filmomaniak.pl NEWSROOM Rzucanie do kosza nigdy nie wyglądało tak pięknie jak w tym anime Rzucanie do kosza nigdy nie wyglądało tak pięknie jak w tym anime Pora na ukłon w stronę starszych fanów anime i animację na najwyższym poziomie. The First Slam Dunk w świetnym stylu przenosi nas wprost do lat dziewięćdziesiątych. nasze opinieAleksandra Wolna 10 sierpnia 2023 2 Źrodło fot. The First Slam Dunk, reż. Takehiko Inoue, Toei Animation 2023i Kinowa premiera The First Slam Dunk poza Japonią to dość ryzykowna decyzja – ile osób pamięta dziś cykl Slam Dunk? Z pełną świadomością istnienia i znaczenia starszych fanów anime choćby u nas, w Polsce, zakładam, że jednak większość odbiorców japońskich animacji to młode osoby. Czy film powiązany z serią, nawet jeśli kultową, sprzed blisko trzydziestu lat będzie dla nich interesujący? Mam szczerą nadzieję, że tak, bo to nie tylko obraz stanowiący pewną alternatywę dla tego, co zwykle trafia do naszych kin (jak na przykład świetne pełnometrażówki Demon Slayer), ale i taki udany sam w sobie. Nie oznacza to oczywiście, że anime, które dotychczas mogliśmy oglądać na dużym ekranie, uważam za słabe – przeciwnie, na każdym seansie, na którym miałam okazję być, bawiłam się świetnie. Widzę tu natomiast dużą wartość wynikającą z różnorodności i sympatyczny ukłon w stronę starszych fanów. The First Slam Dunk to film przedstawiający wydarzenia z końcowej części mangi Slam Dunk, która – podobnie jak anime o tym samym tytule – wychodziła w latach dziewięćdziesiątych. Zrealizowanie tej produkcji w sposób taki, by widzowie niezaznajomieni z kultowym sportowym anime mogli ją bez problemu zrozumieć, musiało być nie lada wyzwaniem. Na szczęście z filmem poradzą sobie nawet ci, którzy jedynie mgliście pamiętają ów cykl. I dalej będą się nieźle bawić. Bywa pod górkęPrzede wszystkim pod górkę ma główny bohater Ryota – bardzo zwinny i dość niski obrońca w koszykarskiej drużynie liceum Shohoku. Skondensowanie historii i drogi do sportowych sukcesów bohatera ponad stuodcinkowego anime (i trzech filmów kinowych, nie licząc omawianego) w zaledwie jednym dziele sprawiło, że poznaliśmy go naprawdę nieźle w krótkim czasie. Śmierć brata, niski wzrost utrudniający marzenia o profesjonalnej grze, oczekiwania, którym usiłuje sprostać, problemy w domu i w szkole… Ryota nie ma w życiu łatwo, a film pokazuje to wszystko w skrótowej formie, starając się dostarczyć możliwie najwięcej informacji o tym bohaterze. Te wszystkie trudy i przeciwności, z którymi chłopak brawurowo się mierzy, skumulowane razem przekładają się na wrażenie, że The First Slam Dunk to hipershounen, shounen nad shouneny. Oczywiście nieco wyolbrzymiam, ale ów gatunek ma to do siebie, że życie protagonisty stanowi ciąg przeszkód, a forma filmu sprawia, iż egzystencja Ryoty wygląda jak jedna wielka przeszkoda; jakby był to nowy, wyższy poziom shounena. Oczywiście dwie godziny seansu nie są wypełnione jedynie historią protagonisty. Przede wszystkim na boisku odbywa się wyjątkowo istotny mecz, a wspomnienia i elementy retrospekcji to sceny, które przeplatają się z ujęciami tego właśnie spotkania. Historia Ryoty jest tu, rzecz jasna, dominująca, ale i jego kolegom z drużyny poświęcono trochę uwagi. Dzięki temu możemy poznać trudy pogoni za sportową karierą z wielu różnych perspektyw. Utrudnione zadanieNigdy nie byłam fanką sportowych anime, Slam Dunk akurat znam, bo to kultowy cykl, ale koszykówka to już dla mnie czarna magia. Nie mam chyba żadnej cechy docelowego odbiorcy tego filmu, podobnie jak wielu innych fanów anime w Polsce. Czy da się mimo to dobrze przy nim bawić? Zdecydowanie tak! Choć wydawało mi się, że trybiki w moim mózgu pracują na najwyższych obrotach, najłatwiejsze okazało się zrozumienie koszykówki. Nie musiałam znać zasad czy ról na boisku, by udzielała mi się ekscytacja i by narracja przekazująca, co się dzieje i dlaczego jest to istotne, wydała mi się klarowna. W scenach bezpośrednio z koszykówką związanych można też wyłapać sporo elementów, które stały się podwalinami współczesnych sportowych anime. Nieco gorzej było ze zrozumieniem akcji filmu. Historia Ryoty to bardzo wyraźnie zaznaczony motyw przewodni i w związku z tym jest najłatwiejsza do śledzenia. Pozostali chłopcy z drużyny dostali natomiast na tyle niewiele czasu ekranowego, że bez ich dobrej znajomości ze Slam Dunk na początku trudno się w ich wątkach połapać. Choć jest to oczywiście możliwe, wymaga jednak dużego skupienia i niestety wiąże się z pominięciem elementów zrozumiałych głównie dla fanów cyklu. Współczesne lata dziewięćdziesiąteWizualnie The First Slam Dunk utrzymane jest w stylistyce doskonale dopasowanej do serii zakończonej niemal trzydzieści lat temu. Kreska wydaje się znajoma, postacie