Tyler Rake 2 to niezły akcyjniak z sercem, ale bez polotu

Małymi kroczkami Tyler Rake 2 zmierza w stronę pełnowartościowego kina akcji. Naprawdę przyzwoicie się go ogląda. Jeszcze tylko lepszy scenariusz, a cyklem Extraction Netflix zawojuje świat.

nasze opinie
Hubert Sosnowski 15 czerwca 2023
8
Źrodło fot. Tyler Rake 2, reż. Sam Hargrave, Netflix 2023
i

Gdyby współczesne kino akcji było weselem, to podział ról wyglądałby następująco: za drużbę robi Nobody z Odenkirkiem, na ślubnym kobiercu stoją John Wick i Atomic Blonde, gdzieś wśród gości pomyka niedoceniona, ale błyskotliwa Protegowana. Uprowadzona posapuje gdzieś przy stole, że kiedyś to był realizm, a teraz to nie ma. Wtóruje jej przygłuchy Jason Bourne. Z drugiego końca stołu słychać jakieś niestworzone bajki wujaszka po mefedronie. To Szybcy i wściekli. Red Notice to ta bezpłciowa kapela ściągnięta za grubą kasę, zdecydowanie przepłacona. Mission Impossible ciągnie do tańca wszystkich, nawet tych, którzy wcale nie chcą albo o tej porze już nie bardzo mogą. No i jest wreszcie Tyler Rake w obu odsłonach. To taki kuzyn z gatunku robiących dobre pierwsze wrażenie. Nieźle się prezentuje, a jeszcze lepiej tańczy. Po spojrzeniu widać, że porządny to chłopina, szczery i z sercem po właściwej stronie. Tylko lepiej, żeby się nie odzywał, bo rzadko ma coś ciekawego do powiedzenia.

Tak, Tyler Rake 2 w reżyserii Sama Hargrave’a kontynuuje podejście poprzednika. To proste, niezłe kino akcji z odrobiną duszy i autentycznych emocji, ale odrobinę niedopieczone. W dół ciągnie go scenariusz, któremu przydałoby się kilka przeróbek. Ale i tak może nam zagwarantować przyzwoity seans i ogląda się lepiej od jedynki.

Zabili go i uciekł

Dwójka zaczyna się tam, gdzie ucięło jedynkę. Rannego Rake’a wyciągnięto z rzeki niczym wodorosty i wepchnięto w objęcia dubajskiej służby medycznej. Po amerykańskim montażu oraz rekonwalescencji dostaje nowe zadanie, tym razem od eksżony. Ma wyciągnąć szwagierkę i jej dzieci z więzienia, do którego zostały sprowadzone na prośbę gruzińskiego mężusia-bojownika.

Że Rake nie zginął, to można było przewidzieć, jak tylko zobaczyliśmy wyniki oglądalności. One zawsze krzyczą „kontynuacja powstanie”, zanim ta świadomość spłynie na scenarzystów. Choć tu raczej Joe Russo miał to wykalkulowane od początku. Szkoda, że nie doliczył odrobinę lepszych dialogów i zgrabniejszego wprowadzania w sytuację.

Największą bolączkę film odziedziczył po poprzedniku. W dół ciągną go ekspozycje. To aż dziwne, że Russo, który do spółki z bratem dał w Avengersach, Zimowym żołnierzu i Civil War (nie będę używał polskiego tytułu, nie, i już) popis rzemieślniczej zręczności, wyczucia oraz zdolności zawiązywania oraz rozwiązywania scen (zarówno akcji, jak i emocjonalnych), jakby robił to od urodzenia. Tu tej lekkości zwyczajnie brakuje. Wszelkie informacje potrzebne, byśmy zrozumieli, kim są bohaterowie i dlaczego robią to, co robią, są nam podawane jako dosyć prostackie i pozbawione finezji ekspozycje, a następnie wtłaczane obuchem. Żebyśmy przypadkiem czegoś nie pominęli. Toporne to, nie zostawia wyjątkowo intensywnej sugestii, byśmy faktycznie przeżywali dzieje bohaterów tak, jak zakładali to twórcy.

