W Night City nie ma dobrych zakończeń. Rozmawiamy z autorem Cyberpunk 2077 Bez przypadku

Cyberpunk 2077 znów jest na fali. Pomogły łatki, Phantom Liberty i anime Netflixa, Edgerunners, Niedawno w poczet udanych historii ze świata wstąpiło Bez przypadku Rafała Kosika. Dziś rozmawiamy z autorem powieści i współscenarzystą serialu.

science fiction
Hubert Sosnowski 20 października 2023
11
Źrodło fot. Cyberpunk 2077 Edgerunners, showrunner: Rafał Jaki, Netflix 2023
i

Cyberpunk 2077 wywołało burzę, ale nie do końca taką, na jaką liczyli twórcy z CD Projekt RED. Niemniej, gra była głośna, sprzedała się, dostarczyła niezapomnianej historii, a po wszystkich naprawach i dodatku Phantom Liberty to wreszcie dzieło kompletne. Akcje REDów może nie powalają już cenami, ale dla samej produkcji historia skończyła się dobrze. Wyboiście, ale dobrze. Chwała odzyskana. Rzecz rzadka w Night City.

Między innymi o tym porozmawiałem z Rafałem Kosikiem, scenarzystą Cyberpunk 2077: Edgerunners i autorem wydanej niedawno powieści ze świata – Bez przypadku. Spotkaliśmy się w Warszawskim Paradox Cafe, popularnej wśród stołecznych geeków knajpie z historią. W otoczeniu książek i artefaktów nawiązujących do fantastyki wszelakiej rozmawialiśmy o świecie Cyberpunka 2077, o tworzeniu filmów, książek i seriali, ale też o przyszłości i, odrobinę, o Sztucznej inteligencji.

W Night City nie ma dobrych zakończeń. Rozmawiamy z autorem Cyberpunk 2077 Bez przypadku - ilustracja #1

Rafał Kosik jest założycielem wydawnictwa Powergraph. Ma na koncie o wiele więcej książek – cykl Feliks, Net i Nika, serię Amelia i Kuba, a prócz tego pojedyncze powieści (Mars, Vertical, Kameleon, Różaniec). Pisywał do Nowej Fantastyki, Fahrenheita, Esensji, Science Fiction. Laureat nagród: im. Janusza A. Zajdla, Jerzego Żuławskiego oraz Nautiliusa.

Hubert Sosnowski: Night City bardziej przeraża czy fascynuje?

Rafał Kosik: Jedno i drugie. Bez tego przerażenia by nie fascynowało, a my przecież lubimy się bać, tylko w bezpieczny sposób. Dlatego czytamy fantastykę, szczególnie fantastykę rozrywkową.

Skoro lubimy się bać, to odnalazłbyś się w tym mieście?

Nie jesteś pierwszą osobą, która o to pyta, bo takie pytanie się po prostu samo narzuca. Zwykle odpowiadam, że ludzie się odnajdywali i odnajdują w znacznie gorszych sytuacjach, przykładem niech będzie to, co dzieje się teraz za naszą wschodnią granicą. Jak trzeba, to się da, ale to nie znaczy, że bym tego chciał.

Gdybyś już musiał – to jako kto? Korpos, street kid czy nomad?

Myślę, że najbezpieczniej jest na średnim szczeblu korporacji. Nikt cię za bardzo nie chce wygryźć, a twoja sytuacja jest w miarę stabilna.

Przez chwilę.

Tak, przez chwilę. Mam kumpla, który pracuje w pewnej państwowej korporacji, gdzie jest mu całkiem dobrze. Bardzo się broni przed awansem, ponieważ po każdych wyborach, gdy się zmienia ekipa, wszyscy powyżej niego wylatują.

Czy takie balansowanie na średnim szczeblu – czy to w Night City, czy w rzeczywistości – to jedyna szansa na dobre zakończenie? Czy w Cyberpunku 2077 w Night City w ogóle można wywalczyć dobre zakończenie?

