Jon Bernthal sprawił, że Miasto jest nasze to tykająca bomba - opinia o serialu HBO Max

Kiedyś liczyło się Prawo ulicy, a dziś David Simon powraca, by głośno wykrzyczeć, że Miasto jest nasze (czyli czyje?). O Baltimore walczy między innymi odtwórca głównej roli w nowym serialu HBO Max, Jon Bernthal – aktor emanujący negatywną energią.

nasze opinie
Karol Laska 28 kwietnia 2022
1

Są aktorzy, których kojarzymy z takich samych ról, a potem okazują się oni grać podobnie w każdym kolejnym dziele. Podobna mimika, ten sam zestaw emocji, równie wyrazista prezencja – a mimo to zawsze dajemy im się zauroczyć grą aktorską, tak jakby trzymanie się określonego emploi nie było dla odbiorcy żadnym problemem. Bo chyba faktycznie nie jest.

Zwłaszcza gdy obserwuje się absolutnego mistrza w swoim fachu, a zarazem bohatera tego tekstu, Jona Bernthala. Człowieka, którego znienawidzili wszyscy fani The Walking Dead za dwulicowość i odstrzelenie paru miłych postaci; antybohatera, który latał po ulicach Hell’s Kitchen w skórze Punishera, zabijając przestępców; bardzo milusiego trenera tenisa ziemnego w oscarowym King Richard… No dobra, ten ostatni przykład akurat nijak się ma do jego jakże charakterystycznego wizerunku „bad boya” działającego w imię wątpliwych moralnie ideałów. W każdym razie Bernthal znów dał aktorski popis w roli bestialskopodobnej. Oglądać go możecie w świeżo wydanym na HBO Miasto jest nasze. Ja już miałem okazję spędzić z Jonem parę chwili przy okazji pierwszego odcinka – mówiąc szczerze, chłop sprawił, że przebrnąłem przez seans w miarę przyjemnie. Stał się iskrą wyrazistości w dość stonowanym, być może nawet nieco wyblakłym pilotażowym epizodzie. Na tle mało przekonującej obsady pokazał, co znaczy sceniczna charyzma.

Jeżeli nie słyszeliście wcześniej o We Own This City, to musicie wiedzieć tylko tyle, że to kolejne serialowe dzieło Davida Simona, twórcy kultowego Prawa ulicy (The Wire). A jeżeli wspomniany tytuł nic Wam nie mówi, no to w tym momencie przynajmniej wiecie, że macie jedno telewizyjne arcydzieło więcej do nadrobienia. Na papierze jest to po prostu historia z udziałem policjantów i złodziei, ale w gruncie rzeczy zobaczycie na ekranie krajobraz podupadającej systemowo współczesnej Ameryki, gdzie pierwsze skrzypce grają korupcja, rasizm i wszelkie inne demony późnego kapitalizmu. Miasto jest nasze nie ucieka tematyką zbyt daleko od swego protoplasty. Ba, nie wykracza nawet poza granice Baltimore – miasta symbolu, w którym czarnoskórzy lokalsi nie mają, delikatnie mówiąc, łatwo z nadużywającą swoich praw policją.

Jon Bernthal sprawił, że Miasto jest nasze to tykająca bomba - opinia o serialu HBO Max - ilustracja #1

Simon nie marnuje czasu na zbędną ekspozycję, szanując inteligencję widza i wrzucając go od razu w wir wydarzeń. Akcję przyjdzie nam obserwować z paru różnych perspektyw, niektóre z nich się ze sobą przeplatają, ale założeniem twórców jest przede wszystkim to, byśmy mogli zasmakować życia na ulicach Baltimore z każdej możliwej strony. W ciągu kilkudziesięciu minut miałem okazję poznać kulisy działania gangsterskiego półświatka, uczestniczyć w polityczno-społecznym rekonesansie przeprowadzanym przez tamtejszą aktywistkę o aspiracjach burmistrzowskich, a także przyjrzeć się całemu spektrum sylwetek policjantów. Są tu i naiwni idealiści, i egoistyczni agenci federalni, i korpoinspektorzy niewystawiający swego wysoko zadartego nosa zza papierów, są i porządni gliniarze prowadzący różne sprawy kryminalne, a także… mało słodka śmietanka towarzyska, czyli Jon Bernthal i spółka – ludzie z pałką i pistoletem w ręku, którzy nie zawahają się ich użyć, aby tylko pokazać swoją wyższość względem drugorzędnych dilerów.

Powyższa wyliczanka, być może nieco nudnawa, może wydawać się naprawdę bogatą listą baltimorskich aniołów i demonów, ale tak naprawdę bardzo łatwo się w tych wszystkich grupach i postaciach zagubić. Jako widza interesowały mnie tak naprawdę losy i akcje tych bohaterów, którzy jakkolwiek wyróżniali się na tle reszty.