Widzicie, nie znoszę argumentu, że to tylko głupi akcyjniak, więc nie ma co wymagać. Otóż nie. Najlepsze kino akcji, jakie znacie, to owoc bardzo sprytnego, nawet jeśli oszczędnego w słowach scenopisarstwa. Rzemiosła graniczącego z perfekcją. We wszystkie te stare Bondy, Predatory, Wicki, Nobodych, co lepsze części Szybkich i wściekłych lub Marvela czy Mission Impossible włożono mnóstwo wyczucia i pomyślunku. Scenarzyści muszą wykazać się finezją, byśmy uwierzyli i polubili bohaterów, których zaraz przemieli blender kinowej rozpierduchy. Muszą tak wyważyć proporcje między emocjami dobrym, angażującym dialogiem i sprzedawaniem mimochodem istotnej wiedzy o postaciach, by nie przyćmiły akcji, ale jednocześnie ją nakręcały. Muszą to zrobić tak, byśmy nie wracali do niewiary, która usycha po tym, jak żeśmy ją zawiesili na kołku na początku seansu.

I właśnie tu coś Russo nie pykło. Dialogi, a więc narzędzie, za pomocą którego bohaterowie powinni nas do siebie przekonać, wyciosano z drewna. Spełniają swoją rolę podpory informacyjnej i wyjaśniają, dlaczego pewne wydarzenia mają miejsce, ale na tym ich przydatność się kończy. Naliczyłem przynajmniej ze cztery sekwencje, w których dobry one-liner skutecznie rozładowałby napięcie, a także zbudował lepszą więź między bohaterami oraz postaci z widzem. Dziwne, że gość, który kręcił dla Marvela filmy stojące niezłymi dialogami, tutaj broni się przed wyższym poziomem, jak tylko może.

Przejmujemy się tymi bohaterami tylko dlatego, że wyjściowe pomysły na poszczególnych bohaterów były niezłe, a aktorzy, w tym Chris Hemsworth i Golshifteh Farahani, wyciskają z postaci więcej, niż zakładają to linijki dialogów.

Bo mimo ociężałości ten film działa. Dobrze się go ogląda, gdy nie przeszkadza mu scenariusz. A i wtedy Hemsworth, Farahani oraz reszta obsady robią, ile mogą. Bo to jednak fachowcy o klasę wyżsi niż typowe piękne buźki czy góry mięśni, każde z nich potrafi pokazać niezły rys dramaturgiczny czy komiczny (choć to ostatnie nie w tym filmie).

Balet śmierci

Paradoksalnie rdzeń historii wypada całkiem wdzięcznie i przekonująco. To prosta opowieść o rodzinie, więzi, porzuceniu. Przekaz nie zawsze dociera do celu, ale kiedy Hargrave pewniej siada na fotelu reżysera, to widać, że potrafi rozbujać tę maszynerię. Generalnie w tym filmie znajdziemy więcej charakteru, emocji i spójności niż w innych podstawowych akcyjniakach Netflixa (Red Notice, na Ciebie patrzę). Może to szorsta charyzma Hemswortha wspomaganego przez resztę obsady. A może to aranżacyjna zręczność Hargrave’a.

W scenach akcji ten film naprawdę ożywa. Strzelaniny są efektowne, pomysłowe, mastershoty prowadzi się tu z głową, a nawet, przez fizyczność i chropowatość starć – zaczynamy bardziej przejmować się bohaterami i ich losem. Świetnie to wyszło w pierwszej dużej akcji w pociągu, drugiej na ulicach i wreszcie podczas kulminacyjnego starcia. W sumie to zwłaszcza wtedy.

Akcja nie zawsze wypada tak prawdopodobnie, jak chcieliby twórcy, ale zazwyczaj przeszarżowanie nie przeszkadza, bo wtedy aktorzy mniej skupiają się na tym, do mówienia czego zmusza ich Russo, a bardziej na samej grze. Hargrave pozwala swoim bohaterom, by zaczęli oddychać, gdy gadanina schodzi na dalszy plan. Wtedy okazuje się, że na przykład główny złol (Tornike Gogrichiani) kryje trochę głębi i ładnie wpisuje się w tematykę blizn pozostawionych przez nie najzdrowsze relacje rodzinne.

