Ten film przerabia przesłuchanie FBI na teatr emocji

Skandal polityczno-społeczny na wielu frontach, uwieczniony za sprawą nagrania z przesłuchania FBI, doczekał się najpierw spektaklu teatralnego, a teraz kameralnego, mocnego filmu. Reality nie potrzebuje wielu aktorów, by coś ważnego powiedzieć.

nasze opinie
Karol Laska 14 sierpnia 2023
3
Źrodło fot. Reality, reż. Tina Satter, M2 Films 2023
i

Świat to teatr, a życie pisze często najlepsze scenariusze. Nie takie jałowe te truizmy, jak się wydają. Potwierdza to Reality, 80-minutowy spektakl pojedynczej ofiary i zbiorowego oprawcy – kulturowo przemielonego i dalej dobrze się mającego systemu.

Historia na faktach. Lingwistka działająca w amerykańskich poufnych rządowych strukturach nie wytrzymuje i ze społecznej frustracji ujawnia w mediach poważne dowody na rosyjskie wpływy na politykę wyborczą w USA w czasach kampanii prezydenckiej zakończonej sukcesem Donalda Trumpa. Pięć lat wyroku za obnażenie niedziałających mechanizmów wewnętrznych kraju, pięć lat wyroku za niewygodną prawdę, pięć lat wyroku jako ostrzeżenie dla innych potencjalnych ideowców.

Dowodów na winę Reality Winner służby śledcze nie musiały szukać długo. Ba, gdy agenci federalni przyjechali pod dom bohaterki w celu spisania jej zeznań, całą rozmowę skoncentrowali wokół jednego fundamentalnego pytania: „Dlaczego?”. Całe przesłuchanie wedle obowiązujących procedur zostało nagrane, a następnie upublicznione, sprawa zyskała bowiem niemały rozgłos, wywołała sporo dyskusji o zasadności wyroku i amerykańskim aparacie bezpieczeństwa.

Gdy zauważono, jak prezentuje się na transkrypcie wspomniana rozmowa FBI z Reality, od razu wyczuto w niej nie lada potencjał… poetycki i narracyjny. Emocje, konkrety, ważkie zdania, jedność miejsca i czasu, ludzkie odruchy i mocny przekaz. Reżyserka TIna Satter przełożyła więc całość nagrania na spektakl teatralny pod tytułem Is This a Room, a niedawno pokusiła się nawet o omawiany tu film. I czegoś takiego jeszcze nie widziałem. Reality to sztuka kameralna, realistyczna, socjologiczna, uderzająca w absurdy rzeczywistości, cały czas jednak trzymająca się teatru człowieka i życia. Ludzkie odruchy postawione przeciw wiecznie czuwającemu oku Wielkiego Brata.

Rzeczywistość w soczewce

Reality nie jest arcydziełem filmowego rzemiosła. Najlepiej radzi sobie, gdy trzyma się szarych, zdartych czterech ścian pokoju przesłuchania. Zdarza mu się miejscami odlecieć w stronę niepotrzebnych, wykładających kawę na ławę retrospekcji czy wstawek surrealistycznych z różowym filtrem i zwolnionym tempem wypowiadania kwestii. Czasem więc nie wierzy w intelekt widza, innym razem wystawia jego zmysły na niepotrzebną próbę – po co? Kiedy trzyma się realizmu, kiedy zasadą trzech jedności przypomina spektakl teatralny, kiedy skupia się na uchwyceniu z bliska twarzy tytułowej bohaterki, wtedy też nazwać można Reality autentycznym, mrożącym, refleksyjnym seansem. Dobrze więc, że wspomniane ekscesy formalne zdarzają się tu stosunkowo rzadko.

Wspominałem o twarzy, tą bowiem świeci Sydney Sweeney, znana dotychczas z Euforii, Białego Lotosu, ról dość wyzywających, epatujących seksapilem, nierzadko wulgarnych. Dobrze sobie z takim emploi radziła, a ja, szczerze mówiąc, nie sądziłem, że tak szybko spróbuje od niego odejść i wypłynąć na szersze wody. Bo jej rola w Reality to całkowite przeciwieństwo wampa, wyuzdania czy zalotności. To strach, stres i cicha frustracja wymalowane na olbrzymich, niezwykle wymownych, ekspresyjnych oczach. Oczach, które mówią więcej niż tysiąc słów, a to naprawdę dużo, biorąc pod uwagę, że reszta mowy ciała Winner czyni z niej raczej szarą myszkę, żyjącą dniem codziennym w spokoju i normalności. Za tak subtelne i zniuansowane role nie dostaje się może od razu Oscarów, ale wchodzi do grona aktorek więcej niż obiecujących. Witamy w Hollywood, droga Sydney. Oby w tej ambitniejszej części!

