Zaułek koszmarów jest filmem niezwykle przewidywalnym. I to jego największa zaleta

Czy kiedy oglądacie jakiś film i jego fabuła staje się dla Was przewidywalna, odczuwacie w związku z tym zawód? Macie ku temu pełne prawo, choć Guillermo del Toro pokazał za sprawą Zaułka koszmarów, że przewidywalność może być środkiem stylistycznym.

nasze opinie
Karol Laska 29 stycznia 2022
5

Mało jest na świecie tak kreatywnych wizualnie i światotwórczo reżyserów jak Guillermo del Toro. Ów artysta od zawsze kocha wszelkiego rodzaju baśnie (i te dla dzieci, i te dla dorosłych), dark fantasy (wystarczy przypomnieć sobie o Hellboyu) – po prostu wszystko to, co nadnaturalne. Tym razem nakręcił jednak film do bólu realistyczny i ludzki, choć w rzeczywistości traktujący o… magii, jasnowidztwie, czytaniu w myślach. „Sztuki” te kojarzą nam się raczej z czymś transcendentalnym, metafizycznym czy nawet fantastycznym, ale w Zaułku koszmarów jest im do takich znaczeń daleko. Tutaj od początku do końca przedstawiane są one jako element oszukańczej iluzji, spreparowanego show, próby spełnienia nadziei głupiego bądź naiwnego klienta. Po co komu taka fikcja? Okazuje się, że właśnie po to, aby móc poczuć coś prawdziwego.

The Nighmare Alley przedstawia historię Stantona Carlisle’a, początkowo nieco skrytego i małomównego mężczyzny, który jakimś trafem dostaje się do cyrkowej trupy. Są w niej wszystkie możliwe atrakcje w postaci najbardziej charakterystycznych ludzi świata – przestarzały siłacz, zadziorna osoba niskorosła, kobieta z owłosionym biustem nieustannie rażąca się prądem czy też szaleniec jedzący żywe kurczaki. Carlisle chłonie więc wszystko, co może, w nowym dla siebie środowisku – nawiązuje relacje, zdobywa doświadczenie i wiedzę, czuje, że to miejsce wręcz dla niego stworzone. Najbardziej jednak daje się ponieść pomysłowi stania się jasnowidzem. Uczy się tej sztuki od starszego małżeństwa, które zdradza mu wszystkie swoje psychologiczne triki, a zarazem ostrzega przed ich wykorzystywaniem. Wiąże się z tym bowiem zbyt duże ryzyko zatracenia się w uprawianym zawodzie i nadmiernego przywiązania do szerzenia kłamstw, co w konsekwencji może skrzywdzić wiele ludzi.

Ten opis fabuły co prawda brzmi całkiem ciekawie, ale część z Was z pewnością zauważa pewien schemat fabularny, który del Toro chce tutaj zastosować. Ja nazywam coś takiego ścieżką „od zera do bohatera, a potem znowu do zera”, nie raz i nie dwa oglądaliśmy bowiem w kinie zatraceńcze historie protagonistów, szczególnie w filmach noir, a trzeba podkreślić, że Zaułek koszmarów czerpie z tejże stylistyki gatunkowej garściami.

Zaułek koszmarów jest filmem niezwykle przewidywalnym. I to jego największa zaleta - ilustracja #1
Guillermo del Toro tym razem odwrócił do góry nogami tematykę szeroko pojętej magii.

Na przestrzeni trwania całego filmu da się zresztą zauważyć wiele tropów i wskazówek, które del Toro celowo ze sobą zestawia. Raz widzimy retrospekcje z głównym bohaterem i jego ojcem w roli głównej, by później dowiedzieć się o ich skomplikowanej relacji i pewnych rodzinnych problemach z alkoholem. O takich rzeczach mówi się tu wprost, co może nie brzmi zbyt subtelnie, ale to nie o subtelność w Zaułku koszmarów chodzi. Ba, ten film jest wręcz do bólu przewidywalny. W większości przypadków mógłbym ze śmiałością uznać takowy element za wadę filmu, ale nie w tym przypadku. Dlaczego?

Spójrzcie bowiem na to – Carlisle jest w stanie powiedzieć o swoich, jak to nazywa, „ofiarach” prawie wszystko na podstawie ich ruchu ciała czy wyglądu. Wystarczył mu krótki kontakt wzrokowy z pewną psycholożką, by odgadnąć, że w swojej torebce trzyma pistolecik z kości słoniowej. Dlaczego z kości słoniowej? Bo to kobieta bardzo elegancka i starająca się wzbudzać powszechny podziw. Skąd wiedział, że trzyma tam broń? Był bowiem przez swój cel zasypywany inwazyjnymi i wścibskimi pytaniami, mającymi zakwestionować jego wiarygodność jako mentalisty. Tak dominująca postawa psychoterapeutki zdradziła także Carlisle’owi dużo więcej, a więc od razu wyrzucił jej wszelkie problemy z dzieciństwa związane z matką i kompleksem Elektry.

