Dahmer Netflixa przesadził z żerowaniem na emocjach

Nowa produkcja w ofercie Netflixa opowiada historię seryjnego mordercy, Jeffreya Dahmera, a czyni to w formie fabularnego serialu. Bez trudu wspięła się na szczyt rankingu oglądalności, choć w tym przypadku niekoniecznie jest to coś dobrego.

nasze opinie
Aleksandra Wolna 3 października 2022
11
Źrodło fot. Dahmer – Potwór: Historia Jeffreya Dahmera, Ryan Murphy, Ian Brennan, Netflix 2022
i

Niedawno Netflix wypuścił swój nowy fabularny serial oparty na prawdziwej historii o wdzięcznym, nieco przydługim tytule Dahmer. Potwór: Historia Jeffreya Dahmera. Samo to, że twórcą serialu jest Ryan Murphy (Glee, American Horror Story, Pose), a w główną rolę wciela się niesamowicie popularny Evan Peters, wystarczyło, by Internet wprost oszalał. Choć może oszalałby i bez tego? Gatunek true crime zdaje się być w momencie swojej szczytowej popularności, a historie prawdziwych zbrodni mamy na wyciągnięcie ręki w formie seriali, filmów, książek czy podcastów. Co więksi entuzjaści gatunku – jakkolwiek przerażająco mogłoby to brzmieć bez kontekstu – mają nawet swoje ulubione sprawy czy ulubionych morderców.

Serial Netflixa na początku przedstawia całą historię mordercy i to, jak unikał schwytania, a następnie ukazuje jego złapanie. Nie jest to nic odkrywczego, ale właściwie nie o to tu chodzi. Opinie o serialu są zgodne: przedstawia historię Dahmera bardzo rzetelnie, przerażająco rzetelnie, tak, że gdy oglądamy, to po plecach przechodzą nam ciarki.

O doświadczeniach ofiar

Najbardziej interesujące jest to, co wieńczy serial, czyli część historii, z którą społeczeństwo jest zaznajomione znacznie mniej niż ze sprawą Dahmera. Wielu ludzi doskonale zdaje sobie sprawę, że lata temu w Milwaukee żył ktoś taki, jak Jeffrey Dahmer, kto odebrał życie wielu młodym chłopcom i mężczyznom. Wiemy, że robił z ich ciałami rzeczy, o których same wzmianki wywołują głęboki dyskomfort, i że zanim go schwytano, dopuścił się wielu zbrodni, w dużej mierze przez zaniedbania władz. Mało za to mówi się o tym, kim były jego ofiary, a ich opis sprowadza się zwykle do sformułowania w stylu „młodzi homoseksualiści z mniejszości etnicznych”. Podobnie, w porównaniu do tego, jak często w mediach mówi się o Dahmerze, bardzo rzadko wspomina się to, co działo się po jego schwytaniu, a przede wszystkim doświadczenia rodzin – zarówno rodzin ofiar, jak i rodziny samego mordercy. Właśnie z tego względu druga część serialu, która wykracza poza pokazywanie zbrodni Dahmera, jest znacznie bardziej wartościowa. Widzimy tu perspektywę rodzin ofiar, na której, jak twierdzą twórcy, ma skupiać się serial.

Dahmer Netflixa przesadził z żerowaniem na emocjach - ilustracja #1
Monster: The Jeffrey Dahmer Story, 2022, Ryan Murphy, Ian Brennan

Zrozpaczone rodziny, które może nie bezpośrednio, ale także stały się ofiarami Dahmera, z całych sił starają się żyć normalnie. Bliscy zamordowanych mężczyzn i samego mordercy próbują nie poddać się rozpaczy i chwytają się różnych sposobów, by jakoś poradzić sobie z sytuacją – czy to poprzez religię albo walkę z systemem, czy też przelewanie swoich doświadczeń na papier. Pragną jedynie dwóch rzeczy: sprawiedliwości i świętego spokoju.

Na ekranie widzimy, jak ojciec Dahmera, podobnie jak rodzice ofiar, nie może wytrzymać tego, jak bardzo medialnym tematem stała się osoba Jeffreya. Każda wzmianka o Dahmerze na ekranie telewizora jest niczym sól, ziarnko po ziarnku wysypywana wprost na otwarte rany. Fabularyzowane komiksy o mordercy dotykają rodzin ofiar do tego stopnia, że wystosowują one pozew przeciw wydawnictwu odpowiedzialnemu za to „dzieło”. Ojciec najmłodszej ofiary dręczony jest telefonami. Sąsiadka Dahmera nie może znieść tego, że pod jej blok, ten sam, w którym morderca dopuszczał się swoich zbrodni, przychodzą grupy roześmianych nastolatków. Zupełnie tak, jakby miejsce śmierci kilkunastu osób było atrakcją turystyczną.