Trudno oceniać dialogi, bo te są z życia (czy dokładniej – z papieru) wzięte, bazujące słowo w słowo na fragmentach transkrypcji FBI. Ważne więc, że zostały zainscenizowane i wypowiedziane w sposób aż niekomfortowo naturalny. Tutaj wielka pochwała należy się również aktorom odgrywającym role agentów, to jest Joshowi Hamiltonowi i Marchantowi Davisowi. Ich gesty i słowa świadczyły o powadze sytuacji, pierwszy raz widziałem tak wiarygodnie zestresowanych, współczujących i skonfundowanych „stróżów prawa”. Jąkają się i mylą, przeformułowują na bieżąco pytania, uprawiają small talk. To sprawdza się nie tylko ze strony artystycznej, ale i mówi wiele o tym, jak takie sytuacje przebiegają na co dzień w USA. I daleko im do scen z kryminałów Finchera.

Zwycięzcy brak

Forma więc zgrywa się z treścią, a króluje tu aktorstwo. Każdy ten element służy jednak przekazowi. Po drodze generuje w widzu stres, zadaje mu pytania, rodzi parę tajemnic i co chwilę przypomina, że ta historia wydarzyła się naprawdę za sprawą przebitek na pisemne fragmenty przesłuchania czy program do odtwarzania dźwięku. To ciągłe umęczanie i uświadamianie widza jest celowe – Satter chce, aby poza samym obcowaniem z widowiskiem odbiorca przepracowywał także rzucony mu przed twarz przekaz. Bo to film społecznie zaangażowany, ale jednocześnie przedstawiający rzeczywistość taką, jaką ona jest, bez wyraźnego opowiadania się po którejś ze stron.

Trudno jednak nie zrozumieć całości jako krytyki systemu, przedstawienia USA jako kraju politycznie zepsutego i zapatrzonego w swoją wielkość i nieomylność. Trudno winić służby za pełnienie swoich obowiązków wobec prawa, trudno zaprzeczyć, że Reality złamała to prawo, da się jednak kwestionować reguły zawarte w kodeksie karnym, wysokość wyroku, a już na pewno da się głośno mówić o niesprawiedliwości i systemowych nieprawidłowościach. Bo to wszystko, choć dzieje się gdzieś daleko za oceanem, dalej dotyczy człowieka i państwa. A nie wiem jak wy, ale ja reprezentuję ten sam gatunek i też funkcjonuję jako część skonfliktowanego społeczeństwa. Dlatego mnie to boli, dlatego również oddziałuje i rezonuje.

NASZA OCENA: 7/10

Karol Laska

Karol Laska

Swoją żurnalistyczną przygodę rozpoczął na osobistym blogu, którego nazwy już nie warto przytaczać. Następnie interpretował irańskie dramaty i Jokera, pisząc dla świętej pamięci Fali Kina. Dziennikarskie kompetencje uzasadnia ukończeniem filmoznawstwa na UJ, ale pracę dyplomową napisał stricte groznawczą. W GOL-u działa od marca 2020 roku, na początku skrobał na potęgę o kinematografii, następnie wbił do newsroomu, a w pewnym momencie stał się człowiekiem od wszystkiego. Aktualnie redaguje i tworzy treści w dziale publicystyki. Od lat męczy najdziwniejsze „indyki” i ogląda arthouse’owe filmy – ubóstwia surrealizm i postmodernizm. Docenia siłę absurdu. Pewnie dlatego zdecydował się przez 2 lata biegać na B-klasowych boiskach jako sędzia piłkarski (z marnym skutkiem). Przesadnie filozofuje, więc uważajcie na jego teksty.

„To nie był mój wybór”. Alan Rickman był zmuszony do zagrania tej roli w filmie z 2014 roku

„To nie był mój wybór”. Alan Rickman był zmuszony do zagrania tej roli w filmie z 2014 roku

„Byli wściekli”. Ikoniczna scena z Top Gun niemal doprowadziła do zwolnienia reżysera Tony’ego Scotta

„Byli wściekli”. Ikoniczna scena z Top Gun niemal doprowadziła do zwolnienia reżysera Tony’ego Scotta

25 lat temu Bruce Willis otrzymał tak absurdalnie wysokie wynagrodzenie za Szósty zmysł, że do dziś niemal nikomu nie udało się tego przebić

25 lat temu Bruce Willis otrzymał tak absurdalnie wysokie wynagrodzenie za Szósty zmysł, że do dziś niemal nikomu nie udało się tego przebić

Yellowstone - czy 6. sezon powstanie? Oto co wiadomo o przyszłości serialu

Yellowstone - czy 6. sezon powstanie? Oto co wiadomo o przyszłości serialu

Ocet jabłkowy Netflixa na pierwszym zwiastunie. Serial o imperium wellness zbudowanym na kłamstwie może być nowym hitem giganta streamingu

Ocet jabłkowy Netflixa na pierwszym zwiastunie. Serial o imperium wellness zbudowanym na kłamstwie może być nowym hitem giganta streamingu