Sama idea konstrukcji tego świata jest taka, że tam nie ma happy endów, ale wydaje mi się, że można być dobrym specjalistą. Takim kimś, kto za bardzo innym nie podpada. Być może ripperdoc jest takim zawodem, w którym da się przetrwać. Oczywiście niesie ryzyko, bo to często działanie poza prawem, ale dopóki wszystko robi się rozsądnie, to jedna z dobrych opcji. Tylko trzeba umieć to robić. Tak jak w przypadku lekarzy w dzisiejszym świecie.

Czy w przypadku Night City to wynika z technologii, społeczeństwa, przestępczości? Gdy przekraczasz tam pewną granicę ryzyka, to płacisz? Zawsze?

Tak, to jest świat zepsuty na każdym możliwym poziomie, rządzący się okrutnymi zasadami. Podstawowa brzmi, że jak się wychylasz, to za chwilę cię nie będzie. Jedyne, co jeszcze jakoś ratuje sytuację, to ludzie, ale rzeczywistość wywiera taką presję na jednostkę, że humanizm przestaje działać.

W Night City nie ma dobrych zakończeń. Rozmawiamy z autorem Cyberpunk 2077 Bez przypadku - ilustracja #2
Cyberpunk 2077: Edgerunners, Netflix 2022

A co cię przy takiej opowieści w strukturze narracyjnej Cyberpunka 2077 bardziej kręci? Człowiek, technologia czy ich połączenie?

Cała trudność z Cyberpunkiem 2077: Bez przypadku polegała na tym, że w tytule jest właśnie Cyberpunk 2077, że świat mam stworzony, nie mogę go modyfikować. Muszę poruszać się wewnątrz zasad, więc siłą rzeczy skupiłem się na losach ludzi, którzy w tym świecie żyją. Zwykle robię inaczej – poświęcam sporo energii na opracowanie zasad rządzących uniwersum. Tutaj zasady już były.

Jak zatem wyglądała praca z już gotowym światem? Ile miałeś ograniczeń? To było męczące czy raczej ciekawe wyzwanie?

Jedno i drugie. Wiesz, ostatnio zrozumiałem, czemu nie lubię pisać powieści historycznych. One wymagają mnóstwa researchu, zanim się w ogóle zacznie pisać. Jak się tworzy takie SF jak ja, to i tak mam tego researchu dużo, ale robię go w trakcie pisania, wtedy, kiedy czegoś nie wiem albo gdy akcja skręci w którąś stronę. Pisanie w gotowym świecie przypomina tworzenie w świecie historycznym, bo nie można zmieniać realiów. To było rzeczywiście trudne, wiele razy okazywało się, że nie da się czegoś zrobić, bo w tym świecie to tak nie działa. Kiedy miałem opisać, jak działa urządzenie, które w grze jakoś sobie funkcjonuje i wygląda, to nikt tego nie wiedział. Coś tam jest i sobie świeci. Nikt się nie zastanawiał, co ono ma robić. Musiałem to wiele razy wymyślać.

Co więcej, często sam musiałem nadawać takim przedmiotom nazwę. Te przedmioty po prostu tam są i wiemy tylko, jak wyglądają. Wiele razy kasowałem jakieś fragmenty, bo nie dało się poprowadzić akcji tak, jak chciałem, albo musiałem robić research. Jak dojść do zamierzonego celu? Jak coś wykonać tamtejszą technologią? Przy czym współpraca z CD Projektem się bardzo dobrze układała, bo zaakceptowali wstępny plan i powiedzieli, że w zasadzie mogę robić, co chcę, bylebym nie zabił żadnej postaci, która występuje w grze, ani nie zmienił zasad rządzących światem.

Po naradzie przyjęliśmy takie założenie, że minimalizujemy obecność postaci z Cyberpunka 2077. Pojawiają na chwilę z jednym wyjątkiem – Dum Duma, gangstera z Maelstromu. On ma trochę więcej do zagrania w tej powieści. Pozostałe postaci z gry przewijają się w tle, bo założenie jest takie, że nie zmieniam ich losów. Na przykład teraz wszedł dodatek Phantom Liberty, który powstawał równo z powieścią. Nawet nie próbowaliśmy się synchronizować, bo to nie miałoby sensu. Powstały historie, które idą obok siebie.

