Władcy przestworzy to Kompania Braci i Top Gun w wersji retro w jednym

Władcy przestworzy to najnowszy serial wyprodukowany przez Stevena Spielberga i Toma Hanksa. Czy rzeczywiście przypomina niesamowitą Kompanię Braci? I czy cichy bohater tej historii, ogromny bombowiec B-17, dużo wnosi do tej wojennej historii?

nasze opinie
Dariusz "DM" Matusiak 27 stycznia 2024
6

Władcy przestworzy, najnowszy serial pokazujący losy lotników z amerykańskiej 100. Grupy Bombowej podczas II wojny światowej w końcu wylądował na ekranach naszych telewizorów. W końcu, bo pierwszy tekst o tym, że Steven Spielberg i Tom Hanks pracują nad ekranizacją fragmentów książki Donalda L. Millera, jeszcze dla stacji HBO, pisałem w 2014 roku, wyczekując premiery w 2015.

Grunt, że w końcu jest – serial, który media okrzyknęły kontynuacją, czy też nową Kompanią Braci, jakby kompletnie zapominając, że wcześniej był przecież Pacyfik opowiadający o żołnierzach Korpusu Piechoty Morskiej w walkach o Okinawę czy Iwo Jimę. I trudno się dziwić, bo dzieło to, choć ciągle bardzo dobre, miało trochę inny wydźwięk, klimat, a u nas w Europie temat wojny na Pacyfiku jest raczej egzotyczny i mało popularny.

Masters of the Air za to zabiera nas ponownie na znane tereny, pokazując walkę z nazistami z zupełnie innej perspektywy – dziesięcioosobowej załogi zamkniętej w 20-metrowej, klaustrofobicznej rurze, 10 kilometrów nad ziemią, bez tlenu do oddychania, z temperaturą -40 stopni na zewnątrz, czyli w bombowcu B-17 „Latająca Forteca”. Nowy serial Spielberga i Hanksa jest więc w pewnym sensie połączeniem Kompanii Braci oraz Top Gun w wersji retro. I z tego, co na razie widziałem w dwóch pierwszych odcinkach, wnioskuję, że znowu im się udało stworzyć widowiskowe i niezwykle emocjonujące dzieło!

Załoga braci

We Władcach przestworzy od razu da się wyczuć podobieństwa do Kompanii Braci i jedną, główną, bardzo istotną różnicę. Obie produkcje mają podobny klimat, narrację i koncentrują się przede wszystkim na ludziach, młodych chłopakach wyrwanych z normalnego życia do śmiertelnej walki z wrogiem tysiące kilometrów od własnej ojczyzny. O wiele szybciej niż samoloty poznajemy dwójkę głównych bohaterów: Gale’a Clevena - w tej roli Austin Butler znany z Elvisa i Pewnego razu w… Hollywood oraz Johna Egana - w którego wcielił się mniej znany Callum Turner. Szybko zauważamy różnicę w ich charakterach oraz silną, męską przyjaźń.

Ale obok nich błyszczą też postacie poboczne, często przyćmiewając głównych pilotów – Crosby cierpiący na chorobę lokomocyjną, młodziutki Lemmons zajmujący się obsługą naziemną, Keoghan i wielu, wielu innych z pozostałych załóg. Możemy obserwować cały przekrój różnych postaci i różnych funkcji, jakie pełnią w bombowcach podczas misji, a autorzy z tej całej masy lotników umiejętnie wybrali odpowiednio barwny zestaw, by kibicować im i przejmować się ich losem, nawet kiedy trudno rozpoznać za maską tlenową, kto jest kto.

