Wieloryb to mocny film, który pragnie, abym zapłakał, ale szybko o nim zapomnę

Najnowszy film Darrena Aronofsky’ego jest wydarzeniem, którego warto doświadczyć. Pozostaje jedynie pytanie, czy zapadnie Wam ono w pamięci na dłużej.

nasze opinie
Jan Tracz 16 lutego 2023
12
Źrodło fot. The Whale, reż. Darren Arronofsky, A24 2022
i

Każde nowe dzieło Aronofsky’ego to w naszym filmowym światku małe przeżycie. Nawet jeśli będzie przeintelektualizowane, a metafory wydadzą nam się zbyt koślawe, to i tak czujemy, że mieliśmy okazję obcować z czymś ambitnym, może i nawet poszerzającym horyzonty. Tym razem nasz (nie)ulubiony reżyser postanowił zekranizować sztukę o tym samym tytule, która opowiada historię pewnego otyłego i bardzo zrozpaczonego mężczyzny. Efekt wywołuje silne emocje, ale nie zostawia na widzach „niezapomnianego wrażenia” po seansie.

Charlie, czyli ten, który praktycznie przegrał

Wieloryb to mocny film, który pragnie, abym zapłakał, ale szybko o nim zapomnę - ilustracja #1
Wieloryb, reż. Darren Aronofsky, 2022, A24

Tytułowy wieloryb (dosłowny, metaforyczny albo i nawet metafizyczny) to Charlie (Brendan Fraser), nauczyciel, który dnie spędza zamknięty w mieszkaniu i uczy swoich studentów online. Nic dziwnego, że nie wychodzi z domu – nasz bohater zmaga się z ogromną nadwagą i – dosłownie – nie mieści się nawet w drzwiach. Kiedy widzimy go po raz pierwszy, na myśl mogą przyjść nam wszelakie oparte na stereotypach żarciki. Ale jeśli śmiejemy się, to jedynie przez kilka pierwszych minut. Cały seans to dołujące doświadczenie, w którym człowiecza cielesność staje się pretekstem do lekcji pokory o własnym zdrowiu.

Mieszkanie Charliego od wielu lat jest jego jedynym środowiskiem (nie)naturalnym. Charlie poddał się już dawno temu i obojętne mu jest, czy umrze dziś, jutro, czy pojutrze. Każda sekunda ma szansę być jego ostatnią, więc bohater czerpie z życia niczym najśmielszy hedonista. Dni spędza na masturbacji, jedzeniu czy oglądaniu telewizji. Większość z tych czynności źle wpływa na jego zdrowie. Kiedy tylko objawia się jego niewydolność serca – Charlie słabnie, zaczyna mieć problemy z oddychaniem i sam nie wie, czy to tylko chwilowy proces, czy pierwszy i ostatni zawał w jego życiu – zaczyna czytać swój ulubiony esej (czyj? dlaczego? kiedy napisany?) o Moby Dicku Hermana Melville’a. To jedynie początek filmu, a my zaczynamy rozumieć, że Charlie uwierzył w legendę białego wieloryba zbyt mocno i sam stał się takowym w realnym życiu.

Brzmi to trochę jak niekonwencjonalny remake kultowego Zapaśnika (2008), w którym głównym bohater – na życiowym dnie – otrzymuje ostateczną szansę od losu, aby podnieść się jeszcze raz. Tylko od niego zależy, co z tym fantem zrobi. Czy pochłonie go stagnacja, a także – w tym wypadku – depresja i niemoc pogodzenia się ze stratą z przeszłości? A może sprosta temu mentalnemu i fizycznemu wyzwaniu? Nie tylko jest to powrót aktorski Brendana Frasera (tak jak było to w przypadku Mickeya Rourke’a), ale i wykorzystanie głównego aktora do pewnego metakomentarza, w którym ekranowa fikcja koresponduje z rzeczywistością (o tym za chwilę).

