filmomaniak.pl NEWSROOM Andrew Garfield to najlepszy Spider-Man i powinien dostać nowy film Andrew Garfield to najlepszy Spider-Man i powinien dostać nowy film Spider-Man: No Way Home zarządziło w światowych kinach, mimo niesprzyjających warunków. To całkiem przyjemne filmidło może zapewnić coś więcej niż chwilę rozrywki. Może dać drugą szansę najlepszemu odtwórcy Człowieka Pająka. nasze opinieHubert Sosnowski 22 stycznia 2022 27 Spider-Man: No Way Home mnie nie powaliło. Wyszedłem z seansu zadowolony, ale to tyle. Odniosło sukces, bo to optymistyczny film, który trafił w odpowiedni moment, by rozjaśnić czarną godzinę. Ładny, odrobinę wzruszający i z mnóstwem bajerów, które spowodują radość fanów Pajączka w wydaniu MCU. Dla pewnej grupy odbiorców – w tej liczbie i mnie – ważniejsze było coś innego. Film otwiera drogę powrotu najlepszemu aktorskiemu odtwórcy Spider-Mana, czyli Andrew Garfieldowi. Oraz najciekawszej, niedomkniętej serii o Peterze Parkerze, czyli The Amazing Spider-Man. Jeśli do kogoś powinna należeć finałowa odsłona przygód tego bohatera – to właśnie do Garfielda. I jest ku temu kilka dobrych powodów. UWAGA! W DALSZEJ CZĘŚCI TEKSTU MOGĄ POJAWIĆ SIĘ SPOILERY Z RÓŻNYCH FILMÓW O SPIDER-MANIE. CZUJCIE SIĘ OSTRZEŻENI! Trudny startFilmowe Amazingi nie miały szczęścia. Owszem, wypracowały w kinach grube miliony (odpowiednio 758 i 709 mln dolarów), jednak niedostatecznie grube, by Sony było zadowolone. Po kolejnych problemach z ustaleniem terminów machnięto ręką na sprawę i dystrybutor poszedł na współpracę z Marvelem i Disneyem (pogrzebano przy tym znakomitą kreskówkę, The Spectacular Spider-Man, którą prywatnie stawiam wyżej nawet niż Into the Spider-Verse). Tak dostaliśmy „domową” trylogię z MCU (Homecoming, Far From Home i No Way Home) – trzy porządne, poprawne filmy, które dostarczają trochę ubawu, ale w gruncie rzeczy poza paroma przebłyskami radości i wzruszenia brakuje w nich prawdziwych emocji. Są sympatycznym przeżyciem, okazjonalnie popisują się czymś ciekawym czy dobrym żartem, a w Far From Home i No Way Home można dostrzec pracującą w tle bujną wyobraźnię. Nigdy jednak nie mogłem pozbyć się wrażenia, że te filmy są zbyt bezpieczne. Za grzeczne. Że to tylko ładniejsze odcinki kinowego serialu MCU. Coś takiego było w kadrach, grze aktorskiej czy samym scenariuszu, co mnie w tym utwierdzało. To nie było pełne doświadczenie, produkcje te pozostawiły mnie bowiem z niedosytem – i to nie tym dobrym. Raczej z przeświadczeniem, że ktoś temu Pająkowi spiłował żądło. Powiązane:Marvel chronologicznie - jak oglądać filmy i seriale po kolei Zarówno ze Spider-Manem Sama Raimiego, jak i z Amazingiem Marca Webba było inaczej. Trylogia Raimiego to heroiczna baśń osadzona w Nowym Jorku, momentami dramatyczna, ale przede wszystkim przerysowana i rozkoszna. Wyważyła zamknięte po porażce Batmana i Robina drzwi, przez które przedarł się Mroczny Rycerz, a potem wszystkie zastępy MCU. I choć Raimi planował osiem części, to nawet w tej niedoskonałej trzeciej dostaliśmy swego rodzaju emocjonalne domknięcie. Pewien rozdział się tam kończył. Z Amazing Spider-Manem było inaczej. Pierwszy film z nowej serii musiał zmierzyć się z legendą trylogii Raimiego i według wielu nie wytrzymywał tego porównania (siła sentymentu robi swoje na przekór jakości). Jednocześnie stał w cieniu sukcesu Mrocznego Rycerza i reżyser – Marc Webb – musiał podążyć za trendami, ale to akurat się udało, przyniosło nieco mroczniejszego, odrobinę bardziej samolubnego (choć i dowcipniejszego) Spider-Mana, z którym łatwiej się utożsamić. Sam byłem w tej mniejszości, która wreszcie znalazła „swojego” bohatera komiksowego dzięki interpretacji Garfielda, ale po sieci rozszedł się jazgot niezadowolenia. Na szczęście film