Co było pierwsze? REDzi przyszli do Ciebie i dałeś im pomysł czy przyszli z gotowym pomysłem?

Wiele razy, jeszcze przed Cyberpunkiem, dostawałem zaproszenie pisania do gier. Stwierdziłem od razu, że się w tym nie sprawdzę. Współpraca w końcu jednak doszła do skutku, a stało się to przy okazji scenariusza do serialu Edgerunners. Cyberpunk 2077 został dobrze przyjęty mimo początkowych perturbacji, CD Projekt doszedł więc do wniosku, że warto rozszerzyć ten świat o powieść. Stwierdzili, że po pierwsze znam ten świat, bo pracowałem przy scenariuszu serialu. Po drugie – moje powieści w mniejszym lub większym stopniu zahaczają o konwencję cyberpunkową, a poza tym piszę też dla młodzieży. Nie od razu się na to zdecydowałem, widziałem zagrożenie w tym, że to jest świat zastany i będę musiał tworzyć w obszarach, które już ktoś inny wymyślił. Ale okazało się, że jednak się da. Przedstawiłem kilka wstępnych, luźnych pomysłów. Jeden z nich się spodobał najbardziej – i napisałem.

W Night City nie ma dobrych zakończeń. Rozmawiamy z autorem Cyberpunk 2077 Bez przypadku - ilustracja #3
Cyberpunk 2077: Edgerunners, Netflix 2022

Pozwolili Ci wprowadzać do świata nowinki, których tam nie było, technologie, elementy lore?

Dodałem małe drobiazgi, coś, co już wcześniej używałem, np. słowo „komendomyśl”. To niby nie jest nic nowego, ale nikt wcześniej nie zastanawiał się, jak to nazwać w grze. Kiedy netrunner hakuje coś zdalnie, wtedy widać, że to robi, ale gdy trzeba to opisać, dochodzi problem nazewnictwa – dodałem więc do tego świata trochę słów. Wrzuciłem jeszcze parę pomysłów, które nie są sprzeczne z regułami tego uniwersum. Na przykład wszczepy umożliwiające łączność quasi-telepatyczną, którą się posługuje Maelstrom. Twórcy kolejnych wersji gry mogą z tego korzystać, wtedy się nawet ucieszę.

Czyli te pomysły mogą skończyć jako kanon Cyberpunka 2077.

Tak.

Czekam, aż zobaczę te pomysły w grze.

To już pewnie w kontynuacji (śmiech).

A co Ci nie pasuje w pisaniu do gier?

To nie mój format. Poza tym już wiem, jak się pisze scenariusze do filmów i do seriali. To są poprawki do poprawek, kolejne iteracje. Po drugie – to praca w zespole. Każdy ma jakieś pomysły. Nie jest tak, że każdy zawsze się zgadza z każdym, a w takiej sytuacji powstaje wielka nadprodukcja dobrych pomysłów, które lądują w koszu tylko dlatego, że nie pasowały do wizji kogoś innego. To dość frustrujące. Napisanie fragmentu gry zajmie mi tyle, co napisanie powieści, a potem i tak nikt nie będzie wiedział, kto to napisał.

Zszedłeś właśnie na inny ciekawy temat. Ciężko dokopać się do informacji, że pisałeś Edgerunnersów. Nie ma Cię na Wiki, nie widziałem Cię w creditsach…

Jestem w creditsach, ale w napisach końcowych, nie na początku przy scenarzystach i twórcach.

Moje przeoczenie. Jaki konkretnie był Twój udział w tworzeniu Edgerunners?

Kwestia udziału w tworzeniu dotyczy wszystkich scenariuszy filmowych, przynajmniej amerykańskich (w Polsce zdarzają się może bardziej autorskie projekty). Tam jest cały zespół, a do wszystkiego chętnie dopisuje się także reżyser, bo jest z tego kasa i wpis do portfolio. Ktoś inny pisze dialogi, czasem są nawet osobno wymienione w napisach końcowych. Potem jeszcze ktoś to wszystko poprawia. Scenariusze powstają w kolejnych iteracjach. Rzadko kiedy ta pierwsza zostaje od razu po poprawkach wypuszczona. To działa w myśl zasady, że może przy następnej wersji wyjdzie lepiej, więc przepiszmy to jeszcze raz. Tak się też robi duble dobrych scen. Na wszelki wypadek, gdyby się okazało, że czegoś nie zauważyliśmy, a poza tym zawsze przecież może wyjść jeszcze lepiej. To się przepisuje wiele razy i zmienia się też tych, którzy przepisują. Cel jest taki, żeby podejść do tematu z innej strony.