100. Grupa Bombowa “Krwawa setka” - dlaczego serial jest właśnie o nich?

100. Grupa Bombowa była tylko małą częścią 8. Armii Powietrznej, która atakowała Niemcy z terenów Anglii. Jej samoloty nie wsławiły się największą ilością zaliczonych misji, zniszczonych celów ani nawet poniesionych ofiar. Ale “setna” jak już cierpiała, to cierpiała jednorazowo bardzo mocno - traciła wielu załogantów i samolotów podczas jednego zadania, dlatego zyskała przydomek “krwawej setki". Była sytuacja, gdy do bazy wrócił tylko jeden bombowiec z trzynastu. Załogi 100. Grupy były też bardzo zżyte z obsługą naziemną - traktowali ich, jak równych sobie, wszyscy troszczyli się o siebie nawzajem, a to procentowało tym, że ich samoloty rzadziej ulegały zwykłym awariom. Wreszcie, były też różne historie z boju, śmieszne i straszne, które zostały zapamiętane na zawsze, jak choćby “piggyback ride” - kolizja dwóch bombowców w powietrzu, w której jeden zaklinował się na drugim, co wywołało szok u Niemców myślących, że to jakaś niezwykła superbroń. Załogi 100. bardzo dbały też, by pamięć o formacji przetrwała po wojnie.

Raj na ziemi, piekło w niebie

Siłę tych emocji potęguje największa różnica pomiędzy Władcami przestworzy i Kompanią braci, którą jest wyraźny podział pomiędzy życiem w bazie i lotami bojowymi. Spadochroniarze ze 101. Dywizji byli w walce cały czas. Non stop przebywali w warunkach polowych, z karabinem w dłoni, gdzieś w okopach albo na patrolu, marząc o normalnym jedzeniu i łóżku. W lotnictwie wszystko wygląda inaczej – załogi spędzają całe dnie w sielankowych plenerach wschodniej Anglii, jedzą jak w restauracji, śpią w czystej pościeli, imprezują wieczorami, flirtują – żyją, jakby wojny nie było.

Ale kiedy już grupa bombowców wyleci na misję, wszystko zmienia się diametralnie. W ciasnym samolocie nie ma gdzie się schować, nie można liczyć na swój spryt, taktykę i wyszkolenie. Lecąc wysoko w ciasnej formacji, tylko od szczęścia zależy w jaką maszynę trafią pociski artylerii przeciwlotniczej albo skupią swój ogień myśliwce wroga. I to wszystko widać już w pierwszych odcinkach – losowe awarie, odmrożenia, problemy z nawigacją w chmurach, płonące silniki, trafienia pociskami, dziury w kadłubie, rany, awaryjne lądowania… Wielogodzinne misje zostały skondensowane do paru bądź parunastu minut najważniejszych momentów, które raz, że pokazują całe piekło wojny lotniczej, a dwa – kumulują całą akcję, emocje i napięcie, jakich oczekujemy po dobrym serialu.

Komputerowa forteca prawie jak w realu

Z scenami lotniczymi wiąże się także warsztat techniczny, który może nie jest perfekcyjny, ale dla przeciętnego widza na pewno wystarczający. Tutaj punktem odniesienia nie jest już Kompania braci, a średnio oceniany film Ślicznotka z Memphis z 1990 roku, opowiadający o ostatniej misji załogi tytułowego samolotu. Twórcy Ślicznotki mieli do dyspozycji parę latających egzemplarzy bombowców B-17 i wykorzystali to w pełni. W paru ujęciach widać tam taki „analogowy” realizm, którego czasem brakuje w komputerowych efektach Władców przestworzy, niemniej trzeba przyznać, że jest to bardzo dobre CGI i, póki co, nie kłuje po oczach jakąś tanią sztucznością. Wbrew przeciwnie, wpatrujemy się w kolejne uszkodzenia samolotu tak samo uważnie, jak bohaterowie, trzymając kciuki, by maszyna jakoś te piekło w powietrzu wytrzymała!

Specjaliści lotnictwa i historycy zapewne znajdą tam różne nieścisłości, które wychodziły już podczas prezentacji zwiastunów, ale ja osobiście nie miałem się do czego przyczepić od strony technicznej. Zdjęcia, muzyka, montaż, scenografia i klimat tamtej epoki – to wszystko jest naprawdę dobrze zrobione i oddane. Wszędzie czuć i widać odpowiedni budżet oraz doświadczenie producentów. Gdyby nie polityka serwisu Apple TV+ serwująca jeden odcinek na tydzień, zapewne obejrzałbym wszystkie dziewięć epizodów za jednym razem – nie tylko po to, by mieć z czego napisać recenzję, ale po prostu z ciekawości, co będzie dalej.