poradził sobie całkiem nieźle (a jako obraz – jest zwyczajnie bardzo dobry) i kontynuacja dostała zielone światło. I to tu zaczęły się problemy. Drugiej części daleko do doskonałości, ale nie umiem jej nie lubić. Pewnie, producenci przejechali się po drugim Amazingu rzeźnickim nożem, a studio stawiało Webbowi chore wymagania od początku procesu twórczego. Film miał opowiadać koszerną historię i jednocześnie rozbujać całe uniwersum ze spin-offami, przez co stał się męczarnią dla wszystkich zaangażowanych, z Garfieldem włącznie. Historii nie przysłużyły się dziwne skróty myślowe i niezgrabnie pozakręcany scenariusz (w końcu gdzieś te wszystkie zajawki przyszłych produkcji trzeba było upchnąć), a wątek rodziców spowolnił i przeciążył fabułę. A jednak film nie był klapą. Po prostu problemy nie pozwoliły mu osiągnąć poziomu, do którego spokojnie mógł doskoczyć. Poziomu najlepszej produkcji o Człowieku Pająku. Bo nawet z takim bagażem oferował seans pełen intensywnych emocji, humoru i aktorskiej charyzmy (całej obsady, nie tylko Garfielda i fenomenalnej Emmy Stone). Kiedy już coś mu się udawało, kiedy scena działała – to na całego. Wbrew dość powszechnej krytyce Marc Webb sporo rzeczy zrobił dobrze. Dla przykładu – wielu zganiło go za obecność trzeciego złoczyńcy – Rhino – tylko na początku i w zakończeniu, ale tak naprawdę to jedynie wina marketingu, który wcześniej spamował jego obecnością. Sceny, w których ów zbir się pojawia, stanowią rewelacyjną klamrę kompozycyjną i podkreślają wydźwięk filmu, początek nakręca, a końcówka zamyka wszystko ładną, pogodną codą. Dusza PająkaNiby fabularnie mieszał pomysły z różnych wersji Spider-Mana (tej głównej, znanej z klasycznych komiksów, jak i alternatywnej wersji Ultimate), ale tak naprawdę był najwierniejszy komiksom, zarówno pod względem estetycznym, jak i w kwestii balansu między dramatem, komedią i naparzanką. Rdzeń obu części, ich emocjonalny wydźwięk stał najbliżej komiksowego pierwowzoru. I biła od niego szczerość oraz zadziorność, pulsował tym, czym żyła popkultura w drugiej dekadzie XXI wieku. A w dodatku drugi Amazing pokazał najlepszy kinowy strój Pająka. Andrew Garfield pokusił się o najpełniejszą interpretację, takiego nieco dojrzalszego Pajączka z nowszych komiksów (szczerze polecam serię pisaną przez J. Michaela Straczynskiego, jest rewelacyjna pod względem pomysłów i literackiej obróbki, ze świetnymi monologami, dialogami, humorem, dramatem i akcją). Zaserwował połączenie zawadiaki, nieporadnego dzieciaka oraz kogoś, kto faktycznie dopiero uczy się odpowiedzialności i walczy z mrokiem, nie tylko tym widocznym u wrogów, ale i ukrytym gdzieś we wnętrzu niego samego. Garfield BYŁ Spider-Manem. Proaktywnym, nieco ciapowatym, ale i zdeterminowanym, prącym naprzód bohaterem pyskaczem, a jednocześnie jednym spośród nas, kolesiem ze zwykłymi problemami, do których doszły te nadnaturalne. Aktor bardzo dobrze rozumiał tę postać, bo w przeciwieństwie do Tobeya Maguire’a czy Toma Hollanda był autentycznym fanem komiksów o Pająku. Zgodził się nawet na zdecydowanie mniejszą gażę (po 1,5 miliona dolarów za każdy film) niż jego poprzednik i następca. Garfieldowi wtórowała zresztą świetnie grająca obsada, z fenomenalną Emmą Stone na czele. Aktorka, znana choćby z La La Landu, Easy A czy Birdmana, tchnęła nowe życie w klasyczną bohaterkę. Jej Gwen Stacy miała pazur, charyzmę i własne życiowe cele, a w dodatku była kimś zdecydowanie więcej niż damą w opresji. Aktywnie pomagała Spider-Manowi i wykorzystywała intelekt, by główny bohater zyskał przewagę. Relacja tej dwójki stanowiła serce obu filmów, również dzięki znakomitej grze aktorskiej obojga. To właśnie przez świetną podbudowę śmierć tej postaci zabolała wyjątkowo mocno i zostawiła Spider-Mana