Równolegle Jeffrey Dahmer, pomimo że uwięziony za żelaznymi kratami, staje się swego rodzaju idolem, ikoną, obiektem kultu. Ludzie piszący do niego listy nazywają się jego fanami. Wysyłają mu pieniądze, proszą o autografy, wyznają ciepłe uczucia zupełnie tak, jakby osoba ta nie była odpowiedzialna za śmierć tylu ludzi. Twarz Dahmera zdobi okładki magazynów, a on sam, mając poczucie, że jest sławny i uwielbiany, dowartościowuje się i staje arogancki. Świadkami tego wszystkiego są oczywiście rodziny ofiar, u których poczucie, że ich koszmar nigdy się nie zakończy, narasta z każdym dniem.

Co na to rodziny?

Emocje i doświadczenia osób związanych ze sprawą w serialu Dahmer przedstawione są wyjątkowo przekonująco. Słuchając, jak matka zamordowanego chłopaka z bólem wypowiada się o powstaniu fabularyzowanego komiksu o zbrodniarzu, poczułam głęboki dyskomfort i miałam ochotę wyłączyć telewizor. Przecież tym, co właśnie pokazało mi całą historię Dahmera, było nic innego jak… fabularyzowany serial. Czy jego powstanie jakkolwiek różni się od tego, co tak raniło rodziny ofiar? Tego, co sprawiało, że Jeffrey Dahmer stał się idolem mas, a jego ofiary zostały zapomniane?

Kiedy uderzyło mnie to, że aktorzy na ekranie płaczą w reakcji na obcowanie w wytworami popkultury podobnymi do tego, który sama w tym momencie oglądałam, poczułam się jak natrętny podglądacz. Trochę tak, jakbym sięgając po serial ze zwykłej, ludzkiej ciekawości, wtrąciła się w coś, w co nie powinnam, i naruszyła czyjąś przestrzeń. Okazuje się, że wrażenie wcale nie wzięło mi się znikąd, bo rodziny ofiar Dahmera faktycznie nie są zachwycone serialem.

Rita Isbell, siostra zamordowanego przez Dahmera Errola Lindseya, po premierze serialu zabrała głos. Okazało się, że przed premierą Dahmera nikt nie kontaktował się z jej rodziną, a o tym, że powstaje nowy serial o związanej z nią tragedii, dowiedziała się z mediów. A to wszystko mimo faktu, iż jej postać pojawia się w produkcji i jest zbudowana na podstawie archiwalnych nagrań.

Eric Perry, kuzyn Lindseya, zabrał głos na Twitterze. Zdradził, że rodziny ofiar są zwyczajnie wściekłe za powstanie show i że mają wrażenie, jakby ich trauma odtwarzana była w kółko i w kółko od nowa za każdym razem, gdy media podejmują ten temat. Zwrócił uwagę na to, że zapewnienia twórców, iż serial powstał z szacunku do ofiar, są absurdalne, skoro z poszkodowanymi nikt się nawet nie skontaktował. Podjął też istotne pytanie: „Ile jeszcze potrzebujemy seriali/filmów/dokumentów na ten temat?”.

Dahmer Netflixa przesadził z żerowaniem na emocjach - ilustracja #2
Monster: The Jeffrey Dahmer Story, 2022, Ryan Murphy, Ian Brennan

Fascynacja true crime

Kiedy wyszukacie sobie hasło „Dahmer” na popularniejszych platformach społecznościowych, bez trudu natraficie na konta nastolatków zachwycających się mordercą. Mówią, że jest przystojny, charyzmatyczny, twierdzą, że nie można go obwiniać, bo miał trudne dzieciństwo, albo wprost wyrażają swoją miłość i uwielbienie. Nie jest to nowe zjawisko – po prostu dzięki popularności netflixowej produkcji stało się bardziej widoczne. Nawet w samych odcinkach serialu widzimy, jak Jeffrey Dahmer dostaje w więzieniu listy od fanów. Nie jest on zresztą jedynym idealizowanym mordercą – historia Dahmera albo Teda Bundy’ego to niejedyne ekstremalne przykłady fascynacji zbrodniarzami.

Czymś całkiem niezaskakującym stało się to, że ludzie wśród swoich zainteresowań wymieniają – obok gier video czy wspinaczek górskich – właśnie true crime. I ciężko uznać to zjawisko za jednoznacznie złe. Czym różni się od fascynacji historią militariów czy losami japońskich samurajów? I tu, i tu mówimy o wydarzeniach historycznych, które są interesujące same w sobie, a przy okazji pozwalają nam, jako społeczeństwu, wyciągać wnioski na przyszłość. Nie potrafiłabym przypiąć true crime łatki „szkodliwych zainteresowań”, skoro sama sięgnęłam po serial o Dahmerze z autentycznej ciekawości. Wysłuchanie słów serialowych rodzin ofiar i późniejsze skonfrontowanie ich z rzeczywistością sprawiło jednak, że fascynacja mordercami wywołuje we mnie pewien dyskomfort.

