filmomaniak.pl NEWSROOM Blockbuster robiony przez Polaka zachowuje honor, choć daleko mu do ideału Blockbuster robiony przez Polaka zachowuje honor, choć daleko mu do ideału Japońsko-amerykańska koprodukcja z przywoitym budżetem, na bazie popularnego niegdyś anime, Rycerzy Zodiaku. Polak, Tomek Bagiński, za sterami jako reżyser. Gwiazdorska obsada. Co mogło pójść nie tak? Parę rzeczy, ale i tak jest nieźle. science fiction11 maja 2023 7 Źrodło fot. Rycerze Zodiaku, reż. Tomek Bagiński, Sony 2023i Animcowi Rycerze Zodiaku to zasięgowo może nie Dragon Ball, ale wzbudzają sentyment i respekt. Weterani RTL lubią ten serial i wspominają go z łezką w oku. Podbił Japonię, Amerykę Południową i niektóre zakątki Europy. Choć nie udało się ze Stanami, to generalnie serial coś tam w świecie zdziałał. Ostra akcja, harda muzyka, mordobicia, romantyczna historia napędzana greckimi mitami przetworzonymi tak, że Marvel chyli czoła. Czego tu nie lubić? I teraz na ten grunt wkracza Tomek Bagiński, twórca Katedry, Legend polskich, maczający palce w netflixowym Wiedźminie. Reżyserki debiut Polaka w pełnym metrażu wyszedł… w porządku. Po prostu w porządku. Dostaliśmy strawnego filmowego burgera w orientalnym sosie i z ciekawym dressingiem. Kotlet może i odgrzewany, może nie wszystkie składniki sensownie dobrane, ale generalnie danie dobrze wchodzi na leniwy obiad. Nihil noviFilm nie bawi się w subtelne niejasności i rzuca nas w środek mordobicia. Główny bohater, Seiya (Mackenyu Arata), odrośnięty sierota, dzieli czas między demontaż zawodników podczas umiarkowanie legalnych turniejów walki oraz poszukiwania porwanej w dzieciństwie siostry. Wszystko się zmienia, gdy podczas trudnego pojedynku chłopak ujawnia nadnaturalne zdolności. Jego tropem rusza tajemnicza organizacja dowodzona przez Guraad (Famke Janssen), zaś pomocną dłoń wyciąga Alman Kiddo, biznesmen o mentorskim zacięciu i twarzy Seana Beana. Okazuje się, że Seiya jest jednym z Rycerzy Zodiaku. To wojownicy napędzani energią Cosmo (odpowiednik Mocy), a w związku z tym obdarzeni nadludzką siłą, zdolni do potężnych magicznych ataków. W parze z wielką mocą idzie jednak kruczek prawny – Seiya musi bronić dziewczyny, która okazuje się wcieleniem Ateny, bogini wojny. Gdy bóstwo w pełni się przebudzi, Ziemia może mieć zwyczajnie przerąbane. Powiązane:Zwykły chłopak z Podlasia w Hollywood - rozmawiamy z Tomkiem Bagińskim Ja już zapomniałem, jak bardzo takich filmów potrzebuję. Opartych na prostym, nieco absurdalnym pomyśle (tym razem rodem z Kraju Kwitnącej Wiśni). Filmów głupiutkich, ale lekkich i wdzięcznych. Bo widzicie ten przeskok, bardzo klasyczny przeskok: Jest sobie Oliver Twist MMA Edition, a tu nagle przychodzi do niego Hagr… Sean Bean i mówi: jesteś Rycerzem, Harr… Seiya. Mamy motyw wybrańca. Mamy fabułę rozpędzającą się od zera do groźby niszczenia świata. Głupie, ograne, ale działa. I bawi. Tak zwyczajnie i nieironicznie, i to mimo paru problemów. Rycerze Zodiaku, reż. Tomek Bagiński, Sony 2023 Zbroja Seiyi nie robi takiego wrażenia jak powinna, nie jest zła, ale wydaje mi się, że to miał być bajer, pierwszy kompletny pancerz Iron Mana, artefakt, na którego ujawnienie czeka i bohater, i my razem z nim. Wygląda nieźle, choć nieco sztucznie, brakuje mu tego animcowego „klang!”, ciężaru, namacalności. Natomiast sama scena, w