z pyrrusowym zwycięstwem w rękach i goryczą w sercu. A widzów z potrzebą, by zobaczyć, jak Pająk sobie poradzi z nowym brzemieniem. I mimo goryczy, z którą co rusz Parker się mierzył – w obu Amazingach wybrzmiewało coś optymistycznego, głęboko humanistyczne zrozumienie, że owszem, nosimy wiele blizn, ale wciąż jesteśmy zdolni dać światu coś pozytywnego, wykrzesać z siebie odrobinę uśmiechu. Pomysły na sceny akcji też robiły wrażenie, w stylistyce było coś komiksowo-campowego, a jednocześnie cholernie widowiskowego. Filmowego. Te ujęcia i dynamika, mimo okazjonalnych niedoskonałości CGI, miały swoją wagę i dawały widzowi dość przestrzeni, by zanurzyć się w obrazie na całego. Bujanie się na pajęczynie obserwowane oczyma postaci robiło niesamowite wrażenie, a niektóre ujęcia lotu nad miastem wyglądały jak żywcem wyjęte z komiksów. I miały w sobie coś wyjątkowego. Właśnie... jak w porządnym filmie, nie jak w wysokobudżetowym marvelowskim bezpiecznym serialu. Ten obraz podejmował realizacyjne ryzyko i bawił się swoim stylem. Namnożyło się Spider-Manów i innych podobnych herosów. Jeśli chcecie wiedzieć, od czego zacząć znajomość z komiksami, zapraszam do tego tekstu. Natomiast jeśli chcecie poczytać dobre rozrywkowe historie o kimś z pajęczej rodziny czy uniwersum – polecam Scarlet Spidera ze scenariuszem Christophera Yosta. To historia Kaine’a, złego brata i klona Petera Parkera. Kaine próbuje zacząć nowe życie z dala od problemów nękających Nowy Jork, oficjalne centrum bohaterskiego świata, ale wpada w tarapaty, przez które ląduje w Houston w stanie Teksas. Tam zaś od superherosów wymagają trochę ostrzejszego podejścia. Seria ma świetny start, dobre dialogi, fajnych bohaterów i wiele wyjaśnia w biegu, dzięki czemu mimo bogatej historii postaci łapiemy wszystko w lot. Jedyna wada jest taka, że trzeba sobie skołować oryginalne wydania zeszytów lub zbiorczych albumów, ale zdecydowanie warto. To jedna z najlepszych pajęczych pozycji ostatnich dziesięciu czy piętnastu lat. Przy całej widowiskowości na Amazingach widniał wyraźny autorski podpis offowego reżysera. Marc Webb, kiedy tylko studio mu na to pozwalało, bardzo starannie budował niejednoznacznych, zapadających w pamięć bohaterów. Nawet prowadzony przez niego wujek Ben (Martin Sheen) to persona z krwi i kości, a nie archetyp do wygłoszenia znaczącego kazania i odstrzału. Amazingi miały świetnie zarysowane relacje między postaciami, pełne napięcia i generujące konflikty, które wynikały często z tego, że ludzie byli tu tylko ludźmi i nie zawsze potrafili się dogadać. I wypadało to wszystko wiarygodnie nawet w „dwójce”, mimo jej licznych niedomagań. Niestety, Amazing Spider-Man 2 zostawiał Petera i nas z wieloma pytaniami i niedomkniętymi wątkami. Co dalej z konfliktem między nim a największym wrogiem i jednocześnie przyjacielem? Jak Parker poradzi sobie ze stratą ukochanej? Osunie się w mrok czy dalej będzie tym sympatycznym, tylko bardziej doświadczonym Spider-Manem z sąsiedztwa? Którzy z zapowiadanych nieprzyjaciół staną mu na drodze? I czy wreszcie zobaczymy Black Cat, taką fajniejszą Catwoman, w pełnej krasie (Felicię Hardy, alter ego Kotki, grywała wtedy epizodycznie Felicity Jones)? I co z tymi nieszczęsnymi rodzicami Petera?... Powrót do łaskPrzez ostatnie dziesięć lat wszystko wskazywało na to, że nigdy się tego nie dowiemy. Sony rzeźbiło bokami (Venom, nadciągający Morbius), a jednocześnie współpracowało przy Spiderach z Hollandem. Koncepcja multiwersum, z którą powoli oswaja się masowy widz dzięki MCU, niesie tę jedną dobrą wiadomość, że w zasadzie – nic nie jest przesądzone. To oznacza miejsce dla więcej niż jednego Petera Parkera na afiszu. I choć w wielu ankietach to Tobey przoduje jako najpopularniejszy Spidey, spora grupa