Najlepszy polski serial kryminalny, który brutalnie pogrzebano

Streamingi rzuciły pieniądze na stół. Ostatnie lata obrodziły w przyzwoite seriale kryminalne z Polski. Istnieje jednak starsza produkcja, która wciąż kasuje większość z nich, i to mimo faktu, że nie została ukończona. To Glina Władysława Pasikowskiego.

nasze opinie
Hubert Sosnowski 4 kwietnia 2023
16
Źrodło fot. Glina, reż. Władysław Pasikowski, TVP 2003
i

Miłośnicy lokalnych klimatów mają w czym wybierać. Dostaliśmy porządne dzieła i prawdziwe przeboje, takie jak Wataha, Kruk, Rojst czy Ślepnąc od świateł, a do tego kilka innych podejść (Szadź czy Belfer). Pomijając najchlubniejsze wyjątki, produkcje te stoją w cieniu jednego serialu kryminalnego – w cieniu Gliny Władysława Pasikowskiego. W chwili premiery serial ten był dla polskiego widza objawieniem, a i dziś stanowi wzorzec opowieści o policjantach i zbrodni. Robi to, mimo że już na etapie produkcji rzucano mu kłody pod nogi, a ostatecznie, po emisji sezonu drugiego (z trzech zaplanowanych) – chamsko pogrzebano. To, co zrobiono z tym serialem na koniec, to zbrodnia.

Lata mijają, a Glina nadal na szczycie

Założenia były proste. Mamy dwóch gliniarzy z Wydziału Zabójstw, starego wygę Andrzeja Gajewskiego (Jerzy Radziwiłłowicz) i młodego pogubionego Artura Banasia (Maciej Stuhr). Prowadzą kolejne śledztwa oraz dwie wiodące, przewijające się przez cały sezon sprawy, a przy okazji, z lepszym lub gorszym skutkiem (raczej z gorszym), walczą o to, by robota ich nie zniszczyła.

Przy okazji panowie oprowadzają nas po świecie z początku millenium, kiedy to do naszego kraju powoli wkradała się nowoczesność, ale po spękanym betonie dziarsko kroczył jeszcze duch naszego prywatnego Dzikiego Zachodu. Tego z przaśnymi bandziorami, bazarami oraz zbrodniami poupychanymi w starych blokowiskach i kamienicach. Z kultowymi wozami, takimi jak passat b5, którym Gajewski dojeżdżał na kolejną krucjatę przeciw zbrodni. Z mafiozami w klapkach i gliniarzami, którzy wódę łoili zamiast kawy i przegryzali papierosami. To była pięknie zszarzała ballada o postpeerelowskim psie, który poluje na bandziorów niezależnie od stanu rzeczywistości, a czyni to w imię zasad, i to bardziej, niż Franz Maurer by kiedykolwiek potrafił.

Ten serial mógł skończyć fatalnie, popaść w banał. Władysław Pasikowski z fotela reżysera i Maciej Maciejewski jako scenarzysta dokonali jednak cudów – powstało dzieło, które trzyma się nawet dziś, po dwudziestu latach, lepiej niż niejeden współczesny serial, czy to polski, czy zachodni. Lepiej niż konkurencyjny Pitbul Patryka Vegi, w chwili premiery uznawany za wybitnego przedstawiciela dramatu policyjnego. Cóż, Glina stawiał nie tyle na realizm, co na filmową wiarygodność. O ile dokumentalizm Vegi utknął w epoce, z której pochodzi, o tyle Glinę można spokojnie i bezboleśnie odpalić dziś. Pewne archaizmy da się potraktować jako znak czasów i świadectwo tego, jak było, natomiast technicznie, realizacyjnie, aktorsko i pod względem fabuły – to wciąż pierwsza liga.

GLINA – GDZIE OBEJRZEĆ?

Istnieje kilka dróg, by obejrzeć ten doskonały serial. Pierwsza – skorzystanie z platformy VOD telewizji publicznej. Druga – dorwanie DVD na portalach aukcyjnych i w sklepach wysyłkowych, trzecia – powtórki w telewizji, na kanałach emitujących polskie filmy i seriale, niekoniecznie tych publicznych.