której Seiya go dostaje, dla odmiany działa. Efekty, choć czasem wyłazi z nich ograniczony budżet i plastik, trzymają fason i klimat. Jeśli chodzi o realizację, to przy niektórych osadzających nas w miejscu i akcji „establishing shotach” brakuje czasu i przestrzeni na rozgoszczenie się – to czasem kwestia paru sekund, ale ogólnie operatorka robi przywoitą robotę. Lokacje też wyglądają fajnie, egzotycznie, ze sznytem przygodowego SF i fantasy. Scenariuszowo nie działa właściwie tylko jedna sekwencja – poświęcenia pewnej postaci. Poprzez takie niezbyt konkretne umieszczenie w przestrzeni i sytuacji nie odpala ładunku emocjonalnego, który odpalić by mogła, scenie nie towarzyszy też poczucie nieuchronności i gwałtowności, a szkoda. Średnio przytomny widz może sobie przy tej scenie zadawać pytanie: „Ale dlaczego, po co?”. Trochę tych problemów niby jest, a jednak… … a jednak się kręci!Rycerze Zodiaku przy całym tym bagażu pozostają wdzięczną rozrywką. Takim fajnym burgerem do szybkiego opędzlowania. Mimo że to początek większej serii (planowo sześć filmów), mają coś, czego współczesnym Marvelom brakuje. To konstrukcyjna lekkość, wsobność. Radosna atmosfera najntisowego niezobowiązującego kina akcji i przygody, w którym dostajemy pełen pakiet. Prosta, ograna jak szlagier w knajpie historia po prostu działa. Daje dziecięcą radochę. Jeśli nie byliście fanami antycznego animca, to i tak wszystko jest zrozumiałe, a nawet jeśli czasem opowiedziane po łebkach, to przyswajalne i bawi. Choć to tylko geneza bohatera z paroma twistami i zapowiedź większych przygód, fabuła ładnie spina wątki główne, pozwala wybrzmieć bohaterom. Ci zaś są prości i jakby znajomi, ale sympatyczni. Zresztą kilkoro z nich kryje parę niespodzianek i asów w rękawie, a Bagiński ze scenarzystami całkiem zręcznie powyłapywali to, co miało w oryginale największy potencjał. Przykładowo – świetnie rozegrano dylemat głównej złolki, Guraad, która okazuje się mieć całkiem sensowne motywacje, zrozumiałe dylematy i wystarczająco ludzkie odruchy, byśmy ją zrozumieli. Famke prosto i z wdziękiem ogrywa tę (anty)bohaterkę, to samo tyczy się Kiddo w wykonaniu Seana Beana. Oni wszyscy w tej historii tacy są – niby prości, ale jednak nie do końca. I aż przyjemnie się ich ogląda na ekranie, razem i osobno. Seiya momentami zachowuje się jak zgorzkniały grzyb, ale idzie go zrozumieć i polubić. Mackenyu gra tę postać całkiem sprawnie. A henchman Almana, Mylock (Mark Dacascos), to czysta ekranowa radość – i odrobina przemocy. No dobra, sporo przemocy. Rycerze Zodiaku, reż. Tomek Bagiński, Sony 2023 Dużo w tym wszystkim prostej, zawadiackiej charyzmy, ale jednak z twistem. A skoro jesteśmy przy przemocy, to walki, mimo paru wspomnianych kiksów, ogląda się zwyczajnie dobrze, z radochą nastolatka wchłaniającego animcowy blok na RTL7 dwadzieścia lat temu. Tu i tam wyłazi plastik, ale dostaliśmy niezłą choreografię walk, efektowne ujęcia, rozbłyski, porządne pranie po pyskach i hełmach, odpowiednio odrealnione i dopompowane. Czuć w tym wszystkim ducha sióstr Wachowskich i Snydera. Widzimy heroiczne wyskoki, mocarne pozy i przede wszystkim slo mo, tylko że wydzielane oszczędnie (na tle reżysera nadchodzącego Rebel Moon – wręcz aptekarsko dawkowane). Czas zwalnia wtedy, gdy trzeba podkreślić animcowy charakter lania po gębie. Bagiński