fanów optuje jednak za powrotem Garfielda. Sam aktor wyraża entuzjastyczną otwartość na myśl o tym. I ktoś tu ewidentnie sonduje rynek. Nic oficjalnie nie powiedziano, być może faktycznie żadne konkretne rozmowy jeszcze się nie toczą, ale ilość półsłówek i sugestii w wiadomościach o Spider-Manie sugeruje, że przynajmniej w narodzie tkwi ogromna wola, by zobaczyć powrót Amazingów. Pojawiały się już nawet fake newsy o potwierdzeniu prac nad trzecią częścią. Nie wiem jak Wy, ale ja chciałbym, by któraś kolejna taka wiadomość okazała się prawdą. Jeśli po wszystkich przebojach udało się z Ligą Sprawiedliwości Zacka Snydera – to i z dużo popularniejszym Pająkiem powinno. OD AUTORA Jeśli chodzi o filmy o superbohaterach, to zaczynam mieć ich powoli dość. Mało co po Endgamie wzbudza we mnie równie wielkie emocje w tym rewirze. Z jednym wyjątkiem. Dla trzeciego Amazing Spider-Mana z Garfieldem zawsze znajdzie się miejsce w moim sercu i grafiku. Człowiek Pająk to jeden z pierwszych superbohaterów, których poznałem – i to ten, który spodobał mi się z tych popularnych najbardziej. Do najlepszych komiksów o nim wracam co jakiś czas, by poprawić sobie humor. Podobnie jak do Amazingów Marca Webba. Chcesz ze mną porozmawiać o Spider-Manach? Zapraszam na mój fanpage – Hubert pisuje. Czytaj więcej:Seria Spider-Man na Disney Plus - znamy datę premiery POWIĄZANE TEMATY: aktorzy MCU / Marvel Cinematic Universe Spider-Man (postać) nasze opinie publicystyka filmowa Tom Holland Niesamowity Spider-Man 2 Hubert Sosnowski Hubert Sosnowski Do GRYOnline.pl dołączył w 2017 roku, jako autor tekstów o grach i filmach. Do 2023 roku szef działu filmowego i portalu Filmomaniak.pl. Pisania artykułów uczył się, pracując dla portalu Dzika Banda. Jego teksty publikowano na kawerna.pl, film.onet.pl, zwierciadlo.pl oraz w polskim Playboyu. Opublikował opowiadania w miesięczniku Science Fiction Fantasy i Horror oraz pierwszym tomie Antologii Wolsung. Żyje „kinem środka” i mięsistą rozrywką, ale nie pogardzi ani eksperymentami, ani Szybkimi i wściekłymi. W grach szuka przede wszystkim dobrej historii. Uwielbia Baldur's Gate 2, ale na widok Unreal Tournament, Dooma, czy dobrych wyścigów budzi się w nim dziecko. Rozmiłowany w szopach i thrash-metalu. Od 2012 roku gra i tworzy larpy, zarówno w ramach Białostockiego Klubu Larpowego Żywia, jak i komercyjne przedsięwzięcia w stylu Witcher School. „Dało mi to nauczkę”. Denzel Washington już nigdy nie powtórzy tej jednej rzeczy, którą zrobił na planie filmu z lat 80 „Dało mi to nauczkę”. Denzel Washington już nigdy nie powtórzy tej jednej rzeczy, którą zrobił na planie filmu z lat 80 „Muszę tego słuchać od tego gnojka”. Marlon Brando nie mógł znieść krytyki na planie filmu Francisa Forda Coppoli, przez co obraził innego aktora „Muszę tego słuchać od tego gnojka”. Marlon Brando nie mógł znieść krytyki na planie filmu Francisa Forda Coppoli, przez co obraził innego aktora „Ja z kolei byłem jego klaunem”. James Caan był przerażony na planie Ojca chrzestnego, gdy myślał, że wkurzył Marlona Brando „Ja z kolei byłem jego klaunem”. James Caan był przerażony na planie Ojca chrzestnego, gdy myślał, że wkurzył Marlona Brando „Oszukał mnie, żebym zagrał w tym śmieciu”. Arnold Schwarzenegger podstępem wrobił Sylvestra Stallone'a w jeden z jego najgorszych filmów „Oszukał mnie, żebym zagrał w tym śmieciu”. Arnold Schwarzenegger podstępem wrobił Sylvestra Stallone'a w jeden z jego najgorszych filmów „Mogłem zachować się lepiej”. David Duchovny wspomina niesławny konflikt z Gillian Anderson na planie Z archiwum X, który nazywa „porażką przyjaźni” „Mogłem zachować się lepiej”. David Duchovny wspomina niesławny konflikt z Gillian Anderson na planie Z archiwum X, który nazywa „porażką przyjaźni”