 2. sezon? Netflix zdecydował

„Jestem kretynem”. Paul Wesley już zawsze będzie żałować zrobienia tej jednej rzeczy w Pamiętnikach wampirów

„Jestem kretynem”. Paul Wesley już zawsze będzie żałować zrobienia tej jednej rzeczy w Pamiętnikach wampirów

Najlepsze horrory i czarne komedie na Halloween na Netflixie w 2024 roku

Najlepsze horrory i czarne komedie na Halloween na Netflixie w 2024 roku

„Komuś nie spodobał się scenariusz”. Twórcę Krzyku, Wesa Cravena, tak „zdenerwowała” jedna sytuacja, że w napisach końcowych umieścił złośliwe podziękowania

„Komuś nie spodobał się scenariusz”. Twórcę Krzyku, Wesa Cravena, tak „zdenerwowała” jedna sytuacja, że w napisach końcowych umieścił złośliwe podziękowania