W tym konkretnym przypadku dołączyliśmy z Kasią (Katarzyna Sienkiewicz-Kosik, współprowadząca wydawnictwo Powergraph - dop. red) na pewnym etapie prac. Żeby nie było za łatwo, po nas poprawiali jeszcze Japończycy ze Studia Trigger.

Żeby bardziej pasowało do konwencji anime?

Tak, bo nie pisałem tego jako anime, tylko jako serial.

A ile w ostatecznej wersji zostało z Twojej wizji?

To jest kolejna rzecz, przez którą nie lubię pracować w zespole, ponieważ… nie wiadomo. Nie wiadomo, co jest czyim pomysłem. Na bieżąco współpracowaliśmy z zespołem kreatywnym, głównie z Bartoszem Sztyborem i Rafałem Jakim. Zwłaszcza na pierwszym etapie. To jak przy burzy mózgów – oni rzucali jakieś uwagi, my je przerabialiśmy, potem już nie było wiadomo, kto co konkretnie wymyślił. Kiedy oglądałem Edgerunners, w paru miejscach byłem absolutnie pewien, że to mój pomysł, a w większości miałem takie: być może ja to napisałem, a być może ktoś mnie zainspirował, a może to ja kogoś zainspirowałem i ktoś to przerobił. Trudno powiedzieć.

Wygląda jak sieć naczyń połączonych doprowadzająca do momentu, że odcyfrowanie tego zaczyna być męczące.

Tak. Myślę, że spora część kłótni o to, kto ile włożył w dany projekt, wynika z niezrozumienia tego procesu. Tego się zazwyczaj nie da stwierdzić. Wiemy na pewno, że główną osobą, która nad wszystkim czuwała, był Bartek Sztybor.

Dobra, mamy już na stole oba Twoje dzieła w klimacie Cyberpunka 2077. Zauważyłem, że Bez przypadku jest dużo bardziej pesymistyczne niż Edgerunners. W serialu, choć zginęło tam tyle postaci, bohaterowie do końca mieli siłę i możliwość, by stawiać opór, a z tego oporu coś wynikało. Z kolei Bez przypadku, strona po stronie, zwłaszcza w końcówce, odbiera nadzieję na jakąkolwiek wolną wolę. Mam wrażenie, że w powieści mocniej dokręciłeś śrubę postaciom.

W tych dorosłych powieściach jestem dość pesymistyczny. Zostawiam więcej optymizmu na potrzeby moich powieści dla młodszego odbiorcy. Felix, Net i Nika są trochę bardziej optymistyczni, a Amelia i Kuba – jeszcze bardziej. Nie wiem, może mam ograniczone zasoby optymizmu.

Kiedy masz taki beznadziejny świat i opisujesz ludzi w takim środowisku, to siłą rzeczy tak wychodzi. Wiem, to jest trochę wbrew trendom obecnej literatury. Teraz sprzedają się comfort books. A jest to coś, czego w ogóle nie mogę czytać. Wszyscy są dobrzy, jest dobrze i się dobrze kończy. Nawet jeśli po drodze coś się zupełnie nie udało, to i tak wszyscy są happy. I to jest zapewne potrzebne, kiedy wszyscy wokół są straszeni prawdziwymi i nieprawdziwymi zagrożeniami. A eskapizm musi być pozytywny.

Ani Edgerunners, ani Bez przypadku to nie jest comfort food, prawda?

No nie jest.