Zresztą w drugiej połowie, gdy już scenarzysta łaskawie wyjaśnił wszystko, co musiał wyjaśnić, nawet parę scen interakcji wychodzi całkiem zgrabnie i pozwala bardziej zżyć się z postaciami. Lepiej późno niż wcale.

Generalnie ten film stoi mięsistą akcją, pościgami, w których giną kolejne volkswageny i beemki, oraz bohaterem. W tym smutnym jak mops miśku-rzeźniku jest coś, co pozwala liczyć w przyszłości na składniejszy film. Bo Hemsworth już nie raz i nie dwa pokazał, że grać potrafi i świetnie by się nadał do jakiegoś pogłębionego kina akcji, gdzie zarówno pranie po pyszczkach, jak i odrobina głębi lub chociaż emocji odgrywają mniej więcej równoważną rolę. Na razie jednak musi się zadowolić Tylerem Rakiem. My nie musimy, ale też możemy. Istnieje spora szansa, że mimo wszystko będziemy się nieźle bawić.

NASZA OCENA: 6,5/10

Hubert Sosnowski

Hubert Sosnowski

Do GRYOnline.pl dołączył w 2017 roku, jako autor tekstów o grach i filmach. Do 2023 roku szef działu filmowego i portalu Filmomaniak.pl. Pisania artykułów uczył się, pracując dla portalu Dzika Banda. Jego teksty publikowano na kawerna.pl, film.onet.pl, zwierciadlo.pl oraz w polskim Playboyu. Opublikował opowiadania w miesięczniku Science Fiction Fantasy i Horror oraz pierwszym tomie Antologii Wolsung. Żyje „kinem środka” i mięsistą rozrywką, ale nie pogardzi ani eksperymentami, ani Szybkimi i wściekłymi. W grach szuka przede wszystkim dobrej historii. Uwielbia Baldur's Gate 2, ale na widok Unreal Tournament, Dooma, czy dobrych wyścigów budzi się w nim dziecko. Rozmiłowany w szopach i thrash-metalu. Od 2012 roku gra i tworzy larpy, zarówno w ramach Białostockiego Klubu Larpowego Żywia, jak i komercyjne przedsięwzięcia w stylu Witcher School.

Tulsa King - czy będzie 3. sezon? Sylvester Stallone finalizuje umowę na kolejne odsłony serialu

Tulsa King - czy będzie 3. sezon? Sylvester Stallone finalizuje umowę na kolejne odsłony serialu

Ocet jabłkowy Netflixa na pierwszym zwiastunie. Serial o imperium wellness zbudowanym na kłamstwie może być nowym hitem giganta streamingu

Ocet jabłkowy Netflixa na pierwszym zwiastunie. Serial o imperium wellness zbudowanym na kłamstwie może być nowym hitem giganta streamingu

Książę w Nowym Jorku 2 - czy jest na Netflixie? Gdzie obejrzeć film z Eddiem Murphym?

Książę w Nowym Jorku 2 - czy jest na Netflixie? Gdzie obejrzeć film z Eddiem Murphym?

„Złamałeś prawo dobrego kina”. Quentina Tarantino wkurza film akcji z Harrisonem Fordem. Reżysera tej produkcji wysłałby do „filmowego więzienia”

„Złamałeś prawo dobrego kina”. Quentina Tarantino wkurza film akcji z Harrisonem Fordem. Reżysera tej produkcji wysłałby do „filmowego więzienia”

Kiedy 3. sezon Yellowstone na Netflixie? Wyjaśniamy, gdzie obejrzeć serial z Kevinem Costnerem

Kiedy 3. sezon Yellowstone na Netflixie? Wyjaśniamy, gdzie obejrzeć serial z Kevinem Costnerem