Wielu porównywało Glinę do wzorców skandynawskich, takich jak kryminały o Wallanderze, ale jeśli mam być szczery – nasz serial robił to lepiej, i to za mniejsze pieniądze. Kryminały skandynawskie są zimne w środku i na zewnątrz, bez względu na to, jakiej przemocy i agresji by nie pokazywały. W Glinie jakikolwiek spokój stanowi pozory, zasłonę dymną (można rzec, że bardzo mocno dymną, jeśli weźmiemy pod uwagę, że bohaterowie kopcili jak stare diesle). Pod spodem w całym serialu aż wrzało. Produkcja przypominała stoickiego psa czuwającego na straży. Niezaczepiony stoi spokojnie, ale w chwili zagrożenia wybucha złością, agresją, niezgodą i rzuca się do gardła. Tak jak serial Pasikowskiego.

Chłód kadrów i melancholijny klimat łączy się tu z wściekłością, niezgodą na rzeczywistość, z gniewem gotowym w każdej chwili wybuchnąć. Ten serial, jeśli tylko chce, potrafi być przerażający, zwłaszcza w ostatnich odcinkach drugiego sezonu, które uderzają z siłą, jakiej nie powstydziłby się David Fincher (zresztą bohaterowie porywają się tu na sprawę podobnego kalibru i „klimatu” co w Siedem). I jeśli do czegoś można Glinę porównać, to właśnie do tego amerykańskiego neo-noirowego thrillera policyjnego z przełomu wieków. Spokojnego na pozór, ale gniewnego w każdym calu. Jeśli któryś rodzimy serial kryminalny pokazywał tę polską naturę i mógł wytyczać wzorzec, jakim warto było podążać – to właśnie Glina. Szkoda, że innym wychodzi to różnie.

Scenariusz łączy potężny ładunek ludzkiego dramatu, brudu, nieszczęścia i historii o połamanych życiach z kryminalnymi ramami fabularnymi. Śledztwa wyglądają może nie realistycznie, ale właśnie wiarygodnie. Bohaterowie błądzą, ale w końcu, dzięki sprytowi i odrobinie szczęścia, wpadają na trop prawdy. Fabuła, choć opiera się głównie na interakcjach między postaciami, dialogach i powolnym wyciskaniu z bohaterów resztek życia i szczęścia – trzyma w napięciu. Na krawędzi fotela. Kiedy zdarza się już strzelanina, pościg czy mordobicie – serial nie bierze jeńców. Znakomita realizacja techniczna idzie w parze z sensem i impetem. Fabuła często usypia naszą czujność, nim historia wybucha w twarz nagłym zrywem agresji. To dlatego każda sekwencja „akcji” wydaje się taka intensywna i mówi coś o postaciach.

Przede wszystkim jednak – każda sprawa w Glinie stanowi wehikuł dla ludzkiego dramatu, bólu, nieszczęścia, samotności, a to między innymi dzięki znakomitej grze aktorskiej odtwórców głównych ról (Radziwiłowicz, Stuhr, Braciak, na początku też Gonera), jak i drugoplanowych – a tych przez ekran w ciągu 25 odcinków przewinął się cały szwadron. Bo też i Pasikowski postawił na intensywne, nieco przerysowane i teatralne odgrywanie ról, ale bądźmy szczerzy – lepiej to wypada niż hiper-naturalistyczne, mrukliwe odgrywanie, przez które ciężko zrozumieć połowę wypowiadanych dialogów.

Głęboka psychologia postaci łączy się tu ze zręcznym komentarzem społecznym. Takim, który niczym Olo w Psach – tnie na pohybel wszystkim. Obrywa się każdej możliwej stronie społecznej patologii, hipokryzji. Jednocześnie już wtedy z dużym wyczuciem – zwłaszcza że Pasika często posądzano o ciężką rękę – podchodzono do przedstawicieli grup słabszych, mniejszościowych, choćby ich reprezentant miał ostatecznie okazać się przestępcą – taka postać zawsze była traktowana z empatią i scenopisarskim zrozumieniem.