Duet, w którym triumfuje tylko jedna strona

Krytycy mocno chwalą mariaż, który wykreował w swoim filmie Aronofsky. Charlie zestawiony jest ze swą córką Ellie, graną przez Sadie Sink – trudno wyobrazić sobie w tej roli inną aktorkę. Można jednak odnieść wrażenie, że Sink stosuje tu swoją manierę ze Stranger Things, serialu, w którym wcielała się w postać Max. Jest krzykliwa, przez mieszkanie Charliego przechadza się niczym burza (ta dziewczyna bardzo lubi niszczyć rzeczy), często się nakręca, ale z tych aktów agresji raczej nic wielkiego nie wynika.

Co innego ze wspomnianym wcześniej Fraserem – nie chodzi jedynie o to, że współczujemy granej przez niego postaci. Chodzi tu także o sposób, w jaki patrzymy na niego jako aktora. Role Frasera nigdy nie były „intelektualne” – zawsze grał pierwszoplanowych macho czy bohaterów nieco głupich, więc kiedy widzimy go jako oczytanego profesora literatury, jesteśmy zaskoczeni… Ale i zaintrygowani – widzimy i czujemy, że obcujemy z cholernie inteligentnym facetem. W idealnym świecie – teoretycznie – powinien wygrać Oscara za swą rolę i dystans wobec samego siebie (Fraser zmagał się z depresją, stratą, otyłością i społecznym odrzuceniem – można więc rzec, że Charlie to praktycznie jego małe filmowe alter ego).

Warto też poświęcić kilka słów innej bohaterce tego kameralnego dramatu. Hong Chau (możecie kojarzyć ją z The Menu) wciela się tutaj w opiekunkę Charliego – Liz. Postać jest jego przeciwieństwem: emanuje wolą walki, przez co często mamy w tym filmie do czynienia z dwoma zróżnicowanymi wulkanami emocji. Konstatacja jest zatem jasna: Wieloryb to castingowa ekstraklasa.

Puzzle Aronofsky’ego

Wieloryb to mocny film, który pragnie, abym zapłakał, ale szybko o nim zapomnę - ilustracja #2
Wieloryb, reż. Darren Aronofsky, 2022, A24

Reżyser nie pastwi się nad otyłością, nie ironizuje, nie stara się przedstawić Charliego w niepotrzebnie groteskowej perspektywie. W trakcie seansu nie przechodzi widzom nawet jedna myśl, że Aronofsky wyśmiewa problem nadwagi. Jego Wieloryb to przede wszystkim krytyka bierności, pewien teatralny paradokument ukazujący człowieka/wieloryba/zwierzę w momencie, w którym wszystko jest mu już obojętne. Oczywiście to także szczery obraz tego, co z człowiekiem robi długo nieleczona depresja – człowiek traci kontrolę nad własnymi myślami i ciałem, poddając się losowi i czekając na dzień ostateczny. Analizując ten film jako studium depresji, po cichu liczymy na szczęśliwe zakończenie, choć i tak wiemy, że życie zazwyczaj pisze wyłącznie najgorsze scenariusze.

To cudaczny film, który uderza nas małymi puzzlami w postaci zbliżeń na przedmioty, pomieszczeń z mieszkania Charliego i informacji, które są zgrabnie ukryte w dialogach. Podczas seansu jesteśmy bombardowani mniej lub bardziej ważnymi fragmentami wiedzy, z których powolutku budujemy obraz wydarzeń. Z pozoru Wieloryb jest minimalistyczny nie tylko w formie, ale i treści, jednak z biegiem czasu okazuje się, że filmowa historia jest naprawdę bardzo pogłębiona. W jej trakcie się wzruszamy, ale też niejednokrotnie zastanawiamy, czy na pewno chcemy być świadkami tego seansu. Charlie bywa antypatyczny, chwilami arogancki, to także nałogowy kłamca, który wierzy, że wszystko załatwią zaoszczędzone przez niego pieniądze – taka jego natura. Chociaż to zabieg świadomy, który ma na celu ukazanie nam bohatera ambiwalentnego czy takiego, który nie potrafi poradzić sobie z głęboką depresją i mroczną przeszłością, całość nie wzmacnia naszej filmowej immersji.