W Night City nie ma dobrych zakończeń. Rozmawiamy z autorem Cyberpunk 2077 Bez przypadku - ilustracja #4
Cyberpunk 2077: Edgerunners, Netflix 2022

Ale! Zauważyłem jedną iskierkę nadziei w obu tych dziełach oraz w grze. Jest to bardzo podobny motyw. Zarówno V, przynajmniej dwójka bohaterów Bez przypadku, jak i David z Edgerunners – wszyscy mają jedną wspólną cechę. Są bardziej odporni na cyberpsychozę, na wpływ wszczepów. Czy to jest po prostu reguła narracyjna dla „wybrańca” danej historii w Cyberpunku 2077, czy też kryje się za tym jakaś klamra, konkretny motyw fabularny, który może kiedyś wypłynąć jako wątek?

Jest taka zasada. Przy Felix, Net i Nika ludzie pytali mnie, o co chodzi, bo przecież normalni nastolatkowie nie przeżywają takich przygód. Odpowiedź jest prosta: kto by chciał czytać o normalnych nastolatkach? Żeby przedstawić świat w sposób ciekawy, musisz wybrać do niego ciekawych bohaterów, którzy są czymś więcej niż randomowa osoba z gry.

Nawet kiedy chciałbyś zrobić historię o szefie korporacji, to też nie będzie ciekawa historia, ponieważ on przez większość czasu wstaje wcześnie, idzie do pracy, pracuje, wraca do domu, a po drodze uskutecznia jakieś rozrywki. Raz na jakiś czas przydarza mu się coś interesującego. Trzeba wybrać bohatera, który jest angażujący już na samym wstępie, po czym podkręcić jego samego oraz całą akcję. Oto cała tajemnica.

To zrozumiały mechanizm. Ale czy w tym konkretnym wypadku to się może złożyć w jedną historię? Zauważ, że to zawsze wygląda podobnie. Ktoś tę „podkręconą” postać w Cyberpunku 2077 zawsze obserwuje zza węgła – i ani w grze, ani w serialu, ani w książce nie jest to do końca wyjaśnione.

Mogę powiedzieć tylko, że teorie spiskowe i narrator, który wie znacznie więcej niż bohater, są zawsze cenne.

Dobra! [śmiech] To skoro jesteśmy przy grze… Wiem, że grałeś w Cyberpunka 2077 w ramach researchu. To doświadczenie bardziej pomogło zwizualizować rzeczy i zapanować nad tym światem czy raczej ograniczyło Cię i narzuciło ramy?

Grałem w Cyberpunka na długo przed premierą, tak samo było z Phantom Liberty. Nie chodziło o żadne testowanie gry czy przechodzenie misji, tylko o wczucie się. Nawet potem, w trakcie pisania, trochę grywałem, ale to nie było zbyt przyjemne, ponieważ nie wypełniałem tych wielogodzinnych questów, tylko łaziłem i sprawdzałem, co się da zrobić, a czego się zrobić z jakiegoś powodu nie da. Przypominało to trochę oglądanie filmu, kiedy jednocześnie musisz go przemontować. Nie robisz tego dla przyjemności, tylko oglądasz po ileś razy, by zobaczyć, która wersja sceny lepiej wypadnie w filmie.

Tak samo jest, gdy piszę książkę. Muszę ją wtedy również czytać, i to nie raz. Szybko zaczynam mieć dosyć tej opowieści. W przypadku gry było tak: mam w jej świecie napisać historię, więc sobie po nim spaceruję, chcę zobaczyć, jak działa, i próbuję wchodzić w interakcje niekoniecznie przewidziane w scenariuszu, żeby zobaczyć, co się dzieje w danej sytuacji. Wszystko się skończyło, jak mi zlikwidowali Google Stadię.

W Night City nie ma dobrych zakończeń. Rozmawiamy z autorem Cyberpunk 2077 Bez przypadku - ilustracja #5
Cyberpunk 2077, CD Projekt RED 2020

Gdybyś miał możliwość, dokończyłbyś grę? Wciągnęła Cię?

Tak, dokończyłbym. Wiesz, zawsze podobała mi się retro atmosfera takich gier jak Duke Nukem 3D czy Quake i Quake 2.

Fakt, potem zmienili charakter tej serii.