Dahmer Netflixa przesadził z żerowaniem na emocjach - ilustracja #3
Monster: The Jeffrey Dahmer Story, 2022, Ryan Murphy, Ian Brennan

Czytanie, słuchanie czy oglądanie materiałów o sprawach kryminalnych nie różni się od żadnych innych zainteresowań. Co jednak z odwiedzaniem miejsc śmierci licznych ofiar w ramach turystyki kryminalnej? Albo z tworzeniem profili w mediach społecznościowych stanowiących osobliwe laurki dla morderców? Co z konstruowaniem kolejnych seriali czy podcastów o tych samych sprawach, co podsyca jedynie zainteresowanie nimi? Granica pomiędzy naszą ciekawością a niezdrową fascynacją bądź brakiem poszanowania dla rodzin ofiar jest bardzo cienka.

Nie sądzę, że twórcy serialu Dahmer mieli złe intencje, a ich zapewnienia, że chcieli skupić się na rodzinach ofiar, wydają się szczere, choć nie da się im odmówić pewnych zaniedbań (chociażby w przypadku braku kontaktu z osobami przedstawionymi w serialu). Sam serial na pewno robi więcej dobrego niż złego – dzięki niemu po raz pierwszy od lat w mediach wybrzmiewają też nazwiska ofiar, a nie tylko samego mordercy. Mimo wszystko, gdy patrzę na to z szerszej perspektywy, to nie umiem oprzeć się wrażeniu, że z każdym kolejnym serialem tego typu ekstremalne przypadki zainteresowania true crime jedynie się mnożą i rosną w siłę. Pytanie tylko, co jest ważniejsze – opisanie po raz dziesiąty tej samej historii czy wstrzymanie się od dokładania cegiełki do tego zjawiska? Co będzie lepsze dla społeczeństwa? Co będzie lepsze dla bliskich ofiar? Czy przy okazji serial się zwróci, utrzyma oglądalność? Wiedząc, jak wiele podobnych dylematów miałabym przed sobą, chyba nigdy nie podjęłabym się opisania historii Dahmera. I nie mam pojęcia, czy to, że Ryan Murphy jednak to zrobił, wzbudza we mnie większy podziw czy niechęć.

Aleksandra Wolna

Aleksandra Wolna

Dla GRYOnline.pl pisze od marca 2022 roku, zajmując się publicystyką zarówno o grach, jak i o filmach. Na co dzień zajmuje się tworzeniem gier od strony fabularnej, więc branżę zna od podszewki. Gra od małego; najczęściej wybiera JRPG-i czy gry niezależne, choć ma też ogromną słabość do platformówek 3D. Najlepiej odnajduje się w słowie pisanym, więc połączenie tworzenia tekstów z pasją do gier uważa za naturalną kolej rzeczy. Prywatnie kolekcjonuje Tamagotchi i zajmuje się swoją niewielką, kocią rodziną. Ulubionymi grami, zdjęciami kotów i innymi różnościami chętnie dzieli się na Instagramie.

Raz Mariska Hargitay wstrzymała prace na planie Law & Order: SVU, aby pomóc dziewczynce, która pomyliła ją z prawdziwą policjantką

Raz Mariska Hargitay wstrzymała prace na planie Law & Order: SVU, aby pomóc dziewczynce, która pomyliła ją z prawdziwą policjantką

„Nie mogę błagać mężczyzny w telewizji”. Ellen Pompeo była tak zawstydzona kręcąc tę ikoniczną scenę z Grey’s Anatomy, że podczas niej naprawdę płakała

„Nie mogę błagać mężczyzny w telewizji”. Ellen Pompeo była tak zawstydzona kręcąc tę ikoniczną scenę z Grey’s Anatomy, że podczas niej naprawdę płakała

Ocet jabłkowy Netflixa na pierwszym zwiastunie. Serial o imperium wellness zbudowanym na kłamstwie może być nowym hitem giganta streamingu

Ocet jabłkowy Netflixa na pierwszym zwiastunie. Serial o imperium wellness zbudowanym na kłamstwie może być nowym hitem giganta streamingu

„Nie, dziękuję”. The Walking Dead byłoby zrujnowane, gdyby nie ta jedna decyzja, która ocaliła serial

„Nie, dziękuję”. The Walking Dead byłoby zrujnowane, gdyby nie ta jedna decyzja, która ocaliła serial

„Nie chcesz zmuszać kogoś do pracy”. Showrunner NCIS pomógł ulubienicy fanów opuścić serial, gdyż przerósł ją wyczerpujący harmonogram prac

„Nie chcesz zmuszać kogoś do pracy”. Showrunner NCIS pomógł ulubienicy fanów opuścić serial, gdyż przerósł ją wyczerpujący harmonogram prac