Za dużo jednak dobrego na temat wyrazistości całej ekipy nie mam do powiedzenia, bo ta, jak wcześniej wspominałem, uzależniona jest tak naprawdę od aktorskich wybryków Bernthala, który przejmuje całe show. Co jednak ciekawe, We Own This City tak bardzo zyskuje na tych paru scenach z udziałem owego aktora, że serial aż chce się śledzić, bo nabiera dzikiej, napięciowej energii. Staje się tykającą bombą, jedną z wielu, którą podłożył w swojej aktorskiej karierze Bernthal – szczególnie w serialu Punisher.

Mowa ciała wyrażająca agresję, wielkie groźne oczy, rozmaite pomruki, krzyki i warknięcia, których pozazdrościłby sam Geralt – to po prostu czysty maczyzm w wydaniu policyjnym. Owszem, cholernie toksyczny, ale za to intrygujący i artystycznie skuteczny! Żaden to wzór do naśladowania w prawdziwym życiu, ale zdecydowanie archetyp idealnie wpisujący się w magię sztuki filmowej tudzież serialowej.

Ten mały ołtarzyk imienia Jona Bernthala nie jest jednak przywoływany w imię niezwiązanej z serialem laurki czy chęci wyniesienia go pod niebiosa w moim osobistym aktorskim rankingu. Artysta ten swoją specyficzną grą wpisującą się idealnie w przyklejone do jego scenicznej facjaty emploi oddaje to, co Simon za pośrednictwem We Own This City (a wcześniej The Wire) chciał zaprezentować, czyli mocno niestabilne, zezwierzęcone, duszne USA tego, ale i minionego wieku.

W tej jednej kreacji wyczułem więcej wewnętrznych napięć, sprzecznych emocji i trzymanych na mocno naciągniętej smyczy impulsów niż we wszystkich pozostałych razem wziętych rolach w całym serialu. I choć nie świadczy to za dobrze o reszcie obsady, to w sumie po co mi ona? Całą esencję społecznie zaangażowanego kina policyjnego Miasto jest nasze i tak zdołałem poczuć. Wystarczył skromny (a złoty) występ jednej niezdrowo utalentowanej aktorskiej bestii.

O AUTORZE

Jona Bernthala śledzę od czasów pierwszego sezonu Żywych trupów, kiedy to jako Shane rywalizował z Rickiem o tytuł najbardziej charakternego samca alfa w całym ludzkim stadzie. Żaden inny aktor tak łatwo nie zamienia się w żądnego krwi agresora, a to wcale nie tak, że siedzą w nim na co dzień tak skrajne emocje. To po prostu dobra gra aktorska.

O wszelakich dziełach kultury możecie podyskutować na moim koncie twitterowym – link.

Serial Miasto jest nasze obejrzysz na HBO Max

Karol Laska

Karol Laska

Swoją żurnalistyczną przygodę rozpoczął na osobistym blogu, którego nazwy już nie warto przytaczać. Następnie interpretował irańskie dramaty i Jokera, pisząc dla świętej pamięci Fali Kina. Dziennikarskie kompetencje uzasadnia ukończeniem filmoznawstwa na UJ, ale pracę dyplomową napisał stricte groznawczą. W GOL-u działa od marca 2020 roku, na początku skrobał na potęgę o kinematografii, następnie wbił do newsroomu, a w pewnym momencie stał się człowiekiem od wszystkiego. Aktualnie redaguje i tworzy treści w dziale publicystyki. Od lat męczy najdziwniejsze „indyki” i ogląda arthouse’owe filmy – ubóstwia surrealizm i postmodernizm. Docenia siłę absurdu. Pewnie dlatego zdecydował się przez 2 lata biegać na B-klasowych boiskach jako sędzia piłkarski (z marnym skutkiem). Przesadnie filozofuje, więc uważajcie na jego teksty.

Reniferek to nowy hit Netflixa. Thriller psychologiczny o stalkerce ma 100% pozytywnych recenzji na Rotten Tomatoes i opowiada wstrząsającą historię

Reniferek to nowy hit Netflixa. Thriller psychologiczny o stalkerce ma 100% pozytywnych recenzji na Rotten Tomatoes i opowiada wstrząsającą historię

Kiedy i gdzie Civil War trafi do streamingu?

Kiedy i gdzie Civil War trafi do streamingu?

Najlepsze komedie 2024, nasze top 10

Najlepsze komedie 2024, nasze top 10

Czy 3. sezon Tokyo Vice powstanie? Twórcy serialu HBO komentują kwestię kontynuacji

Czy 3. sezon Tokyo Vice powstanie? Twórcy serialu HBO komentują kwestię kontynuacji

Stamtąd zawędrowało na Netflixa. Obejrzyj u giganta świetny horror sci-fi, który wcześniej był dostępny wyłącznie na HBO Max

Stamtąd zawędrowało na Netflixa. Obejrzyj u giganta świetny horror sci-fi, który wcześniej był dostępny wyłącznie na HBO Max