W nastrojowych ujęciach, z odpowiednim filtrem operator zaklął popękany beton Warszawy tak pięknie, że wyglądała lepiej i żywiej niż na przykład w wysmakowanym stylistycznie Ślepnąc od świateł. Ale nic dziwnego. Jak na nasze warunki to był drogi serial, jeden z ostatnich (jeśli nie ostatni) kręconych na taśmie filmowej. To po prostu wychodziło w głębi kadrów, w naturalizmie obrazu i chropowatości, specyficznej fakturze, jakiej dziś często brakuje. Dodajcie do tego wwiercającą się w głowę, czasem dojmującym smutkiem, czasem gniewem pościgu, a czasem grozą i bólem muzykę Michała Lorenza. Kompozycje pomagały budować nastrój niezależnie od sceny, a czasem potrafiły przestraszyć, zanim cokolwiek wydarzyło się na ekranie.

Kwestia ceny

I wiecie co? To wszystko, ten wytyczający trendy i odnoszący sukces serial udał się, mimo że rzucano mu kłody pod nogi, mimo że Pasikowski na Woronicza w TVP miał bardzo kiepskie notowania. W przeciwieństwie do samej produkcji. Pierwszy sezon bił rekordy popularności, w kryminalne czwartki gromadząc przed telewizorami jedną dziesiątą społeczeństwa, zupełnie jak Kobra czy 07 Zgłoś się, choć widzowie mieli już wtedy wybór. Glina puszczany w prime time, o 20 lub 21 – kąsał tak mocno, że nawet reality show nie potrafiły go powstrzymać. Cieszył się średnią oglądalnością na poziomie 3,5 miliona widzów.

Ale cóż, TVP jest TVP nie od dziś – niezależnie od tego, kto „siedzi w komisji”, obiecujące projekty potrafią zostać uwalone, nawet takie już rozpoczęte, przynoszące zyski i budujące pozycję taką, że Kryminalni i wszelkie Fale zbrodni się chowały. Nie lubili Pasikowskiego tam na Woronicza. Drugi sezon wypuszczono w 2008 roku (pierwszy wystartował w roku 2003). O tym, że ktoś bardzo chciał produkcji zaszkodzić, niech świadczy fakt, że kolejna seria ukazywała się zamiast w czwartkowym primie, to w piątkowym paśmie wczesnonocnym. Dziś nie ma to żadnego znaczenia, ludzie binge’owaliby serial lub czekali na kolejne odcinki w swoim rytmie – albo nie. Ale w 2008 roku polskie media wyglądały inaczej, telewizja dyktowała warunki.

O 21–22 w piątek Glina musiał mierzyć się z imprezowym życiem, ruchomą godziną emisji i święcącymi tryumfy TVN-owskimi i polsatowskimi reality show oraz programami z gwiazdami. Serial wyszedł z tego starcia obity, ale nie pokonany. Wciąż przykuwał do ekranu średnio 1,69 miliona widzów, w tym mnie.

W drugiej serii widać, że TVP zaczynało sępić na produkcję drogiego serialu, praktycznie filmu w odcinkach. Epizody okazywały się nieco krótsze, trwały poniżej 50, a czasem i 45 minut, podczas gdy w pierwszej serii sięgały prawie godziny. W dodatku wątek rozgrywek pomiędzy gangsterami brutalnie poszatkowano, przez co niektóre sceny w 2008 wyglądały po prostu dziwnie, jak wyjęte z kontekstu. Mimo to Glina dalej się bronił wątkami głównymi i śledztwami, zwłaszcza ostatnim.

Zakrojony na kilka ostatnich epizodów pościg za seryjnym mordercą Kurtenem po prostu przerażał. Niektórzy bali się po seansie wsiadać do windy (kto widział, ten wie). I to mimo że przemoc często była bardziej sugerowana niż pokazywana – ten wątek autentycznie mroził krew w żyłach, był gęsty i bezpardonowy, czegoś takiego nie oferowała nawet kultowa Ekstradycja ani nikt potem. To był kryminalny majstersztyk, który na przekór wszystkiemu powstał nad Wisłą i do dziś się broni.

Po tak wysokim „C” widzowie chcieli jeszcze – i mieli to dostać. Maciejewski i Pasikowski przez lata dobijali się do bram TVP, żeby zrealizować ostatnią część tryptyku o komisarzu Gajewskim. Pasikowski zresztą przez kilka lat, mniej więcej od porażki Reichu, pozostawał persona non grata i ciężko mu było zrealizować cokolwiek. Dostał pieniądze dopiero na Pokłosie, mocny powrót. Ale to świat filmu, a TVP rządzi się swoimi prawami. Po zmianach na stołkach na Woronicza próbowali jeszcze raz, po rozpisaniu konkursu na dofinansowania, ale niezależnie od władzy – efekt pzoostawał taki sam. I pozostaje do dziś.