znalazł niezły klucz do opowiedzenia brutalnego w gruncie rzeczy anime, zachował wiele charakterystycznych ujęć, które mogliście pamiętać z serialu. Po prostu widać, że choć wraz ze scenarzystami musiał kompresować oryginał, to podszedł z szacunkiem i zrozumieniem do materiału źródłowego. A i pozwolił sobie wejść w tę konwencję z pełnym przekonaniem. To chyba dzięki temu aktorzy grają na pełnej, a całość zwyczajnie nieźle i relaksująco się ogląda. Kupujemy tę przegiętą, nieidealną baśń. Promieniuje urokiem kina akcji z lat 80. i 90., tą szczeniacką radochą fantazji o ożywionych walczących figurkach superbohaterów i zastanawianiu się, która jest silniejsza. Przy tym wszystkim kilka dosyć ciekawych dylematów przemyka nieśmiało po drugim planie i nieco pogłębia figurki, którym mierzymy poziom mocy. Zadbano też o całkiem żywe dekoracje, czy to te w klimatach pseudo-SF, czy nawiązujące do mitów greckich. Przynajmniej kilka z tych miejscówek rozpoznają fani serialu. Ogólnie jednak Rycerze Zodiaku to po prostu fajna, bezpretensjonalna, trwająca niespełna dwie godziny aktorska baja. Nie ma się co po niej spodziewać objawienia czy perfekcyjnego kina rozrywkowego, ale i tak potrafi mile zaskoczyć, ma swoją charyzmę i staroszkolny urok. Tylko tyle i aż tyle. NASZA OCENA: 6,5/10 Czytaj więcej:Zobacz efektowny zwiastun Rycerzy Zodiaku od Tomka Bagińskiego POWIĄZANE TEMATY: anime recenzje filmów i seriali fantasy science fiction nasze opinie publicystyka filmowa Rycerze Zodiaku Hubert Sosnowski Hubert Sosnowski Rozmiłowany w szopach i thrash-metalu facet skazany na klawiaturę. Pisania artykułów uczył się pracując dla portalu Dzika Banda. Jego teksty publikowano na kawerna.pl, film.onet.pl, zwierciadlo.pl oraz w polskim Playboyu. W 2017 roku dołączył do GOL jako autor tekstów o grach i filmach. Obecnie jest szefem działu filmowego i portalu Filmomaniak.pl. Żyje "kinem środka" i mięsistą rozrywką, ale nie pogardzi ani eksperymentami, ani "Szybkimi i wściekłymi". W grach szuka dobrej historii. W miłości do Baldur's Gate 2 został wychowany, ale na widok Unreal Tournament, Dooma, czy dobrych wyścigów budzi się w nim dziecko. Opublikował opowiadania w miesięczniku Science Fiction Fantasy i Horror oraz pierwszym tomie Antologii Wolsung. Kiedyś w końcu napisze książkę, naprawdę! Od 2012 roku gra i tworzy larpy, zarówno w ramach Białostockiego Klubu Larpowego Żywia jak i komercyjne przedsięwzięcia w stylu Witcher School. Coś tam ćwiczył, ale dawno i nieprawda. Przerzucił się na ciastka. Bella Ramsey żegna się ze swoim najbardziej uznanym serialem przed 2. sezonem The Last of Us Bella Ramsey żegna się ze swoim najbardziej uznanym serialem przed 2. sezonem The Last of Us Continental z pierwszymi recenzjami. Spin-off Johna Wicka „sprawia wrażenie zmarnowanego potencjału” Continental z pierwszymi recenzjami. Spin-off Johna Wicka „sprawia wrażenie zmarnowanego potencjału” Ta porażka zrujnowała czteroczęściową sagę fantasy i zmarnowała gwiazdorską obsadę Ta porażka zrujnowała czteroczęściową sagę fantasy i zmarnowała gwiazdorską obsadę Koniec Sex Education przywołuje u mnie wspomnienia z końca liceum Koniec Sex Education przywołuje u mnie wspomnienia z końca liceum Nowy serial kryminalny naprawia największe problemy Johna Wicka Nowy serial kryminalny naprawia największe problemy Johna Wicka