Dla całej widowni wygląda więc to wszystko jak niekwestionowana magia i zdolność kontaktowania się z zaświatami. Wszystko okazuje się jednak wypadkową nabytych po drodze umiejętności i trików, a te pozwalają w kilka minut rozczytać drugiego człowieka. Skąd ta łatwość? Sparafrazujmy jedną z postaci w filmie: „Bo każdy chce i próbuje być zrozumiany, dostrzeżony czy zauważony”.

Nie wiem, czy widzicie, jak bezczelnej zagrywki dopuścił się tu del Toro, ale postaram się określić jej paradoksalny, a zarazem genialny aspekt jednym zdaniem. Owszem, możemy zarzucić Zaułkowi koszmarów przewidywalność, ale jest to przecież film o tym, że wszyscy ludzie wokół nas są w gruncie rzeczy przewidywalni. Jeśli więc całość fabuły składa się z bohaterów wzajemnie się rozczytujących, ukrywających swoje problemy i demony przeszłości za łatwymi do zdjęcia maskami i imitujących pewność siebie kłamliwą, często szkodliwą iluzją, to czy del Toro nie zaszachował nas jako widzów w sposób definitywny? Nie wiem jak wy, ale ja nie tylko dam mu zwyciężyć z godnością, ale i podam mu rękę w geście gratulacji. Rzadko kiedy widzi się bowiem reżyserskie i scenariopisarskie pułapki tak świadomie zastawione na widza. Chciałbym częściej wpadać w takie twórcze sidła.

Ocena: 8/10

O AUTORZE

Ostatni film Guillermo del Toro, Kształt wody, polubiłem i doceniłem, ale mimo wszystko trudno było mi się z nim połączyć emocjonalnie. Cieszę się więc, że tym razem miałem okazję do bliższego kontaktu z reżyserską wrażliwością Meksykanina, gdyż Zaułek koszmarów oglądało mi się znakomicie. Swoją drogą, to chyba najbardziej „przegadany” film del Toro, jaki powstał, a i tak wyszło mu to na dobre.

Karol Laska

Karol Laska

Swoją żurnalistyczną przygodę rozpoczął na osobistym blogu, którego nazwy już nie warto przytaczać. Następnie interpretował irańskie dramaty i Jokera, pisząc dla świętej pamięci Fali Kina. Dziennikarskie kompetencje uzasadnia ukończeniem filmoznawstwa na UJ, ale pracę dyplomową napisał stricte groznawczą. W GOL-u działa od marca 2020 roku, na początku skrobał na potęgę o kinematografii, następnie wbił do newsroomu, a w pewnym momencie stał się człowiekiem od wszystkiego. Aktualnie redaguje i tworzy treści w dziale publicystyki. Od lat męczy najdziwniejsze „indyki” i ogląda arthouse’owe filmy – ubóstwia surrealizm i postmodernizm. Docenia siłę absurdu. Pewnie dlatego zdecydował się przez 2 lata biegać na B-klasowych boiskach jako sędzia piłkarski (z marnym skutkiem). Przesadnie filozofuje, więc uważajcie na jego teksty.

„To nie był mój wybór”. Alan Rickman był zmuszony do zagrania tej roli w filmie z 2014 roku

„To nie był mój wybór”. Alan Rickman był zmuszony do zagrania tej roli w filmie z 2014 roku

„Byli wściekli”. Ikoniczna scena z Top Gun niemal doprowadziła do zwolnienia reżysera Tony’ego Scotta

„Byli wściekli”. Ikoniczna scena z Top Gun niemal doprowadziła do zwolnienia reżysera Tony’ego Scotta

Yellowstone - czy 6. sezon powstanie? Oto co wiadomo o przyszłości serialu

Yellowstone - czy 6. sezon powstanie? Oto co wiadomo o przyszłości serialu

Ocet jabłkowy Netflixa na pierwszym zwiastunie. Serial o imperium wellness zbudowanym na kłamstwie może być nowym hitem giganta streamingu

Ocet jabłkowy Netflixa na pierwszym zwiastunie. Serial o imperium wellness zbudowanym na kłamstwie może być nowym hitem giganta streamingu

„Muszę tego słuchać od tego gnojka”. Marlon Brando nie mógł znieść krytyki na planie filmu Francisa Forda Coppoli, przez co obraził innego aktora

„Muszę tego słuchać od tego gnojka”. Marlon Brando nie mógł znieść krytyki na planie filmu Francisa Forda Coppoli, przez co obraził innego aktora