Kompania braci + Top Gun w wersji retro

To oczywiście ciekawość co do samej realizacji, bo wszelkie główne wydarzenia bazują na faktach, prawdziwych losach autentycznych ludzi, które poznałem wcześniej. Czuję się więc trochę, jak ponad dwie dekady temu, gdy czekało się na kolejne części ekranizacji Władcy pierścieni, tylko po to, by zobaczyć je na ekranie, a nie by śledzić losy Hobbitów. Jednocześnie ostrzegam, że w przeciwieństwie do lektury Kompanii Braci, arcygruba i długa książka Davia L. Millera nie jest lekko napisaną beletrystyką, tylko historyczną kroniką działalności całej 8. Armii Powietrznej i przebrną przez nią tylko najwięksi miłośnicy historii lub lotnictwa. Serial wyciąga z niej sporo tych najciekawszych epizodów, dodając do tego nieźle zagrane postaci i zdecydowanie warto zaufać scenarzyście Johnowi Orloffowi.

Władcy przestworzy to więc sinusoida emocji – raz daje wytchnienie i okazję lepszego poznania, zżycia się z bohaterami, by za chwilę obgryzać paznokcie z niepewności, czy podziurawiony jak sito samolot dociągnie na jednym działającym silniku do wybrzeży Anglii. W jednym momencie Maverick śpiewa w barze, a na drugi dzień opłakuje śmierć Goose’a. Takie właśnie jest Masters of the AirKompania braci i retro Top Gun w jednym, w realistycznych klimatach duetu Spielberg i Hanks. Przynajmniej tak się na razie zapowiada, bo ostatni odcinek zobaczymy dopiero w połowie marca.

Dariusz "DM" Matusiak

Dariusz "DM" Matusiak

Absolwent Wydziału Nauk Społecznych i Dziennikarstwa. Pisanie o grach rozpoczął w 2013 roku od swojego bloga na gameplay.pl, skąd szybko trafił do działu Recenzji i Publicystki GRYOnline.pl. Czasem pisze też o filmach i technologii. Gracz od czasów świetności Amigi. Od zawsze fan wyścigów, realistycznych symulatorów i strzelanin militarnych oraz gier z wciągającą fabułą lub wyjątkowym stylem artystycznym. W wolnych chwilach uczy latać w symulatorach nowoczesnych myśliwców bojowych na prowadzonej przez siebie stronie Szkoła Latania. Poza tym wielki miłośnik urządzania swojego stanowiska w stylu „minimal desk setup”, sprzętowych nowinek i kotów.

Gdzie obejrzeć The Ministry of Ungentlemanly Warfare? Czy film z Henrym Cavillem będzie w polskich kinach?

Gdzie obejrzeć The Ministry of Ungentlemanly Warfare? Czy film z Henrym Cavillem będzie w polskich kinach?

Reniferek to nowy hit Netflixa. Thriller psychologiczny o stalkerce ma 100% pozytywnych recenzji na Rotten Tomatoes i opowiada wstrząsającą historię

Reniferek to nowy hit Netflixa. Thriller psychologiczny o stalkerce ma 100% pozytywnych recenzji na Rotten Tomatoes i opowiada wstrząsającą historię

Kiedy i gdzie Civil War trafi do streamingu?

Kiedy i gdzie Civil War trafi do streamingu?

Zdjęcia do 3. sezonu Fundacji powstają w Warszawie. Świątynia Opatrzności Bożej lokacją serialu sci-fi od Apple

Zdjęcia do 3. sezonu Fundacji powstają w Warszawie. Świątynia Opatrzności Bożej lokacją serialu sci-fi od Apple

Najlepsze komedie 2024, nasze top 10

Najlepsze komedie 2024, nasze top 10