Tak, a cieszy mnie atmosfera gry, gdzie niektórych rzeczy trzeba się domyślać, nie wszystko jest takie idealne i oczywiste. I znajdowałem to w Cyberpunku 2077. Dlatego zastanawiam się, czy przy okazji dodatku nie wykupić sobie usługi podobnej do Stadii, bo nadal nie mam komputera, na którym dałoby się zagrać, i myślę, czy tego po prostu teraz nie dokończyć.

Powiem Ci, że to chyba najlepszy moment, bo masz już kompletne doświadczenie. A w jakim stopniu poznałeś fabułę Cyberpunka 2077 przy okazji tego spaceru po świecie?

Wiem, jak powstają scenariusze do gier, więc wiem też, że możliwość wyborów jest dość złudna, bo cokolwiek byś zrobił, to i tak masz punkty, do których musisz dotrzeć, i musi się wydarzyć to, co ma się wydarzyć. Niestety jeśli napisałeś ileś scenariuszy, przeczytałeś i zanalizowałeś je, to widzisz, że tam nie ma żadnej wolności wyboru. Jest tylko kilka ścieżek, którymi dochodzisz do tego samego punktu. Zmiana tych realiów to chyba zadanie dla kolejnej generacji gier.

Natomiast fabuła Cyberpunka 2077 jest całkiem sympatyczna. Schemat wykonywania misji punkt po punkcie od zawsze był w grach i jakoś mi to nie przeszkadzało do momentu, aż zobaczyłem, jak to działa, ale mogę na to przymknąć oko.

Dopóki nie musisz tego tworzyć.

To kolejny argument za tym, dlaczego nie chciałbym tworzyć gier. Trzeba stwarzać złudzenie, przewidywać wielotorowość, która i tak nie jest prawdziwa.

Rozumiem. Powiedz, te wszystkie przemyślenia na temat gier, scenariuszy, doświadczenie z serialu – czy to się jakoś przełożyło na konstruowanie Bez przypadku? To jednak bardzo amerykańska powieść pod względem konstrukcji fabularnej.

Nie mam tu metody, robię to intuicyjnie. Założyłem sobie tylko, że piszę powieść dla amerykańskiego czytelnika, i wskoczył mi typ pisania powieści amerykańskiej. Nie zrobiłem sobie żadnej listy punktów, które muszą być spełnione, żeby to była powieść amerykańska. Był kiedyś taki niezbyt mądry polski film, chyba komedia, która zaczynała się od napisu „Wytwórnia filmów amerykańskich przedstawia”. To mi się bardzo spodobało. Z tyłu głowy miałem, że to ma być powieść dla czytelnika amerykańskiego. I taka wyszła.

W Night City nie ma dobrych zakończeń. Rozmawiamy z autorem Cyberpunk 2077 Bez przypadku - ilustracja #6
Cyberpunk 2077, CD Projekt RED 2020

A propos czytelników i powieści cyberpunkowych: czy ta literatura po Gibsonie i po Blade Runnerze Dicka najlepsze ma już za sobą, czy może jeszcze ma coś do pokazania?

Zależy, jak to traktować. Jeśli potraktujesz cyberpunka jako stylistykę, to sprawa się komplikuje. Miałem w głowie klimat Blade Runnera i przy Bez przypadku starałem się go unikać, tak jak unikała tego gra. Tam większość scen dzieje się w nocy. W Cyberpunku 2077 jest odwrotnie. Więc jeśli zostawimy ducha gatunku, to wszystko jest jak najbardziej aktualne. Wiesz, niedawno doszedłem do wniosku, którego twórcy literatury pozafantastycznej chyba w ogóle nie rozumieją, że nie da się w sposób realny opisywać naszej przyszłości bez cyberpunka, a to dlatego, że zrastamy się z technologią.

Jeżeli opisujesz człowieka zrośniętego z technologią, to elementy cyberpunka muszą zaistnieć. Inaczej to będzie nieprawdziwy obraz świata. Jeżeli weźmiesz sztafaż, estetykę cyberpunka, wtedy jest to fantastyka retro. Natomiast jeśli wykorzystasz ducha cyberpunka i część naukowo-technologiczną, to będzie to jak najbardziej współczesne i aktualne. Następna powieść, którą napiszę, najprawdopodobniej będzie również w jakimś stopniu cyberpunkowa.

Możesz coś o niej powiedzieć?