A szanse na powrót maleją, choćby któryś z wielkich streamingów wyłożył kasę na stół i przyszedł na gotowe. Chociaż może?... Netflix, Apple, HBO, Amazon, może Wy byście dokończyli robotę, tak jak z Roistem? Tylko że główna atrakcja serialu, Radziwiłłowicz, już raczej nie pobiega za wiele z klamką po Warszawie – a to on napędzał tę produkcję, z całym szacunkiem do Stuhra, Braciaka i reszty. Maciej Stuhr, mimo nieustającej chęci dokończenia historii, też pozostaje sceptyczny wobec szans. Spora część aktorów z obsady Gliny ma zresztą na pieńku z TVP, które przedstawia sobą ostatnio wartości, jakie przedstawia (spoiler: żadne). Żeby cokolwiek z tego było, musiałaby się dokonać kolejna zmiana, tym razem faktycznie dobra. I to szybko.

Szkoda, że szanse na to słabną z każdym dniem. Bo o ile do solowych produkcji Pasikowskiego, gdzie ma pełną kontrolę nad fabułą, podchodzę już raczej nieufnie (wszystko przez Psy 3 i to, jak tam położono historię), o tyle serial, który reżyseruje do scenariusza zdolnego pisarza, takiego jak Maciejewski – oglądałbym do zajechania. Zwłaszcza że poprzednie dwa sezony Gliny wciąż trzymają przy sobie oddanych fanów, ciepło wspominających krucjatę Gajewskiego przeciw zbroni.

Nie wiem, czy to co kolwiek da, ale ci ludzie będą przypominać o produkcji do upadłego, choćby to już nie miało sensu, i wiercić dziurę w brzuchu telewizji publicznej. Bezapelacyjnie i do samego końca. Naszego lub jej.

Hubert Sosnowski

Hubert Sosnowski

Do GRYOnline.pl dołączył w 2017 roku, jako autor tekstów o grach i filmach. Obecnie jest szefem działu filmowego i portalu Filmomaniak.pl. Pisania artykułów uczył się, pracując dla portalu Dzika Banda. Jego teksty publikowano na kawerna.pl, film.onet.pl, zwierciadlo.pl oraz w polskim Playboyu. Opublikował opowiadania w miesięczniku Science Fiction Fantasy i Horror oraz pierwszym tomie Antologii Wolsung. Żyje „kinem środka” i mięsistą rozrywką, ale nie pogardzi ani eksperymentami, ani Szybkimi i wściekłymi. W grach szuka przede wszystkim dobrej historii. Uwielbia Baldur's Gate 2, ale na widok Unreal Tournament, Dooma, czy dobrych wyścigów budzi się w nim dziecko. Rozmiłowany w szopach i thrash-metalu. Od 2012 roku gra i tworzy larpy, zarówno w ramach Białostockiego Klubu Larpowego Żywia, jak i komercyjne przedsięwzięcia w stylu Witcher School.

Wyjaśniamy, co oznacza OZT z X-Men ’97

Wyjaśniamy, co oznacza OZT z X-Men ’97

Kim jest Bastion z X-Men ’97?

Kim jest Bastion z X-Men ’97?

54 lata temu ten mały chłopiec po raz pierwszy stanął przed kamerą, dziś jest jedną z największych gwiazd Marvela

54 lata temu ten mały chłopiec po raz pierwszy stanął przed kamerą, dziś jest jedną z największych gwiazd Marvela

Kto jest złoczyńcą w Deadpool and Wolverine? Wyjaśniamy, jakie powiązania z X-Menami, genezę i moce ma Cassandra Nova

Kto jest złoczyńcą w Deadpool and Wolverine? Wyjaśniamy, jakie powiązania z X-Menami, genezę i moce ma Cassandra Nova

Johnny Depp wyznaje, że nigdy nie był normalny i krytykuje Hollywood, a reżyserka Kochanicy króla wyjawia: „Ekipa się go bała”

Johnny Depp wyznaje, że nigdy nie był normalny i krytykuje Hollywood, a reżyserka Kochanicy króla wyjawia: „Ekipa się go bała”