Trudno też mówić o tym, że budujemy jakąkolwiek więź z postacią graną przez Frasera. Raczej obserwujemy go jak bohaterów filmów Bressona czy Dreyera: zdystansowani, gdzieś obok, nieingerujący. Kiedy Charlie słabnie lub miewa mikroudary, łapiemy się na tym, że nie narzekalibyśmy, gdyby zaraz pojawiły się napisy końcowe. Współczujemy mu, ale przecież w realnym życiu wszyscy zmagamy się z własnymi demonami. Nasza psychika nie ma miejsca, aby pomieścić w głowie jeszcze jednego popaprańca.

Właśnie dlatego uważam, że Wieloryb to mocny film. Z jednej strony wywołuje w nas ciarki, bo raczej nikt nie chciałby być na jego miejscu. Z drugiej zaś dochodzi do czegoś bardzo dziwnego. Podczas seansu treść (jak i przytłaczająca muzyka) zmuszają nas do płaczu, ale prędko okazuje się, że były to jednak bardzo ulotne łzy. Im dłużej myślimy o tym filmie, tym mocniej przekonujemy się, że nie jest on arcydziełem z przysłowiowym 10/10 na plakacie promocyjnym. To porządne kino, które dostarcza intensywnych wrażeń. Ale czy za kilka lat ktoś będzie pamiętał o Wielorybie tak samo jak o Requiem dla snu? W to powątpiewam.

Ocena: 7/10

Jan Tracz

Jan Tracz

Absolwent Film Studies (BA i MA) na uczelni King's College London w Wielkiej Brytanii, aktualnie pisuje dla portalu Collider, WhyNow, The Upcoming, Ayo News, Interii Film, Przeglądu, Film.org.pl i GRYOnline.pl. Publikował na łamach FIPRESCI, Eye For Film, British Thoughts Magazine, Miesięcznika KINO, Magazynu PANI, WP Film, NOIZZ, Papaya Rocks, Tygodnika Solidarność oraz Filmawki, a także współpracował z Rock Radiem i Movies Roomem. Przeprowadził wywiady m.in. z Alejandro Gonzálezem Ińárritu, Lasse Hallströmem, Michelem Franco, Matthew Lewisem i Davidem Thomsonem. Publikacje książkowe: esej w antologii "Nikt Nikomu Nie Tłumaczy: Świat według Kiepskich w kulturze" (Wydawnictwo Brak Przypisu, 2023). Laureat Stypendium im. Leopolda Ungera w 2023 roku. Członek Young FIPRESCI Jury podczas WFF 2023.

„Byli wściekli”. Ikoniczna scena z Top Gun niemal doprowadziła do zwolnienia reżysera Tony’ego Scotta

„Byli wściekli”. Ikoniczna scena z Top Gun niemal doprowadziła do zwolnienia reżysera Tony’ego Scotta

Yellowstone - czy 6. sezon powstanie? Oto co wiadomo o przyszłości serialu

Yellowstone - czy 6. sezon powstanie? Oto co wiadomo o przyszłości serialu

Ocet jabłkowy Netflixa na pierwszym zwiastunie. Serial o imperium wellness zbudowanym na kłamstwie może być nowym hitem giganta streamingu

Ocet jabłkowy Netflixa na pierwszym zwiastunie. Serial o imperium wellness zbudowanym na kłamstwie może być nowym hitem giganta streamingu

„Muszę tego słuchać od tego gnojka”. Marlon Brando nie mógł znieść krytyki na planie filmu Francisa Forda Coppoli, przez co obraził innego aktora

„Muszę tego słuchać od tego gnojka”. Marlon Brando nie mógł znieść krytyki na planie filmu Francisa Forda Coppoli, przez co obraził innego aktora

„Ja z kolei byłem jego klaunem”. James Caan był przerażony na planie Ojca chrzestnego, gdy myślał, że wkurzył Marlona Brando

„Ja z kolei byłem jego klaunem”. James Caan był przerażony na planie Ojca chrzestnego, gdy myślał, że wkurzył Marlona Brando