Jeszcze mi się nie poukładała w głowie. Od czasu, gdy skończyłem Bez przypadku, napisałem cztery opowiadania, z których większość jest mniej lub bardziej cyberpunkowa. Zrobiłem sobie przerwę od długich, dorosłych form. W dodatku teraz piszę kolejny tom z serii o Amelii i Kubie, a to w ogóle nie jest fantastyczne ani cyberpunkowe. Robię to, żeby sobie odświeżyć umysł po przygodzie z Bez przypadku.

Czyli masz jakieś plany na najbliższy czas, jeśli chodzi o tworzenie?

Planów to mam aż za dużo, brakuje tylko czasu.

Empatyzuję. A do Cyberpunka 2077 zamierzasz jeszcze wracać lub będziesz miał taką szansę?

Na samym początku to miała być cała seria. Tylko że napisanie Bez przypadku zajęło mi dwa lata z przerwami i poprawkami. Przewidywałem, że to będzie tyle trwało.

Żyje się raz.

Tak. Oczywiście byłaby to niezła szansa wejścia na rynek światowy, ale cenię sobie swoją wolność. Nie wykluczam powrotu, jeśli pojawi się taki pomysł, niemniej na razie zajmuję się zupełnie czymś innym.

A czy cokolwiek z tego ma związek z projektami filmowymi i serialowymi? Edgerunners nie było Twoim pierwszym podejściem do świata filmowego.

Mam kilka projektów filmowych. Z nimi jest taki problem, że ciągną się latami. Pierwszy to film zupełnie niefantastyczny, obyczajowy. Jest producent, nic więcej nie mogę powiedzieć. Podpisuję jakieś umowy na opcję – to swego rodzaju „zarezerwowanie” scenariusza, żeby nikt inny go nie wziął. Nie znaczy to, że projekt już idzie do produkcji. Standardowa procedura wygląda tak, że najpierw się podpisuje „opcję”, potem się robi tak zwany development, potem się ewentualnie kupuje ten scenariusz. Mam kilka projektów filmowych, które sobie pełzają w różnych stadiach. Żaden w tym momencie nie jest w produkcji.

Widzę, że sytuacja jest rozwojowa. To, co robiłeś przy Edgerunners, a wcześniej przy Felixie, Necie i Nice, przełożyło się jakoś na to, na co teraz uważasz?

Większe doświadczenie zawsze się przydaje. Byłem też na kilku międzynarodowych warsztatach scenariuszowych, gdzie powstawały skrypty. Jeden doszedł do etapu developmentu. Okazało się tylko, że z uwagi na efekty specjalne nikt by nie udźwignął kosztów. Gdyby nie te efekty, film by powstał. Może więc jest większa szansa na zrobienie filmu obyczajowego. Jednego Felixa mam na koncie, choć zrobiłem go, kiedy jeszcze nie umiałem pisać scenariuszy, co jest małym pechem.

Po latach pracy w branżach literackiej i filmowej zauważyłem, że i tu, i tu obowiązują podobne zasady – trzeba pracować nad wieloma projektami naraz. Któryś wyjdzie. Nie możesz jednak robić tak, że siedzisz nad jednym i czekasz, co się stanie. Ktoś policzył, że w świecie filmowym ze scenariuszy, które doszły do etapu developmentu, realizuje się jeden na dwadzieścia.

Niemniej gdzieś już zaistniałeś, pozycję wyjściową masz.

Zobaczymy. Z całą pewnością wolę pisać powieści niż scenariusze. To zapewnia więcej wolności. Książki nie muszę przepisywać po kilkanaście razy.

Więc jakie szanse na przeżycie ma powieść w tym quasi-cyberpunkowym świecie, który obserwujemy za oknem?

Dziś sztuczna inteligencja nie potrafi pisać dobrych, bardziej złożonych historii. Aczkolwiek takie prostsze pewnie spokojnie mogłaby wykreować, a później siedzieliby nad tym redaktorzy. Czytałem prognozy dotyczące momentu osobliwości, czyli chwili, w której AI osiągnie poziom inteligencji człowieka. Nie wiem, jak to można sprawdzić, ale przewiduje się, że będzie to 2025 rok. Nie wiadomo, co nastąpi później. Istnieje jednak szansa, że powieść w postaci takiej, jaka jest teraz, przetrwa tak, jak przetrwał teatr. Teatr ma się dobrze, mimo pojawienia się kinematografii, telewizji czy streamingu.