wyglądają tak samo jak wtedy – z tym, że… lepiej, znacznie lepiej. Slam Dunk ogółem prezentuje się bardzo ładnie, nawet oglądane z dzisiejszej perspektywy, ale The First Slam Dunk wyniosło tę estetykę na absolutne wyżyny. Wygląd postaci i ich otoczenia pozostał taki jak w oryginale, a jedyne zmiany polegają na podrasowaniu wszystkiego, co tylko się podrasować dało. Nie oznacza to na szczęście większych modyfikacji, tylko poprawki kosmetyczne czy na poziomie detali – w końcu aktualnie oglądamy filmy w znacznie wyższej rozdzielczości. Zyskały na tym przede wszystkim światłocień i dokładność anatomiczna, bo nawet mięśnie wyróżniające się w ruchu na ramionach czy łydkach sportowców zostały starannie zaznaczone. Najbardziej zachwyca jednak animacja. The First Slam Dunk to animowany film sportowy, w którym ruch ma ogromne znaczenie i został pokazany na naprawdę wysokim poziomie, a połączenie starszego stylu w wyglądzie bohaterów ze współczesną, dynamiczną animacją dało niesamowity efekt. Z oglądanych przeze mnie w tym roku filmów chyba tylko najnowszy animowany Spiderman wywarł na mnie pod tym względem większe wrażenie. Na wyróżnienie zasługuje też oprawa muzyczna. Całą ścieżkę dźwiękową zdążyłam przesłuchać również osobno, po seansie, i nawet bez obrazu przed oczami wciąż wyraźnie czułam w niej klimat brzmień japońskich lat dziewięćdziesiątych. Muzyka została doskonale dopasowana i do czasów, w których toczy się akcja, i do tego, że jest to film przeznaczony na wielkie ekrany, więc ma olśniewać i na sali kinowej. Równie wysoką jakość prezentują pozostałe dźwięki – chyba nigdy nie słyszałam w żadnym dziele tego typu tak realistycznie brzmiących odgłosów piłki na boisku czy charakterystycznych pogłosów przy każdym hałasie na sportowej hali. Nie tylko dla fanówWciąż trzymam się tego, że starsze sportowe animacje, z którymi w oczywisty sposób powiązane jest The First Slam Dunk, mogą być jednak zbyt małą niszą, jeśli chodzi o polskich odbiorców anime. Niemniej wydaje mi się, że jeśli tylko widzowie podejdą do tego filmu z otwartością, chętni nowych wrażeń, wyjdą z kina zadowoleni. Nie musicie być sympatykami oryginalnej serii ani nawet ekscytować się sportami zespołowymi, by The First Slam Dunk przykuło Waszą uwagę – przede wszystkim wizualiami. To przykład animacji o naprawdę wysokiej jakości w unikalnym obecnie stylu. Może i sam film nie jest przełomowy, a jego fabuła nie wykracza poza schematy sportowych shounenów, ale przecież nie musi. Robi właśnie to, czego od tego gatunku się oczekuje, a ponad wszelkie gatunki wybija się jakością realizacji – i to przede wszystkim dla niej warto pójść do kina, nawet jeśli na co dzień ze sportowymi anime Wam nie po drodze. Gwarantuję, wystarczy trochę skupienia i nadążycie za fabułą (nie jest przecież wybitnie skomplikowana), jednocześnie nie mogąc nacieszyć oczu. NASZA OCENA: 7,5/10 POWIĄZANE TEMATY: recenzje filmów i seriali anime dramaty (filmy/seriale) nasze opinie publicystyka filmowa The First Slam Dunk Aleksandra Wolna Aleksandra Wolna Dla GRYOnline.pl pisze od marca 2022 roku, zajmując się publicystyką zarówno o grach, jak i o filmach. Na co dzień zajmuje się tworzeniem gier od strony fabularnej, więc branżę zna od podszewki. Gra od małego; najczęściej wybiera JRPG-i czy gry niezależne, choć ma też ogromną słabość do platformówek 3D. Najlepiej odnajduje się w słowie pisanym, więc połączenie tworzenia tekstów z pasją do gier uważa za naturalną kolej rzeczy. Prywatnie kolekcjonuje Tamagotchi i zajmuje się swoją niewielką, kocią rodziną. Ulubionymi grami, zdjęciami kotów i innymi różnościami chętnie dzieli się na Instagramie. „To nie był mój wybór”. Alan Rickman był zmuszony do zagrania tej roli w filmie z 2014 roku „To nie był mój wybór”. Alan Rickman był zmuszony do zagrania tej roli w filmie z 2014 roku „Byli wściekli”. Ikoniczna scena z Top Gun niemal doprowadziła do zwolnienia reżysera Tony’ego Scotta „Byli wściekli”. Ikoniczna scena z Top Gun niemal doprowadziła do zwolnienia reżysera Tony’ego Scotta Yellowstone - czy 6. sezon powstanie? Oto co wiadomo o przyszłości serialu Yellowstone - czy 6. sezon powstanie? Oto co wiadomo o przyszłości serialu Ocet jabłkowy Netflixa na pierwszym zwiastunie. Serial o imperium wellness zbudowanym na kłamstwie może być nowym hitem giganta streamingu Ocet jabłkowy Netflixa na pierwszym zwiastunie. Serial o imperium wellness zbudowanym na kłamstwie może być nowym hitem giganta streamingu „Muszę tego słuchać od tego gnojka”. Marlon Brando nie mógł znieść krytyki na planie filmu Francisa Forda Coppoli, przez co obraził innego aktora „Muszę tego słuchać od tego gnojka”. Marlon Brando nie mógł znieść krytyki na planie filmu Francisa Forda Coppoli, przez co obraził innego aktora