Przetrwają najsilniejsi i najbardziej wyraziści?

Tak sądzę.

Ze scenariuszami będzie podobnie?

Jedną z przyczyn strajku scenarzystów w Stanach była obawa, że AI odbierze im pracę. Wiesz, pisanie scenariuszy to jest trochę praca na algorytmie, tylko jest to algorytm napędzany ręcznie przez człowieka.

I przez pisarskie reguły Hollywoodu.

Tak. Każdy z hollywoodzkich gatunków filmowych ma swoje algorytmy, w których – czy chcesz, czy nie – musisz się zmieścić. Scenarzysta musi napisać scenariusz zgodnie z nimi, bo inaczej przemysł tego nie łyknie. Wydaje się więc, że sztuczna inteligencja z łatwością może się tym zająć. Trzeba to będzie tylko doszlifować. W przypadku powieści rzecz jest bardziej skomplikowana, ponieważ powieść nie ma tak jednolitej struktury jak scenariusz. Zabawa polega trochę na tym, żeby tej struktury nie tworzyć. Pytanie tylko, jak długo taka sytuacja się utrzyma. Dopóki AI nie zacznie wymyślać nowych sposobów na pisanie powieści? Może przecież okazać się bardziej twórcza od człowieka. Natomiast główne zagrożenie jest takie, że AI będzie to robiła znacznie szybciej. Może więc zrobić tysiąc prób, aż w końcu któraś z nich okaże się lepsza od ludzkiej.

Miejmy nadzieję, że nie stanie się to za naszego życia.

Miejmy nadzieję.

Hubert Sosnowski

Hubert Sosnowski

Do GRYOnline.pl dołączył w 2017 roku, jako autor tekstów o grach i filmach. Do 2023 roku szef działu filmowego i portalu Filmomaniak.pl. Pisania artykułów uczył się, pracując dla portalu Dzika Banda. Jego teksty publikowano na kawerna.pl, film.onet.pl, zwierciadlo.pl oraz w polskim Playboyu. Opublikował opowiadania w miesięczniku Science Fiction Fantasy i Horror oraz pierwszym tomie Antologii Wolsung. Żyje „kinem środka” i mięsistą rozrywką, ale nie pogardzi ani eksperymentami, ani Szybkimi i wściekłymi. W grach szuka przede wszystkim dobrej historii. Uwielbia Baldur's Gate 2, ale na widok Unreal Tournament, Dooma, czy dobrych wyścigów budzi się w nim dziecko. Rozmiłowany w szopach i thrash-metalu. Od 2012 roku gra i tworzy larpy, zarówno w ramach Białostockiego Klubu Larpowego Żywia, jak i komercyjne przedsięwzięcia w stylu Witcher School.

At Attin - czym jest planeta ze Star Wars: Skeleton Crew?

At Attin - czym jest planeta ze Star Wars: Skeleton Crew?

Kiedy rozgrywa się akcja Star Wars: Skeleton Crew? Umiejscowienie serialu na osi czasu Gwiezdnych wojen

Kiedy rozgrywa się akcja Star Wars: Skeleton Crew? Umiejscowienie serialu na osi czasu Gwiezdnych wojen

Kiedy 3. sezon Yellowstone na Netflixie? Jest data premiery

Kiedy 3. sezon Yellowstone na Netflixie? Jest data premiery

Star Wars: Skeleton Crew z wcześniejszą datą premiery na Disney Plus. Oto harmonogram odcinków

Star Wars: Skeleton Crew z wcześniejszą datą premiery na Disney Plus. Oto harmonogram odcinków

„Czy wy oszaleliście?” Jedna scena w Powrocie do przyszłości tak zniesmaczyła Disneya, że odrzucił film

„Czy wy oszaleliście?” Jedna scena w Powrocie do przyszłości tak zniesmaczyła Disneya, że odrzucił film